- Ale fe! Ale fe! Ale
fenomenalnie! - wołała Mezz'Lil, ze śmiechem wirując w kółko. - Dlaczego
nie wiedziałam, że są takie widoki w światach?
- Niech zgadnę... Bo siedziałaś ciągle w tym samym? - odparowałam nieco
złośliwie. Zachwycała się tak od samego rana i miała rację. Z
premedytacją wybrałam na zejście z gór miejsce, z którego wpada się od
razu do Rzeki Klejnotów. Co prawda rzeka wyschła kilka wieków temu, ale
jej dawne koryto ciągle jest wysadzane migoczącymi kamieniami. Na
pytanie czemu nikt ich jeszcze stąd nie wydobył, odpowiedziałam, że nie
ma takiej siły, która ruszyłaby je z miejsca.
- Szkoda - westchnęła Lilly. - Zrobiłabym sobie naszyjnik, w którym
wyglądałabym jak kapłanka z Tysiąca Szmaragdów. - Zamiłowanie do tych
klejnotów odziedziczyła chyba po matce, która sama była taką kapłanką.
- Lecz nie roń łez, na pewno jest gdzieś klejnot przeznaczony ci - zanuciłam jej fragment pieśni jednego ze sławniejszych bardów. Uśmiechnęła się szeroko.
- To możesz już zaczynać to oprowadzanie - zadecydowała. Parsknęłam śmiechem.
- Tam, proszę wycieczki, jest las - zaczęłam, ruszając przed siebie. - A w lesie jednorożce, wilki i druidzi.
- Druidzi zaliczają się do leśnej fauny? - droczyła się ze mną.
- Tego nie powiedziałam. Cicho mi tu, bo teraz jestem natchniona -
burknęłam z udaną złością. - Druidzi należą do Zachodniego Kręgu, jednego
z pięciu, opiekujących się przyrodą tego świata. A tam - wskazałam w
dal, ku południu - jest słynna wieża w Solen, którą widać prawie z
każdego miejsca.
- Wysoka musi być - oceniła Lilly. - A co w niej takiego słynnego?
- Szkoła magii, złotko - odpowiedziałam. - Wielu największych
czarodziejów kształciło się właśnie w Solen, które jest siostrzanym
krajem Althenos, leżącego dokładnie po drugiej stronie świata.
- Dlaczego siostrzanym?
- A, to już nie moja historia. Powinien ją opowiedzieć Clayd, bo
narodził się razem z Althenos - mimowolnie się uśmiechnęłam. - Może
pewnego dnia ją poznasz...
Wydawała się zaintrygowana. Kusił ją ten świat, tak jak niegdyś skusił mnie. I dotąd nie przestał.
- Głos tracę - oznajmiłam znacząco, gdy usiadłyśmy przy wieczornym ognisku.
- Bo powinnaś go trenować - odparła niewzruszona Mezz'Lil. - Śpiewaniem
najlepiej. Takim głośnym i operowym. Albo hardrockowym, jak wolisz.
W odpowiedzi pokazałam jej język i zaczęłam parzyć herbatę.
Dość szybko zaczęło się ściemniać, bo jesień zbliżała się coraz
bardziej. Tutaj czas płynął tak samo jak w poprzednim miejscu
zamieszkania Lilly i cieszyła się, że w tym roku też będziemy mogły
pożegnać go razem.
Oddaliłyśmy się już trochę od Rzeki Klejnotów, która kończyła się
przepaścią - jedną z wielu jakie pozostawiło po sobie wielkie trzęsienie
ziemi wywołane dawno temu niszczycielską magią. Ciągle widziałyśmy z
daleka jej blask, niebo też powoli rozbłyskiwało, więc całkowita
ciemność nam nie groziła. Pewnie znowu spędzę całą noc na patrzeniu w
gwiazdy.
- Mad - odezwała się Lilly. - Co to za sylwetki tam w oddali?
Uśmiechnęłam się - jej głód wiedzy dorównywał mojemu, ale dotąd nie
wiedziałam, że również pod względem poznawania opowieści. Łyknęłam
herbatę, żeby całkiem nie zachrypnąć.
- Rozróżniasz sylwetki? - to jasne, gdy chciała dobrze widziała w
ciemności. - To trójka bogów oddzielona przepaścią od reszty świata. Oni
właśnie wywołali tu katastrofę. Zrobili to, bo... mieli odmienne zdania w
pewnej sprawie i wszczęli kłótnię. Ale teraz stoją nieruchomo jako
kamienne posągi i nawet gdyby ktoś wiedział jak przywrócić ich do życia,
wątpię, żeby to zrobił - pokręciłam głową.
- Odmienne zdanie co do czego? - spytała moja przyjaciółka.
- Nikt już nie pamięta - wzruszyłam ramionami. - Ale legenda jest legendą.
- To dlaczego tam są tylko dwa posągi, co?
- Czy ja wiem... Może jednemu się znudziło i sobie poszedł?
- Wymyśliłaś to wszystko na poczekaniu! - zarzuciła mi Lilly.
- Opowieści się nie wymyśla - powiedziałam cicho, spoglądając w dal. - One same przychodzą.
"Opowieści się nie wymyśla - powiedziałam cicho, spoglądając w dal. - One same przychodzą." ---> O, to, to, to! Zgadzam się całkowicie!
OdpowiedzUsuń