Sheril wróciła do wieży
bardzo zmęczona, ale zadowolona. Po przespaniu twardo całej nocy zabrała
nas wreszcie do ludzi... No, może nie do końca ludzi. Spotkałyśmy też
elfy, srebrniki i... chyba demony. Nie mogę stwierdzić tego z całą
pewnością, bo nie dość, że Sheril sama się do nich nie zbliżała, to i
nas nie spuszczała z oka. Nie wiem też, którzy z nich byli miejscowi, a
którzy tak jak my przylecieli tutaj z różnych stron światów...
Człowiek w masce przekazał nam zaproszenie do amfiteatru, z
pozdrowieniami od właściciela tego miejsca (kimkolwiek jest - żaden ze
spotkanych osobników mi na takiego nie wyglądał). Poszłyśmy tam
wieczorem, a oprócz nas na widowni zasiadło jeszcze sporo dziwnych
postaci... Niektóre jakby przezroczyste.
Gdy tylko wszyscy zajęli miejsca, nad amfiteatrem zostało rozpięte pole
siłowe i atmosfera diametralnie się zmieniła. Zniknęła nam z oczu żywa
zieleń drzew, za to pojawiły się kłęby czerwono-fioletowego dymu i
rozpoczęła się dziwna, psychodeliczna pantomima. Postacie były ubrane w
przylegające kombinezony z wymalowanymi... mięśniami? Ranami? Wykonywały
niespokojne, gwałtowne ruchy, podejowały próby pozabijania się
nawzajem, wykrzywiały twarze w niemym krzyku... Aż wreszcie wszystkie
padły na podłogę sceny i przykrył je dym.
- Czy przedstawienia tutaj zawsze tak wyglądają? - zapytałam Sheril,
gdy osłona została podniesiona i mogłyśmy już wyjść. Enrith tuliła się
do mnie jak przestraszone dziecko, ale chyba nie żałowała, że obejrzała
pantomimę. Reakcja jak po dobrym horrorze.
- Nie zawsze - odpowiedziała w zamyśleniu Sheril. - To znaczy, niekoniecznie mają taką tematykę. Ale zawsze są bez słów.
- Mogły panie przyjść tu wczoraj - usłyszałyśmy jakiś nieznajomy głos.
Odwróciłyśmy się. Za nami szła kobieta w obcisłej czarnej sukience i
przyglądała nam się z mieszaniną uwagi i rozbawienia. Odrobinę niższa
ode mnie, miała bladą cerę, upięte czarne włosy... I niesamowicie
fioletowe oczy.
- Bez obrazy, że tak się wtrącam - uśmiechnęła się przepraszająco - ale
zobaczyłam, że są panie w lekkim szoku... Przynajmniej niektóre -
obdarzyła nas przeciągłym spojrzeniem.
- Wczoraj miałyśmy szlaban - ucięła Enrith z naburmuszoną miną.
- Ach... To głupie prawo - machnęła ręką nieznajoma. - Dura lex, sed lex, jak mawiają bodaj na Ziemi. A jednak do mnie się nie stosuje, więc widziałam już dwa przedstawienia poza dzisiejszym.
- Szczęściara - Enrith nabzdyczyła się jeszcze bardziej.
- Przyjechała pani z którejś Gildii? - zapytała ze zdziwieniem Sheril.
- O, ja tylko towarzyszę znajomemu i sama do końca nie wiem o co tu
właściwie chodzi - czarnowłosa zaśmiała się perliście. - W każdym razie
mam na imię Kiyonê i mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze na przyjęciu.
Pospiesznie uścisnęła nam dłonie i poszła dalej z zadowoloną miną.
Prędko zniknęła nam z oczu; Enrith pozostała nachmurzona, Sheril
zdezorientowana, a ja... Mnie zmroziło, bo się domyśliłam. Cóż chcieć,
oni nigdy nie dbają o pozory!
Zaraz po przyjściu do wieży wpakowałam się Sheril do komnatki.
- No to już wiem, dlaczego Lex mnie z tobą wysłał - oświadczyłam.
- Słucham - Dama stała przed szafą i przyglądała się zwiewnej sukni,
którą stamtąd wyciągnęła. Nagle przyszło mi do głowy, że nie miałam
pojęcia o żadnym diabelnym przyjęciu i nie mam co na siebie włożyć.
- Czy on już tu kiedyś z tobą był? - zapytałam ze skwaszoną miną.
- Owszem. Dwa lata temu.
- Czyli wygląda na to, że Omega coś tutaj knuje i Lex dobrze o tym
wiedział. A może sam to rozpoczął, licho wie. Dlatego nie mógł znów z
tobą jechać, nie chciał działać wbrew organizacji.
- Skąd ten wniosek? - Sheril była zdumiewająco spokojna, gdy tymczasem we mnie krew się burzyła.
- Ta babka spotkana przed amfiteatrem... Wiesz, kto to był? - mimo to
ledwo mogłam wykrztusić poszczególne słowa. - Półdemon, Ukryta Kiyonê,
pochodząca jeszcze ze Starego Świata... Lex ci nigdy o niej nie mówił?!
- Cóż takiego powinnam o niej wiedzieć? - spojrzała z troską w moją
zapewne ciężko udręczoną twarz. Zaraz też zasłoniłam ją dłońmi. To
znaczy, że Lex nigdy nie mówił Sheril, dlaczego wstąpił do Omegi? Że
jest tam jedyna osoba, która wie coś o jego drugim, niechcianym "ja"?
Czy jestem jedyną osobą...?!
- Też jest agentką - mruknęłam, odejmując dłonie od twarzy.
- To niedobrze - paradoksalnie Sheril odzyskała spokój. - W takim razie
ostrzegę naszego gospodarza na jutrzejszym przyjęciu. Dopiero wtedy uda
mi się z nim spotkać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz