- Czym - zaczął Geddwyn, akcentując każde słowo uderzeniem dłoni o pulpit nauczycielski - są według was żywioły?
Wszystkie uczennice patrzyły na niego bez słowa, z wytrzeszczonymi oczami i rozchylonymi ustami - ciekawe, czy słuchały, czy tylko patrzyły.
Geddwyn powiódł po klasie wzrokiem zdobywcy i rozsiadł się na pulpicie.
Ja siedziałam pod ścianą - na miejscu, gdzie zwykli siedzieć wyzytatorzy
- z zeszytem na kolanach i piórem w gotowości. Obok mnie siedziała
Shee'Na, która zapisała się na te wykłady choć nie zamierzała się
specjalizować w żywiołach. Chciała się za to pośmiać.
- Żywioły są... Częścią natury? - zaryzykowała w końcu dziewczyna z fantazyjnym naszyjnikiem z... Modeliny?
Geddwyn zeskoczył z pulpitu i przysiadł dla odmiany na jej ławce.
- Jeśli taka jest twoja opinia - szepnął, bawiąc się tym naszyjnikiem - to dlaczego przybyłaś tutaj, zamiast zostać druidką?
Dziewczyna się cała zaczerwieniła, a reszta klasy spoglądała na to bez
zrozumienia. A może im się wydawało, że rozumiały. Sama przez chwilę
miałam ochotę pociągnąć go za ucho - przyjechał tu uczyć czy flirtować?!
- Pierwsza się zapisałaś na te wykłady, dobrze pamiętam? - uśmiechnął
się ujmująco. - Skoro tak bardzo chciałaś się uczyć żywiołów, dlaczego
trafiłaś do miejsca, gdzie dopiero teraz zaczynacie ten cały majdan?
Dziewczyna z naszyjnikiem poczerwieniała jeszcze bardziej i spuściła
głowę. W końcu któraś z dalszych rzędów uznała za stosowne odegrać rolę
wybawicielki. Upierścieniona dłoń wystrzeliła w górę.
- Słucham - powiedział Geddwyn, nawet nie patrząc w tamtą stronę.
- Żywioły są chaosem! - uczennica z pierścieniami wstała gwałtownie, wyprężona jak struna.
Przez chwilę nie reagował. W końcu wstał i zaczął się przechadzać po klasie. Dziewczyna nawet nie drgnęła, stała dalej.
- Co to jest, szkoła wojskowa, czy jak? - westchnął, przy okazji puszczając do mnie oko. - Uzasadnij.
- Potrafią znienacka uderzyć, siejąc grozę, są nie do powstrzymania, a
przy tym nie mają swojego rozumu - wyrecytowała dziewczyna, a na każde
jej słowo przypadało jedno skinięcie głowy czcigodnego nauczyciela.
- Jeeej, jaki ten Chaos b e z m y ś l n y, nie? - jęknął w odpowiedzi, a następnie spojrzał na nią z ukosa. - Wiesz, że byłaby z ciebie niezła modelka?
Dziewczyna popatrzyła na siebie skonfudowana. Faktycznie, była wysoka i
miała smukłą sylwetkę, ale to chyba nie podchodziło pod temat...
- A jak ci się żywioły dają ogrzać i ochłodzić, najeść i napić, to też
są Chaosem?! - huknął Geddwyn znienacka, aż wszystkie dreszcz przeszedł.
Najwyraźniej spodobała mu się ta robota.
- A kiedy robisz coś, czym się pasjonujesz, to mówisz, że jesteś w swoim żywiole? - nagle zmienił ton i uśmiechnął się szeroko.
- No, tak, ale... Do czego pan właściwie zmierza?
- Wreszcie któraś zapytała. No to odpowiem pytaniem: co tu robicie,
skoro każda z was mogłaby być w tej chwili w swoim własnym żywiole, nie
tracąc czasu na zrozumienie sił natury?
Wszystkie spojrzały po sobie z mętlikiem w głowach.
- A co pan tu robi, skoro tak naprawdę nie chce nas pan uczyć? - odcięła się w końcu jakaś mała blondyneczka.
- Punkt dla ciebie - przyznał Geddwyn. - Ale też nigdy nie twierdziłem,
że was czegoś nauczę. Mogę najwyżej pozwolić żebyście się czegoś
dowiedziały.
Jakoś duszno się zrobiło w klasie. Wymyślając w duchu na efekciarskość
Geddwyna podniosłam rolety i otworzyłam okno, pozwalając wpaść do środka
promieniom słońca i świeżemu powietrzu.
- Należy pamiętać przede wszystkim - głos ducha wody brzmiał poważnie i
pompatycznie, ale oczy mu się śmiały - że jeśli się czerpie z jakiegoś
żywiołu, potem w tamtym miejscu zostaje pustka.
- Tak samo jak w przypadku energii magicznej? - zapytała któraś.
- Coś w tym stylu. Dlatego niektórzy uważają, że magia jest czymś
naturalnym i istniejącym w każdym świecie. Jak drzewa, niebo i żywioły.
- Ale przecież są tacy, co na przykład wyczarowują ogień z niczego -
zauważyła inna. - Bo o powietrze nietrudno, o wodę w sumie też, choć może
ciut bardziej...
- Nie da rady z niczego - pokręcił głową Geddwyn. - Zawsze jest jakieś
źródło. A jakie, to zależy od wykonawcy czaru i rodzaju magii... Ale
możecie być pewne, że to żadne tworzenie, tylko sprowadzanie. Może z
daleka, może z innych światów. I tam wtedy... Ubywa.
- To znaczy, że dokonujemy zwykłej kradzieży?
- Niekoniecznie... Jeśli łączymy się z samym jądrem, ze źródłem
żywiołu, które jest nieskończone dla wielu światów. Takie jedno zaklęcie
to wtedy mała kropelka zabrana z oceanu.
- Chyba nie kapuję - mruknęła ta z pierścieniami.
- Możliwość prywatnych korepetycji wziąłem pod uwagę - rzucił Geddwyn
od niechcenia, a reszta klasy obrzuciła koleżankę zawistnym wzrokiem.
- Dotarcie do samego źródła - rozmarzyła się dziewczyna z naszyjnikiem. - Jedność z żywiołem. To musi być piękne...
- Jest. Chociaż stopień takiego połączenia też może być różny. Komu uda
się osiągnąć prawdziwą jedność z żywiołem - Geddwyn zrobił pauzę dla
efektu - będzie umiał zrobić na przykład tak:
Powiedziawszy to rozlał się w migotliwą kałużę na podłodze. Zaraz też
wszystkie dziewczyny się tam stłoczyły z rozdziawionymi ustami.
- Ale z drugiej strony - rozległo się nie wiadomo skąd - mogę się w tym
momencie obawiać, że ktoś inny, również mający więź z moim żywiołem,
będzie mógł zrobić tak:
Uśmiechnęłam się z mściwą satysfakcją i sprawiłam, że rozprysnął się w
kropelkach po całej sali. Na szczęście żadnej z uczennic nie ochlapał.
- Lepiej więc zawczasu wziąć pod uwagę pewne ryzyko - mruknął, gdy już się pozbierał.
- Jak wiele potrzeba, żeby połączyć się z żywiołem? - dobiegło go pytanie z głębi klasy.
- Ten proces sam w sobie jest stosunkowo nietrudny - uśmiechnął się
jakoś dziwnie - w porównaniu z tym, że jeśli już tego dokonasz,
przestajesz być do końca sobą. Oddajesz siebie żywiołowi... I coś ci
odbiera, tak jak ty czerpiesz z niego.
- A co też woda panu odebrała? - zapytała bezczelnie dziewczyna z pierścieniami.
- Ja się już taki urodziłem... I dotąd nie zauważyłem żeby mi czegoś brakowało.
- Jak czegoś brakuje od urodzenia, to się tego nie zauważa, nie?
- Słuchaj no, krnąbrna pannico - Geddwyn coraz bardziej się wczuwał. - Ty chyba bardzo pragniesz tych prywatnych korków, co?
- Jaaa?! Ja tutaj niczego nie pragnę! To, że wyglądam jak modelka, nie znaczy, że jestem głupia!
- Dobra, dobra - zamachał rękami. - Jak nie, to nie. A masz jakąś siostrę albo brata, albo coś?
Shee'Na ze śmiechu osunęła się pod ławkę.
- Znowu pan schodzi z tematu - dziewczęta ponownie były zdezorientowane.
- Nie szkodzi, jutro to nadrobimy - rzucił wesoło duch wody. - Pójdziemy nad rzekę, porozbieramy się i pochlapiemy...
- CO zrobimy? - spojrzenie Vylette ciskało gromy. Nawet Tenari się za mnie schował, mimo że nie w niego ciskało.
- Patrz gdzie indziej, proszę cię - jęknął Geddwyn. - Rozumiem, jutro zakładam garnitur i co najwyżej otwieram okno.
- Poprzeziębiają się - ciągnęła niewzruszona.
- Aaa... I tylko tyle? Phi.
- Oj, psze pani, da mu pani szansę! - ujęła się za nim Shee'Na. - Już go
wszystkie kochają, więc co im szkodzi się dla niego przeziębić?
- Oto dlaczego zatrudniamy tu jak najmniej mężczyzn - Vylette
uśmiechnęła się pod nosem. - A jak jeszcze przychodzi taki, wyglądający
jakby się urwał z jakiejś subkultury...
- Tylko nie z subkultury - burknął świeżo upieczony nauczyciel. - Jestem - po prostu - artystą. I tyle.
- Tym gorzej, mój drogi, tym gorzej.
- Ale gdyby to Mad prowadziła wykłady, pokochałyby ją tak samo! - nie dawała za wygraną Shee'Na.
- Akurat - mruknęłam, odkładając pióro.
- To co, idziesz jutro z nami nad tę rzekę? - Geddwyn już zdążył odzyskać humor.
- Nie bardzo - pokręciłam głową gdy pergamin zniknął mi z dłoni -
Właśnie umawiam się z jedną miłą rodzinką z Melgrade na wypad na drugi
koniec świata.
- Tak beze mnie?! - wykrzyknął dramatycznie. - Zaczynam rozumieć dlaczego Brangien uważała tę robotę za zepsucie mi nastroju...
- Ty tam po co? Wlewaj dziewczynom wiedzę do główek i czerp z tego satysfakcję.
- Jasne, jasne. Pod czujnym spojrzeniem panny Nealis.
- Biedactwo - pogłaskałam go po głowie. - Jaką ty dzisiaj huśtawkę nastrojów przechodzisz.
Tenari podleciał i też go z troską poczochrał po włosach, ku uciesze
wszystkich zebranych w pokoju. Łącznie z samym zainteresowanym.
- A teraz pora spać, Ten-chan - złapałam małego w objęcia. - Musisz się
wyspać, bo jutro zapowiada się szaleństwo. Koleżankę poznasz, co ty na
to?
- 'Nia'ngúin 'Tha Áie'ví'eann?
- Właśnie tak - pokiwałam głową. Masz ci los, kiedy on to zdążył zapamiętać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz