Głośne skrzypnięcie łóżka
odwróciło moją uwagę od widoku za oknem, więc obejrzałam się na moją nową postać z potencjałem. Zdaje się, że próbował zbyt gwałtownie wstać, ale
jeszcze brakowało mu sił.
- Najwyższy czas - podeszłam bliżej. - Już prawie południe.
Popatrzył na mnie spod ściągniętych brwi. Miał niesamowicie czarne oczy, pewnie pod kolor ubrania. A może odwrotnie?
- Więc te zawirowania przestrzenne mi się nie śniły - odezwał się
cicho, ale wyraźnie; mówił z akcentem, który nie kojarzył mi się z żadnym językiem z tego świata. - Ty mnie tu przerzuciłaś?
Byłam pod wrażeniem. Musiał się znać na teleportacji. A nawet bardzo dobrze się znać, skoro przez sen wyczuł zmiany w przestrzeni.
- Jesteśmy po wschodniej stronie morza Edrillin - poinformowałam go.
- Za daleko. Muszę ruszać... - to powiedziawszy wstał, ale trochę niepewnie.
- Cholera - syknął, szukając ręką oparcia. - Gdyby nie mieli tych przeklętych roślin, nic takiego by się nie zdarzyło...
- To zielsko jest chyba jeszcze wredniejsze niż myślałam - mruknęłam. - Żadnych gwałtownych ruchów, bo mi tu omdlejesz.
- Czyżbym trafił z jednego więzienia do drugiego? - spytał kąśliwie.
- Dlatego cię przeniosłam nad morze - ciągnęłam, nie przejmując się
jego słowami. - Żebyś się nawdychał i nabrał kolorków, bo blady jesteś
jak trup. - Mówiąc to bezceremonialnie pchnęłam go z powrotem na łóżko.
- Przeszkadzam państwu? - Mezz'Lil właśnie weszła do pokoju, niosąc herbatę.
Czarnooki znowu wstał, chwytając mnie mocno za ramiona.
- Sam do siebie dojdę. Jakie niby masz prawo mówić mi, co mam
robić? - Doprawdy, poczułam, że mam deja vu! Jeszcze trochę i zacznie
gadać o Naturze...
- Au - brzmiała moja odpowiedź.
- Zero wdzięczności! - obruszyła się Lilly. - Mad przesiedziała przy tobie całą noc po tym, jak cię wyciągnęła od tych druidów!
Ze zdziwienia aż mnie puścił i usiadł.
- Po co? - spytał nieufnie.
- Cóż - westchnęłam, rozcierając ramiona. - Nie mogłam ryzykować, że wstaniesz i nas pozabijasz, gdy będziemy spały.
- Myślisz, że zrobiłbym coś takiego?
- A nie? - uśmiechnęłam się bezczelnie, biorąc filiżankę.
Przez jego oblicze również przemknął cień uśmiechu.
- W porządku - powiedział po chwili namysłu. - Ocaliłaś mi skórę. Mam u ciebie dług. Teraz pewnie powinienem złożyć ci przysięgę?
- Co?! - z zaskoczenia omal nie zakrztusiłam się herbatą.
- No, przysięgę - odparł nieco ironicznie. - Jak Eld Theirensen.
Człowiek, którego imię padło, był bohaterem legendy ze Starego Świata.
Został ocalony od wyroku śmierci przez potężną czarodziejkę, a w zamian
zgodził się jej towarzyszyć przez rok i dzień. Skoro facet zna tę
legendę, zdecydowanie nie pochodzi stąd... I zagląda daleko w przeszłość.
- Nie wygaduj głupstw - mruknęłam. - Nic mi nie zawdzięczasz. Uwolniłam cię, bo jestem przekorna, a Arcydruid mnie wkurzył.
- Nie to nie - wzruszył ramionami. - W takim razie nic mnie tu nie trzyma.
Ledwo zauważalnym ruchem znalazł się przy oknie, zdjął z wieszaka swój
czarny płaszcz i wyskoczył. Faktycznie, szybko do siebie dochodzi, ale
dobrze, że to tylko pierwsze piętro...
- Mad, ty dokąd? - Lilly pogoniła za mną, widząc że opuszczam pokój.
Akurat gdy wybiegłyśmy z hotelu, czarnooki stał na ulicy i tworzył pod
swoimi nogami coś sporego i mrocznego. Zerwał się silny wiatr, a mi aż
zaparło dech. Czy on w taki sposób ma zamiar się przenosić?! Owszem, to
skuteczny sposób, ale rzadko używany, bo przy okazji pochłania wszystko
dokoła, tworząc rozdarcie w przestrzeni A on tak na środku drogi...
- Całkiem oszalał!!! - wykrzyknęła Mezz'Lil. Podbiegła do tej czarnej
dziury i zaczęła recytować modlitwę do Światłości. Gdy zobaczył blask
pojawiający się w jej dłoniach, wypuścił w jej kierunku strumień czarnej
energii. Odrzucona jego siłą Lilly wylądowałaby na ścianie najbliższego
budynku, gdybym nie teleportowała się do niej w porę.
Nieczęsto miałam do czynienia z takimi karykaturami portali, ale nie
miałam wyjścia, bo czułam się powoli wciągana, jak i inni ludzie na
drodze. Wytężyłam wszystkie siły starając się zamknąć dziurę. Chyba się
tego nie spodziewał. Tym lepiej, mogłam wykorzystać element zaskoczenia i
rozłożyć osłonę oddzielającą go od jego tworu. Próbował zapobiec mojej
interwencji i przyznam, że gdyby nie bariera, nie wiem jak by się to
skończyło...
Jakimś cudem zdążyłam cofnąć czar zanim dziura kogoś pochłonęła.
Czarnooki upadł na kolana wycieńczony - widać zmaganie ze mną nadwątliło
jego siły jeszcze bardziej niż odurzająca roślinka - a i ja czułam się
jak po biegu maratońskim. Podeszłam do niego, podtrzymywana przez Lilly.
- Ciebie nie można zostawiać samego - powiedziałam, gdy udało mi się
wreszcie złapać oddech. - Chyba jednak zdecyduję się na tę przysięgę.
- Co? - teraz on dla odmiany był zaskoczony, ale przy tym również... zaciekawiony? Hmm. To coś nowego, zaciekawienie nowymi postaciami to zwykle mój przywilej.
- A czemu nie? - uśmiechnęłam się z trudem. - Nie pozwolę uciec komuś, z
kim mogę pogadać o skakaniu po wymiarach choć nie jest Xemedi-san.
Nie mógł wiedzieć, o kim mówię, ale wolno skinął głową.
- Chciałbym wiedzieć, komu przysięgam - rzekł.
- Miyi... kronikarce. Wybacz, że nie dygam. A to jest Mezz'Lil, kapłanka Światłości.
- Aeiran - przedstawił się.
- I tylko tyle nam o sobie powiesz? - wyrwała się Lilly. - Koleżanka
jest nastawiona na nową opowieść, bądź pewien, że cię dokładnie
przesłucha.
Ze spojrzenia, jakie jej rzucił, wywnioskowałam, że będą mieć ze sobą na pieńku, ale trudno.
Następnie wstał, ujął moje dłonie w swoje i popatrzył mi w oczy.
Musiałam do tego porządnie podnieść głowę, bo jest sporo wyższy nawet od
Lilly na obcasach.
- Ślubując na pamięć o dawnych dniach, składam w twoje ręce
zobowiązanie, że będę ci towarzyszył przez jeden rok i jeden dzień -
powiedział uroczyście, choć doszukałam się w jego głosie kpiącej nuty.
Pewnie jestem przewrażliwiona. Nie znałam dotąd tej formy przysięgi, ale
wydawała się wiążąca.
- Tam by pasowało raczej "że cię nie opuszczę aż do..." - Lilly
przerwała, gdy wyrwałam jedną rękę z dłoni Aeirana i musiała zrobić unik
przed moim ciosem. Nota bene, była już za dobra w unikach. Odczułam to
zwłaszcza gdy kiedyś zamiast w nią, trafiłam w lodówkę.
- A zatem, dokąd się udamy? - Aeiran spojrzał na mnie spod ciemnej czupryny.
- Ponieważ całą noc nie zmrużyłam oka... zarządzam udanie się spać -
ziewnęłam przeciągle i pomaszerowałam do hotelu. Może mi się wydawało,
ale usłyszałam za plecami cichy śmiech i raczej nie był to śmiech Lilly.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz