Leżę wśród rozrzuconej
pościeli, wpatrując się w ciemność i wsłuchując we własny oddech. Mogłam
sobie chociaż zostawić Strel - zanurzyłabym palce w jej futerku,
przyszedłby do mnie spokój...
Chyba, że najpierw ugryzłaby mnie za głaskanie pod włos.
Przed chwilą spotkałam się we śnie z Yori. Tak jakoś przyszło mi do
głowy, że dałaby radę dotrzeć tam, gdzie ja nie potrafię. Mogłabym też
zwrócić się z tym do Vanny, ale jej i tak już trochę roboty zadałam,
zresztą ona ma jeszcze własne problemy tam na Rozdrożu, więc dokucza mi
sumienie, którego teoretycznie posiadać nie powinnam. A Yori... Ona
zawsze się pojawia gdy jest najbardziej potrzebna i znalazła mnie już
kiedyś w Jasności...
Ale dzisiaj oznajmiła mi, że lepiej by było, gdybym sama była w D'athúil, wtedy ona mogłaby dotrzeć do mnie,
a nie do jakiegoś miejsca, którego nigdy nawet nie widziała. Co prawda
ja widziałam, ale... Ale czy naprawdę znalazłybyśmy się tam, czy tylko w moim śnie, w mojej własnej iluzji?
Poprosiłam ją, żeby jednak spróbowała. I jeszcze bardziej mnie ruszyło
sumienie. Kolejna zaprzyjaźniona osoba, którą wykorzystuję, ot co.
I nagle wszystkie możliwe katastrofy połączyły się w jedno - huragan,
pożar, trzęsienie ziemi, burza - a my stałyśmy w samym środku tego
wszystkiego. A wysoko nad nami wisiało kilka postaci, które próbowały te
żywioły ujarzmić... A może raczej rozpętać jeszcze bardziej? Nie wiem,
bo parę sekund później zapadła się pode mną ziemia i się obudziłam.
Świetnie, najbardziej lubię budzić się ze snu, w którym spadam. To
taaakie ekscytujące, doprawdy.
Równie dobrze mogłam sobie zwyczajnie pogadać z Yori, zapytać o Egila i w
ogóle wrócić na chwilkę do normalności. We śnie do normalności, tak
paradoksalnie.
A teraz już nie mogę zasnąć...
Przyszła odpowiedź od Lexa: Ty to się umiesz mścić... Mogłem się spodziewać, że mi tak łatwo nie darujesz. Świetnie. Tyle podziękowania za prezent urodzinowy. A ja do tej pory nie wiem, co takiego Lex zrobił, że miałabym się mścić.
Z kolei Vanny pisze, że Blue chyba znalazł sposób, ale potrzeba czasu.
Czasu, na który nie mogę sobie pozwolić, bo za bardzo się boję...
A przecież nic nie robię! Nic, nic!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz