Drogi pamiętniczku, zgadnij,
kto zdarł gardło śpiewając karaoke... Tak, oczywiście, że ja. Zleciały
się do mnie przyjaciółki w liczbie czterech i wyciągnęły z herbaciarni,
podpierając to słusznym argumentem, że "zostawiłysmy ich samych na zbyt długo". San-Q i Kaya oczywiście. Całe lato rozbijali się gdzieś po
światach w ramach przedłużonego miodowego miesiąca, ale wreszcie wrócili
do domu. To znaczy, do domu San. Nie wytrzymałaby mieszkania na stałe
na Andromedzie i zostawienia swojego salonu piękności - a trochę mnie to
zdziwiło, bo zawsze snuła marzenia o byciu rozpieszczaną i
nieprzyzwoicie bogatą księżniczką... Cóż, marzenia mają to do siebie, że
kiedy się już spełniają, nic nie pozostaje. Zawsze oczywiście można
znaleźć sobie jakieś nowe, ale mojej przyjaciółce najwyraźniej się nie
chce.
Choć rozpieszczana akurat jest, przez małżonka. W granicach rozsądku jednak, jak usiłował nam wmówić. Nie uwierzyłyśmy.
Najbardziej zadowolony z tej wizyty był Tenari, bo mógł pobawić się z Neid. Vanny znów się będzie cieszyć, że rośnie z niego prawdziwy łamacz serc
- zwłaszcza po tym jak się ucieszył, gdy przysłała dzisiaj liścik z
pytaniem czy może jutro zostawić u mnie Ivy. Może, czemu nie? Ale dwójka
dzieci na mnie jedną - to trochę przerażająca perspektywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz