Snułam się po domu, próbując
jednocześnie snuć nowy wątek. Niestety jednak moje mieszkanko jest
niewielkie, do tego zastawione masą mebli z regałami na czele, więc nie
bardzo jest się gdzie snuć, dlatego przeszłam do herbaciarni, sprawdzić
co porabia Tenari.
Jak się okazało, również się snuł. Co dziwniejsze, na piechotkę. Czyżby
był aż tak znudzony, że nie chciało mu się latać? Mnie właściwie też
trochę doskwierała bezczynność - widać podczas wizyty u San-Q tak się
rozkręciłam, że do tej pory się nie zatrzymałam. Nie żebym tęskniła do
licznego towarzystwa, ale przecież we dwójkę też można poszaleć!
Co w takim razie zrobić, wybrać się gdzieś?
Nieoczekiwanie przed oczami stanęła mi wizja kolorowego lunaparku.
Takiego z diabelskim młynem, watą cukrową... Tfu, a ten pomysł to skąd?!
Z diabelskim młynem, w każdym razie. Tylko gdzie o tej porze roku
znaleźć wesołe miasteczko nie skute lodem i nie zasypane śniegiem?
- Ten-chan, chciałbyś się przejechać na diabelskim młynie?
Mały z radości zatrzepotał skrzydłami i poderwał się w górę.
Tak jak przypuszczałam, trzeba było się zapędzić dość daleko od domu,
żeby znaleźć takie miejsce, w którym Tenari nie zamarznie... Ech, a ja
się nie ugotuję. Nieważne. Ważne, że wesołe miasteczko było stare i
słabo uczęszczane, ale naprawdę wesołe. Zwłaszcza to skrzypienie, które
wydawały chyba wszystkie urządzenia, brzmiało jak śmiech. Poza
diabelskim młynem zahaczyliśmy między innymi o dość zdezelowane
samochodziki, gabinet luster i strzelnicę, na której wygrałam wielkiego
zielonego słonia. Następne, co mi będzie zastawiało pokój, ale to nic.
Ma takie wielkie, melancholijne oczy, które wyrażały prośbę o zabranie
do domu. Robię się sentymentalna?
Po szlaeństwie byłam niemal skłonna zabrać Tenariego na hamburgera, ale
skończyło się na sałatce owocowej i gorącej czekoladzie. Nie mam pojęcia
skąd mi się wzięły te hamburgery, ale w porę się opamiętałam. Tenari
pofukał troszkę, ale sałatka też mu smakowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz