23 IX

Deszcz leje jakby nigdy nie miał zamiaru przestać. Albo nie, raczej jakby miał zamiar przestać dopiero kiedy skończą się chmury. W całej domenie. Trudno, mamy w takim razie jeszcze jeden dzień na zastanowienie się, dokąd teraz ruszyć, bo na razie żadne z nas nie ma pomysłu. Właściwie to dziwne, że nagle zaczyna mi brakować konkretnego celu wyprawy. Zwykle podróżowałam ot, tak przed siebie i przy okazji wpadałam na jakiś dobry materiał do opisania, a teraz nagle nachodzi mnie na takie rozmyślania?
Może to przez ten deszcz, a może przez to, że nigdy nie snułam swojej własnej opowieści, żerując na innych.
A może po prostu zastanawia mnie Aeiran... Zanim wyskoczył z tą dziwną propozycją przysięgi, sprawiał wrażenie, że się dokądś spieszy, a teraz jego zapał jakby ostygł. Czyżby towarzyszenie mi było ważniejsze niż jego własne sprawy? Jeśli ta przysięga jest aż tak wiążąca, to po co się na nią decydował? Dlaczego zaufaliśmy sobie nawzajem albo czy w ogóle sobie ufamy? Nie, może po prostu jego zaciekawienie (czym, do licha?!) dorównuje mojemu, przez co czuję się, jakbym musiała podjąć wyzwanie i sprostać mu. Też coś.
Oczywiście mogłabym go wypytać, ale po pierwsze, nie wydaje się rozmowny, a po drugie, jeszcze nie wrócił z plaży... Wybraliśmy się tam w południe - pogoda była jeszcze śliczna, więc spędziłyśmy z Lilly sporo czasu w wodzie, zwyczajowo próbując się nawzajem utopić. Tymczasem Aeiran stał na brzegu, patrząc przed siebie - na morze? na nas? - z takim wyrazem twarzy, jakby nie mógł się zdecydować czy ma się uśmiechnąć. Gdy niespodziewanie lunęło jak z cebra, pobiegłyśmy z piskiem do hotelu, podczas gdy on nawet nie ruszył się z miejsca. Było to jakąś godzinę temu. Zakład, że za następną godzinę do pokoju przyjdzie Lilly i zasugeruje, że pewnie już dawno gdzieś przeskoczył. Tylko nie mam się z kim założyć.

- Nie pomyślałaś o tym, że już dawno mógł się gdzieś przeteleportować? - ton głosu mojej przyjaciółki wskazywał, że uważa to za fakt dokonany.
- Pomyślałam - uśmiechnęłam się do swoich myśli. - Jeśli ruszyłby się stąd w taki sposób jak ostatnio, raczej bym to wyczuła.
- W takim razie coś jest z nim nie w porządku, skoro od dwóch godzin stoi na plaży w deszczu - Lilly ziewnęła i wyciągnęła się na łóżku. - Co za senna pogoda, pomyśleć że jeszcze niedawno było słoneczko - wymamrotała.
- Do jutra przestanie padać - pocieszyłam ją. Moja więź z żywiołem wody jest na tyle silna, że jestem w stanie to przewidzieć. Zazwyczaj.
- Swoją drogą nie spodziewałam się, że zaczniesz się niepokoić o Aeirana - starałam się, by w moim głosie nie pobrzmiewał śmiech.
- A ja się spodziewałam, że ty zaczniesz - odparowała Lilly. - To w końcu twój... ten... postać z potencjałem, nie? - Ajć, mam nadzieję, że nie nazwałam go tak na głos  p r z y   n i m. Chociaż diabli wiedzą, czy to by go obeszło.
- Sugerujesz, że skoro raz go wybawiłam z kłopotów, wejdzie mi to w nawyk?
- Ja nie sugeruję, ja to wiem - stwierdziła. Pomyślałam, że pewnie coś w tym jest - znamy się od dawna i czasem wie o mnie więcej niż ja sama.
- Aż w końcu kiedyś ci wypomnę, że pochopnie zawierzyłaś temu swojemu pisarskiemu przeczuciu, a ty mi przyznasz rację - powiedziała po chwili. - Zaczynasz się pakować w coś, o czym nie masz pojęcia, a ja oczywiście razem z tobą - usłyszałam echo moich niedawnych rozmyślań. Jeszcze trochę i zacznę podejrzewać, że czyta mi w myślach...
Westchnęłam, dałam jej prztyczka w nos i wyszłam. Może uważać, że się martwię o Aeirana, niech jej będzie.
Stał na piasku tak, jak go widziałam dwie godziny wcześniej. Nie padało już tak obficie, ale gdy doszłam na miejsce, byłam już nieźle przemoczona. Oczywiście mogłaybm sprawić, żeby deszcz mnie omijał, ale w gruncie rzeczy nie przeszkadzał mi. Przystanęłam i popatrzyłam na morze, jakże inaczej wyglądające niż podczas słonecznej pogody. Zawsze mnie to fascynowało.
- Hej - odezwałam się.
Aeiran obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem, dając znak, że zauważył moją obecność.
- Nie ruszyłeś się stąd od kiedy poszłyśmy?
- Zdążyłem się przyzwyczaić do ciągłego stania w jednym miejscu.
- W takim razie będziesz musiał się odzwyczaić - rzuciłam - bo jutro ruszamy.
- Dokąd? - spytał trochę nieobecnym głosem; chyba wolałby powrócić do swoich własnych myśli.
- Na przykład... do Solen - podałam pierwszy pomysł, jaki mi przyszedł w tej chwili do głowy. I to całkiem niezły, bo prędzej czy później miałam zamiar pokazać Lilly moją ulubioną krainę.
- W porządku - skinął głową, a potem odwrócił się od morza i skierował do hotelu. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Co? Chyba się nie pomylę, uznając, że przyszłaś tu, żeby mnie zaciągnąć pod dach - odpowiedział na nie zadane pytanie, a w jego głosie dosłyszałam cień rozbawienia.
- Skoro tak uznałeś, nie mogę cię rozczarować - uśmiechnęłam się szeroko.
I znów trzeba będzie się suszyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz