Aeiran wybrał się do Refrenu
z samego rana i nie było go cały dzień. Nawet mnie nie zbudził, żeby
przypadkiem nie zachciało mi się mu towarzyszyć. O to akurat mógł być
spokojny, ale z drugiej strony, nie puściłabym go tak łatwo... W każdym
razie wrócił zmęczony i podminowany (bił się z tą Devną, czy jak?!), za
to z Symbolem Aldriny, który stoi teraz na komódce w moim buduarze.
Właściwie powinno się go zabrać gdzieś daleko od Pieśni, ale w tym domu
będzie bezpieczny, przynajmniej dopóki reszta panteonu (poza Ayselem)
kategorycznie się sprzeciwia odwiedzeniu go. Jakby ktoś ich tu
zapraszał, też coś.
Jak się spodziewałam, Aeiran nie powiedział mi wiele, a jedynie spytał,
czy zostanę jeszcze parę dni. Z ulgą odnotował, że tak i zasnął jak
kamień. Ja zaś oczywiście siedzę twardo po nocy, choć oczy mi się kleją.
To nic, fioletowe cienie dziwnie dobrze pasują do srebrnych oczu,
specjalnie wpatrywałam się z każdej strony w swoją twarz w lustrze, żeby
się w tym utwierdzić... Tak, nie wątpię, że brak snu już mi mąci w
umyśle. Trudno, jeszcze kilka ostatnich zdań. Jeszcze raz wyjrzę przez
okno, chociaż nocą ledwo widać morze.
Właściwie powinnam się niepokoić, co Gein i Devna mogą zrobić z tą
diabelną Galateą. Ale nie, nie zasłużyli sobie na moją troskę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz