8 XI

- Ja chyba powinnam się zacząć domagać pokazywania biletów - marudziła Nindë. - Do Pieśni i z powrotem, bez żadnej taryfy ulgowej. W ogóle dziwne, że jeszcze mnie do dyliżansu nie zaprzęgłaś.
Nie brałam jej skarg specjalnie serio, wiedząc, że przyzwyczaiła się już do podróży czarnymi dziurami. Sama natomiast miałam ochotę pomarudzić. Że nigdy jeszcze nie jechałam - tak jak Ketris - przez Melodię. Nie mam pojęcia jak to jest podróżować muzyką. To znaczy, próbuję sobie wyobrazić, ale nie sądzę, by mojej wyobraźni starczyło na coś takiego.

W domu nad morzem... Swoją drogą, czy słowa "dom nad morzem" nie mają w sobie czegoś magicznego? Kiedy je słyszę, czuję tęsknotę... i natchnienie. A fakt, że myślę w taki sposób również o tym domu, powinien mnie przerażać, tymczasem zaś... Ale chyba odbiegam od głównego wątku. W domu nad morzem siedział Ketris i oczekiwał nas z niecierpliwością.
- Miło, że tu jesteś - ucieszył się na mój widok. - Słuchaj, ten buduar na piętrze sama sobie urządzałaś? Bo nie wiem, czy powiedzieć, że gustowny...
- Możesz iść do domu, dźwiękmistrzu - przystopował go Aeiran. - Z pewnością wolałbyś już tam być.
- Daj spokój, dawno się nie widzieliśmy - roześmiałam się, wchodząc do dużego pokoju. Widok płonącego na kominku ognia bardzo mnie ucieszył.
- Właśnie, jeśli mam tak być wiecznie odcięty od wszystkiego, to może rzucę tę robotę... - zaczął Ketris zaczepnie, ale urwał, gdy rozległo się donośne pukanie. Nie dobiegało z zewnątrz, tylko jakby z głębi domu. Kiedy Aeiran je usłyszał, syknął coś pod nosem i zniknął w korytarzu.
- Już się dowiedzieli, że wrócił - bard zrobił zabawny grymas.
- Co? O czym mówisz?
- No, o tym pukaniu. Nie mów, że nie widziałaś tamtych zakazanych drzwi - zdziwił się. - Ale bez obaw, oni nigdy przez nie nie przechodzą.
Już miałam odetchnąć z ulgą, ale jego pocieszenie okazało się na wyrost. Nie wiem jak bardzo go to zdumiało, bo błyskawicznie spuścił głowę i zgiął się w ukłonie, kiedy Aeiran wprowadził do pokoju elegancko, choć jaskrawo ubranego jegomościa o kasztanowej czuprynie. Prawie całą jego twarz zasłaniała kolorowa karnawałowa maska.
- Doprawdy, to wygląda na porządny ludzki dom! - przemówił, rozglądając się po pokoju.
- W ilu ludzkich domach bywałeś do tej pory, Aysel? - zapytał Aeiran drwiąco.
- Bywałem w nieludzkich i nie wyglądały tak jak ten - odparował jegomość i prawie podbiegł do mnie. - Czy mam cię nazywać Jasnooką? Bo nie ulega wątpliwości, że do tej pory byłem jedynym prawdziwym jasnookim w tym panteonie.
Ujął moją dłoń jak do pocałunku, ale chyba mu się odwidziało i potrząsnął nią mocno. Rzeczywiście, jego oczy były całe białe, bez widocznych źrenic i tęczówek.
- Nie jestem boginią - odrzekłam z westchnieniem.
- Bogini czy nie, masz zapewnione miejsce w naszym wzorze, jak nić w gobelinie - wzruszył ramionami. - Według Geina i Devny wszystko ma swą przyczynę i skutek, więc gdybyś się nie pojawiła, pewnie byłaby jakaś inna Jasnooka.
- Nie byłoby - uciął Aeiran stanowczo. Zamaskowany przypomniał sobie o jego istnieniu i puścił moją rękę zanim zdążył ją zgnieść.
- A właśnie, Eydís wspominała, że trafiłeś na coś naszego - uśmiechnął się.
- Na nic waszego. Wy trzymacie swoje skarby w jednym miejscu, a wasi poprzednicy rozrzucali je po światach... Nie powinniście się do nich przyznawać.
- Każde nowe pokolenie uczy się na błędach poprzedniego. Mogę zobaczyć?
- Pod warunkiem, że możemy tu i teraz dokonać wymiany... A jestem prawie pewien, że nie.
- Jasne, że nie - żachnął się zamaskowany. - Ale przybądź do nas jutro, zdążę ci oczyścić pole manewru.
- Na co macie się wymienić? - uświadomiłam sobie, że jeszcze nie zadałam tego pytania.
- Na coś, co kiedyś pojawiło się w naszym świecie, dość nieoczekiwanie... Chyba mogę jej pokazać?
- Możesz - odpowiedział Aeiran. - Dźwiękmistrzu, podnieś wzrok.
Zaskoczony w pierwszej chwili Ketris wyprostował się, ale śmiało spojrzał w oczy przybyszowi, który otworzył dłoń i zaczął tworzyć na niej iluzję. Delikatnej z wyglądu czarnej figurki otwierającej portal.
- Gein wciąż się zastanawia, jak można to wykorzystać - powiedział cicho do Aeirana. - Obyś miał do zaoferowania coś ciekawszego...
- Aldrina!! - syknął Ketris i już miał się rzucić w kierunku boga w masce,ale w porę chwyciłam go za rękę.
- Zostaw, to iluzja, nic nie poradzisz.
- Nie wolno zostawiać tego w rękach Geina, on może...
- Nie sprowadzi jej tutaj, jeśli o to się martwisz - przerwał Aeiran. - Ale posiadając Symbol, może zaszkodzić na odległość... Nawet na taką odległość.
- Ha, widzę, że krew się wam burzy - uśmiechnął się zamaskowany szeroko. - Ale może w takim razie już pójdę. Żeby potem nie było na mnie.
Kiedy Aeiran odprowadzał go do przejścia, Ketris opadł na fotel jakby uszło z niego powietrze. Nie pozostał jednak w tym stanie zbyt długo.
- Dlatego mi nic nie powiedziałeś, tak? - odezwał się, gdy mój towarzysz już wrócił do pokoju. - Zawsze się zastanawiałem, co się stało z Symbolem Aldriny... I oni go mają?!
- Uspokój się. Nie rób sobie z nich wrogów takim zachowaniem - uciszył go Aeiran. - Co chciałeś zrobić, zaatakować Aysela? Nie zamierzam cię pouczać na temat świętokradztwa, ale powiedz, co by ci z tego przyszło?
Mówił spokojnie, niemal lekko, ale za dobrze pamiętałam, z jakim zawzięciem szukał czegoś na wymianę (jednocześnie pilnując się by nie zepsuć nam podróży)...
- Myślisz, że się uda? - zaniepokoiłam się. - On się wydaje jakiś śliski, nie zrobił na mnie dobrego wrażenia.
- Od kiedy bezgranicznie ufasz pierwszemu wrażeniu?
- Od kiedy widuję osobników wyglądających, jakby ich ktoś z Omegi wypuścił - przyznałam i usiadłam na kanapie. Aeiran zajął miejsce obok mnie.
- Gdybym miał zaufać któremuś z nich, zaufałbym właśnie jemu.
Mimo wszystko nie powiem, że mnie to pocieszyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz