Przez ostatnie dni
tłumaczyłam te nieszczęsne opowiadania dla CFKTO&OT i teraz jestem
wykończona. Choć nie wiem czy szukanie w pamięci i słownikach
odpowiednich słów i ułożenie ich jak należy jest trudniejsze od prób
wyciągnięcia skrawków opowieści z własnej głowy i poskładania ich razem.
Nie wiem też czy powinnam się cieszyć, że były tylko trzy opowiadania,
czy raczej rozpaczać, że aż trzy. Jedno opiewało namiętny romans z
obowiązkowym czarnym charakterem w tle i śmiem twierdzić, że ów czarny
charakter był najciekawszy. I zupełnie nie pasował do reszty
opowiadania, poniekąd wybijał się ponad przeciętność... Aż się
zastanawiam czy nie został z życia wzięty. Albo skądś podebrany.
Autorka, podobnie jak dwoje pozostałych, jest importowana z innego
świata, więc nikt w DeNaNi nie będzie się czepiał o plagiat, w razie
czego... Drugie było bardzo cieplutkie i opisywało jeden dzień z życia
rodziny pewnego mistrza przywołań. Egil powinien to przeczytać,
dowiedziałby się paru istotnych rzeczy. A ja chętnie spotkałabym autorkę
żeby jej pogratulować - nie tylko dlatego, że z tym opowiadaniem poszło
mi najłatwiej. Natomiast trzecie... Trzecie to był koszmar. Przez parę
dni siedziałam na Pograniczu obłożona fachową literaturą, zastanawiając
się, od której strony je ugryźć. Takie sci-fi w postapokaliptycznym
świecie, pełne technologii i terminologii, jakby autor chciał pokazać
jaki jest mądry i obeznany. Brrr, do tego jeszcze w stylu zimne jak lód.
Ale gdyby wywalić całą tę sztywną gadkę, wyłoniłaby się spod niej
całkiem niezła fabuła, dlatego złapałam się na rozważaniach jak
wyglądałoby to opowiadanie, gdybym je napisała od nowa. Najlepiej z
punktu widzenia tego mechanika z wesołymi iskierkami w oczach. Chyba te
iskierki mnie podniosły na duchu, dlatego nie odpadłam w połowie.
W ogóle żyję tylko dzięki Chmurce, która z własnej inicjatywy
przylatywała z herbatą, oraz dzięki Tenariemu, który przynosił mi swoje
rysunki. Na jednym leżałam nieżywa, przysypana zabazgranymi kartkami.
Widać, że dziecko się o mnie boi... Poza tym wyraźnie nie lubi czuć się
zapomniany przez tak długi czas.
Gotowe przekłady odesłałam przed chwilą Egbertowi i wreszcie czuję się
wolna. Mogę sobie siedzieć przy toaletce i nakładać na twarz takie
dziwne błoto, polecone mi przez San. I dopiero teraz, kiedy robię miny
do lustra, uderza mnie pewien fakt, na który wcześniej nie zwróciłam
uwagi. Patrzę na swoje odbicie, na tę nieznajomą, niebieskooką twarz,
będącą moją zmorą od wielu żyć i uświadamiam sobie, że kiedy byłam na
Krawędzi, spoglądając w lustro widziałam przecież swoją...!! O b e c n ą!
Nie będę udawała, że to rozumiem. Ani że mnie to nie poruszyło.
Co okazuję śmiejąc się bez przerwy ze swojego opóźnionego zapłonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz