Lilly doszła wreszcie do siebie i zażądała pełnego zestawu dań, z
przystawkami i podwieczorkiem. Muirenn wyczarowała jej posiłek godny
królowej, ale nie wypuściła jeszcze zza ochronnej bariery. Musiałam więc
stać w drzwiach i do niej wołać, kiedy wylegiwała się na swoim
posłaniu, udając, że nie zwraca uwagi.
- Coś ty narobiła?! Zachowałaś się jak bezrozumne zwierzę! – nie
darowałam sobie, gdy już zdałam jej relację z naszego pobytu u smoków, a
w odpowiedzi spotkałam się z milczeniem. To podziałało; nigdy nie
pozwalała, by zarzucano jej bezmyślność.
- W takim razie po co tu jeszcze jesteśmy?! – burknęła obrażona,
siadając prędko. – Mogłam to odchorować w jakimś bezpieczniejszym
świecie. Mogliśmy stąd zwiać, skoro tylko J niczego nie wywąchała.
- Wiesz, że nie o to chodzi – pokręciłam głową. – Nigdy dotąd nie
widziałam, byś straciła nad sobą kontrolę, nawet w obliczu wielkiego
zagrożenia… A oni nawet nas nie zaatakowali.
Lilly westchnęła i podniosła się, ale głowę miała spuszczoną.
- Czegoś takiego wcześniej nie doświadczyłam – wymamrotała, podchodząc
do bariery. – Mad, słuchaj, ja jestem zbyt nowe pokolenie. Nigdy przedtem
nie miałam do czynienia z shael’lethem.
- Miło – powiedziałam w przestrzeń, na co zreflektowała się.
- Oj, wiesz, o co mi chodzi. Na ciebie tak nie reaguję, więc musi być w
nich coś, czego w tobie nie ma. Nie wiem, więcej ciemności?
Uznałam, że warto byłoby przyprowadzić Caranillę i zapytać przyjaciółkę,
co o niej sądzi. Zanim jednak wypowiedziałam tę myśl na głos, Lilly na
chwilę zmieniła się na twarzy, groźnie błyskając srebrnymi oczami.
Odwróciłam się – w skalnym korytarzu za nami stała Calene i patrzyła na
nas bez wyrazu, dopóki nie poszła w swoją stronę. Podsłuchiwała czy może
czegoś ode mnie chciała? Nie było rady, musiałam wreszcie zapytać
Caranillę, w czym rzecz. Byłam pewna, że przewodniczka wie.
- Zastanów się lepiej, co by twoja babcia na to powiedziała –
skwitowałam i pomachałam Lilly na pożegnanie. – Jutro stąd wyjeżdżamy.
- Nie żebym była ciekawska – powiedziałam pogodnie, bez śladu emocji – ale o co właściwie chodzi Calene? Zbyłyście to za pierwszym razem, ale
ona ciągle mnie unika albo krzywi się na mój widok.
Muirenn uniosła brwi w zdziwieniu. Siedziałyśmy w jednej z komnat
Caranilli, ale nie starczyło mi cierpliwości, by czekać z pytaniami na
przewodniczkę. Miała się zresztą pojawić lada chwila.
- A myślałby kto, że nikt tak nie zrozumie kobiety, jak druga kobieta – mruknęła arcymagini. – Zwłaszcza jeśli tyle je łączy.
- Niby co? – zapytałam. – W porządku, obie jesteśmy chaotyczne, jesteśmy
srebrne i jesteśmy kobietami, i tyle. Jakiś czas temu napisała do mnie,
żebym zabrała stąd smoka, ale co to ma do rzeczy?
- Smoka…? Oż, zaraza! Smok! – Muirenn plasnęła się dłonią w czoło i
zawołała donośnie w stronę jednych z trojga drzwi. – Cara! Cara, chodźże
wreszcie!
Po kilku sekundach wywołana przybiegła, ciągnąc za sobą Vanny. Obie
miały na sobie połyskliwe wieczorowe suknie, jakby uciekły z domu mody
bez płacenia, obie też uważały, żeby się w tych kreacjach nie potknąć.
- W co wy się… A, diabła tam – machnęła ręką Muirenn. – Powiedz ty nam,
gdzie schowałaś to smoczę, o które robiłyście tyle krzyku?
Smoka-klejnot?
- Poza naszym terenem, w ostatnim świecie, który odwiedziliśmy –
przewodniczka obejrzała się nerwowo na Vanny. – W miejscu, które
odkryłam, gdy nikogo nie było w pobliżu.
- Przy mojej kuzynce nie musisz się krygować – uspokoiłam ją. – Czy ten
smok naprawdę zakłócał wam strukturę rzeczywistości, czy jak to tam
Calene ujęła? I przez to się na mnie złości?
Obie kobiety spojrzały na siebie, tak jak poprzednim razem, gdy zadałam im to pytanie.
- Ty jej powiedz – zażądała Caranilla. – To wszystko przez twoje nieprzemyślane opinie.
- Ja tylko snułam teorie – obruszyła się Muirenn, po czym spojrzała na
mnie i wyrzuciła z siebie: – Jego wysokość zaproponował Calene posadę
królowej.
- Tak to właśnie brzmiało – potwierdziła przewodniczka, ponuro kiwając głową. – Nie chcesz wiedzieć, jak na to zareagowała.
- Aha – skrzywiłam się. – Jeśli było to coś podobnego do umowy handlowej, to mogę się domyślać. Ale co to ma wspólnego ze mną?
- …U jego boku smocza pani – srebrzysta istota o gwiaździstym spojrzeniu – wyrecytowała. – To cytat z legendy… Legendy o nas, jak się wydaje.
- Calene nadawałaby się równie dobrze, jak ty, nawet wielebny Oswin był
temu przychylny – zaśmiała się krótko arcymagini. – Poza tym była kiedyś
obiecana księciu Edlinowi, a to poniekąd zobowiązuje.
- I co, ona uważa, że Miya byłaby lepszą królową? – pisnęła Vanny. – Może
jeszcze w tej swojej koronie, jako przeciwwaga dla tego waszego
księcia?
- Jasne – prychnęłam. – Żeby mieli dwie legendy za cenę jednej.
Obie patrzyły na nas w osłupieniu, kiedy parsknęłyśmy szaleńczym
śmiechem. No tak, trochę się rozpędziłyśmy. Czy kiedykolwiek mówiłam im
coś o mojej koronie? Nie pamiętam…
- Calene czekała na twoje przybycie – podjęła wreszcie Caranilla. –
Dobrze wie, że jutro wybierasz się do zamku… Spodziewa się, że tam
upomnisz się o swoje.
- No to jej powiem, na bogów, że się o nic nie upomnę! – postanowiłam kategorycznie, coraz bardziej wstrząśnięta takim pomysłem.
Niestety, choć przez resztę dnia próbowałam znaleźć Calene, zapadła się
jak kamień w wodę. Widocznie bardzo nie chciała zostać znaleziona. A
może nie pragnęła zostać ludzką królową, kto ją tam wie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz