9 XI

Aeiran wybrał się do Refrenu z samego rana i nie było go cały dzień. Nawet mnie nie zbudził, żeby przypadkiem nie zachciało mi się mu towarzyszyć. O to akurat mógł być spokojny, ale z drugiej strony, nie puściłabym go tak łatwo... W każdym razie wrócił zmęczony i podminowany (bił się z tą Devną, czy jak?!), za to z Symbolem Aldriny, który stoi teraz na komódce w moim buduarze. Właściwie powinno się go zabrać gdzieś daleko od Pieśni, ale w tym domu będzie bezpieczny, przynajmniej dopóki reszta panteonu (poza Ayselem) kategorycznie się sprzeciwia odwiedzeniu go. Jakby ktoś ich tu zapraszał, też coś.
Jak się spodziewałam, Aeiran nie powiedział mi wiele, a jedynie spytał, czy zostanę jeszcze parę dni. Z ulgą odnotował, że tak i zasnął jak kamień. Ja zaś oczywiście siedzę twardo po nocy, choć oczy mi się kleją. To nic, fioletowe cienie dziwnie dobrze pasują do srebrnych oczu, specjalnie wpatrywałam się z każdej strony w swoją twarz w lustrze, żeby się w tym utwierdzić... Tak, nie wątpię, że brak snu już mi mąci w umyśle. Trudno, jeszcze kilka ostatnich zdań. Jeszcze raz wyjrzę przez okno, chociaż nocą ledwo widać morze.
Właściwie powinnam się niepokoić, co Gein i Devna mogą zrobić z tą diabelną Galateą. Ale nie, nie zasłużyli sobie na moją troskę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz