11 VI

Tak się zastanawiam, gdzie podziali się Ketris i Vaneshka, skoro nawet Pokrzywa do tej pory nie może ich znaleźć. Właściwie nie wiem, dlaczego czuję, że to właśnie oni są mi teraz potrzebni, ale gdy jej to powiedziałam, natychmiast zaoferowała się, że ich poszuka. Doprawdy, nie zasługuję na takiego konia jak ona.
Siedzę w zajeździe w Arquillonie, samotnie, z zasłoniętymi oknami... Pióro mi przerywa, a dłoń drży, od kiedy próbuję coś tu napisać. Od jakichś dziesięciu dni, do licha.
Nie umiem tego opowiedzieć, nie umiem tego opowiedzieć, nie umiem...

...wyjaśnić wrażenia, jakie towarzyszyło nam podczas jazdy przez czarną dziurę. Nie było to poczucie zagrożenia; akurat wtedy uważałam, że jestem całkowicie bezpieczna - na tyle, na ile można być bezpiecznym, jadąc przez szalone zawirowania, na grzbiecie konia, który ciągle ma lekką awersję do takich podróży, ale to jest groza, którą już świetnie znam. Nie, to raczej było jakbym siedziała w pancernym pokoju wyłożonym poduszkami, podczas gdy cała reszta domu się wali. Jakie to milutkie.
Kiedy tylko zjawiliśmy się w D'athúil i zsiedliśmy z koni, Aeiran podbiegł do mnie zdenerwowany.
- Też to poczułaś, prawda? - zapytał, chwytając mnie za ramiona.
- Przecież nic się nie stało... - wyjąkałam niepewnie i pomyślałam sobie, że moje odczucia w porównaniu z jego były pewnie niczym.
- Wracasz natychmiast do domu - powiedział, przybierając na powrót kamienne oblicze.
- Dopiero co tu przyjechaliśmy - przypomniałam sucho - a już mnie wyganiasz?
- Choćbym miał cię siłą wsadzić na konia - rzekł ostrzej. - Nie wiem, ile z tego do ciebie dotarło, ale światy krążą w chaosie.
- Jeśli masz na myśli te światy tutaj, to one zawsze krążą w chaosie.
- Teraz to co innego. Przestraszyły się. Coś... Coś zniknęło.
- Skoro to czujesz, to przynależysz tu bardziej niż chcesz się do tego przed sobą przyznać - westchnęłam. - I dlatego mnie wysyłasz z powrotem, a sam...
- Nie należę tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej! - syknął, znowu tracąc opanowanie. - Teraz nie ma poważnego zagrożenia, ale jeśli będę musiał wybierać, udam się tam za tobą, słyszysz? Teraz muszę coś zrobić, żeby to - wskazał na ciągle otwartą czarną dziurę - było bardziej stabilne. Nie spiesz się, nie zmyl kroku.
- Ona na pewno nie zmyli kroku - powiedziała z przekąsem Nindë i skubnęła zębami moją bluzkę. - Wsiadaj, bo cokolwiek się dzieje, ja wolę być raczej po tamtej stronie.
Poddałam się. Może nie powinnam była, a może...
Nie spieszyłyśmy się, nie zmyliłyśmy kroku. I nic dokoła nas już się nie waliło.

- Wjedź w aleję - nakazałam po powrocie, tknięta dziwnym przeczuciem.

- Wjedź w aleję! - powtórzyłam po dziesięciu minutach krążenia po międzysferze
- A myślisz, że co ciągle próbuję zrobić?! - parsknęła Nindë. - Złapać własny cień? Wyobraź sobie, że nie mogę trafić na tę przeklętą drogę!
- Może ci zmysł orientacji szwankuje?
- Nie kpij. Już dawno powinno być ciemno, a przy odrobinie szczęścia powinny się pokazać cholerne portale. I co?! - klacz była równie podenerwowana jak ja. Może bardziej.
- Chcesz powiedzieć, że nie ma tam już wejścia - zaczęłam powoli - czy że w ogóle nie ma już żadnego "tam"?
Nindë tylko potrząsnęła grzywą i nie odezwała się.
Coś zniknęło, a światy krążą w chaosie...
- A niech to - syknęłam. - A niech to, a niech to. Wracamy do czarnej dziury, szybko!
Z powrotem pędziłyśmy jak wiatr. Przejście ziało ku nam mrokiem i wirowało niespokojnie, tak że nie mogłyśmy po prostu tam wbiec - odrzuciłoby nas. A nawet gdyby... To czy wybiegłybyśmy gdzie indziej? Gdzie?
- Szlag, jak on to zamierza utrzymać w kupie? - jęknęłam. - W ogóle robi cokolwiek tam z drugiej strony? Przecież to paskudztwo się zupełnie rozsypuje!
- A nie mogłabyś jakoś tego podtrzymać będąc tutaj?
- Jedyne, co naprawdę potrafię, to to zamknąć - odparłam, ale zsiadłam i spróbowałam podejść trochę bliżej. W zasadzie potrafię też otwierać, jak się przyłożę... A zdecydowanie lepiej by było utrzymać to przejście z obu stron, prawda? Wytężyłam siły...
I niespodziewanie zostałam wessana w ciemność, w środek obłędu. Nie, nie wpadłam do czarnej dziury, nie fizycznie, ale nagle myślami, duszą, byłam w chaosie, który ogarnął tamte światy, a chaos był we mnie...
...I nie potrafiłam go kontrolować.
Zresztą jak mogłam przypuszczać, że poradzę sobie z czymś tak potężnym?
Ocknęłam się, bo nieoceniona Pokrzywa dmuchała mi w twarz. Kręciło mi się w głowie i ledwo mogłam się podnieść, ale nie to było w tej chwili najważniejsze.
- Nie ma - powiedziałam słabym głosem. - Nie ma, zamknęło się. I nie ma alei.
- Tylko znowu nie mdlej! - ostrzegła moja klacz. - Bo cię tu zostawię!
- Ale... Ale jak to możliwe? - wstając, chwyciłam się jej grzywy.
- Przestań ciągnąć.
- To kara za gryzienie moich włosów - odpowiedziałam odruchowo i spojrzałam jej w oczy. - Do licha, jesteś Przenoszącą, czy nie?! Chyba możesz tam przeskoczyć?!
- Gdybym potrafiła, nie musiałabyś się męczyć z tym wszystkim - stwierdziła smutno Nindë i ponownie dmuchnęła mi w twarz.
- Teraz nie ma poważnego zagrożenia - powtórzyłam słowa Aeirana, przytulając twarz do jej głowy. - Powiedział, że uda się za mną... Powiedział, że... I uwierzyłam.

- No i tak objeżdżam wszystkich, którzy się znają na skakaniu po światach - zakończyłam z westchnieniem.
- A to rzeczywiście, ja się świetnie znam - skwitowała Vanny i pogłaskała w roztargnieniu włosy Ivy, śpiącej na jej kolanach. Zdaje się, że nauczyła to dziecko zasypiać w każdym miejscu i o każdej porze...
- Jesteś w końcu panią Rozdroża, tak? - spojrzałam na nią z ukosa. - Miejsca, w którym przecinają się światy z różnych rzeczywistości. Nie da się tam znaleźć jakiegoś kuchennego wejścia do D'athúil?
- To należałoby raczej skonsultować z Blue. Mogłabym poświecić do niego oczętami, kto wie, co by z tego wynikło... Ty nie znasz żadnego sposobu? - zapytała z pewnym niedowierzaniem.
- Nagadałam się już za wszystkie czasy z Renê i Vylette, ale wyniki tych rozmów nie nastroiły mnie optymistycznie.
- Trzeba było przy okazji pogadać jeszcze z kimś - uśmiechnął się krzywo Clayd. Dotąd siedział zamyślony, zupełnie nie dając znaku życia. Jak nie on.
- Z kimś, komu nie ufam? - prychnęłam. - Wyobraź sobie, że przyleciała za mną z Andromedy i teraz łazi gdzieś po Arquillonie... Taką mam przynajmniej nadzieję. Wiesz, że się sama przyznała do podsłuchania mojej rozmowy z Renê?
- W sumie szkoda, że zostawiłaś tam Tenariego - zmarkotniała Vanny. - Ale co wynikło z tych rozmów? Powiedz, może się przyda.
- Wszystko zależy od tego, czy te światy istniały zanim powstała aleja i oddzieliła je od międzysfery - odpowiedziałam - czy raczej powstała najpierw, a dopiero na jej końcu zaczęły się tworzyć światy. Jeśli to drugie...
- To innego wejścia nie ma? - domyśliła się. - Tylko jak się tego dowiedzieć?
- Ja bym zadał inne pytanie - powiedział cicho Clayd - Komu tak ta droga podpadła, że aż ją zabił.
- Czekaj, niech złapię sens tego, co mówisz - pokręciłam głową - To, że miała coś w rodzaju duszy, mówiłeś już nie raz, ale... Uważasz, że k t o ś ją zniszczył? Celowo?
- A czemu nie? - odparował. - Niektórzy mają dziwne ciągoty do niszczenia magii i baśniowości. Ileż przejść do czarownych krain zostało zawalonych w taki sposób?
- Ile legend zostało zakończonych jeszcze zanim się zaczęły? - spuściłam głowę. - Ale tam, po drugiej stronie, to nie była kraina Faerie, tylko normalne światy, takie jak tutaj!
- Jeśli takie jak tutaj - niespodziewanie uśmiechnął się krzywo - to dlaczego tak ci na nich zależy?
- Jak to dlaczego, bo tutaj na przykład został Kaede! - żachnęłam się. - A co jeśli w końcu zrozumie, że jednak chce uratować swój świat?
- I co jeszcze?
- I jeszcze tutaj zostało to maleństwo - wskazałam na śpiącą Ivy. - A ona powinna kiedyś chociaż odwiedzić swój dom ponownie.
Vanny przytuliła dziewczynkę jakby nie chciała jej nikomu oddać - a przecież kiedyś, zanim Ivy stała się dzieckiem, nie żywiły do siebie specjalnie ciepłych uczuć... Natomiast Clayd patrzył na mnie przenikliwie, czekał aż powiem coś jeszcze.
- A kto został t a m? - spytał w końcu, po długiej chwili ciszy.
A ja wbiłam wzrok w podłogę i lekko pokręciłam głową.
- Tutaj ja zostałam - szepnęłam.

I tyle. Do tej pory przesiaduję w bibliotece arquillońskiej szkoły magii albo lepiej, na Pograniczu, i czekam na jakieś wieści z Rozdroża czy skądkolwiek. Ale że nie potrafię sobie poradzić z przypadkiem podchodzącym, bądź co bądź, pod moje kwalifikacje... W każdych innych okolicznościach potraktowałabym to jako wyzwanie. A teraz?
Teraz mam tylko ochotę komuś nawrzucać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz