21 VI

Słońca w światach zachodziły i wschodziły swoim stałym cyklem, a ja po prostu snułam się po Blue Haven i nawet czynność picia herbaty wykonywałam mechanicznie. Zapowiadało się, że pierwszy raz w tym życiu samotnie spędzę urodziny - bo ledwo o nich pamiętałam.
Do aktywności psychicznej, fizycznej zresztą też, wezwało mnie czyjeś pojawienie się na moim terenie. Przeszłam, a raczej przebiegłam na parking, z nadzieją, że może Nindë wróciła z dobrymi nowinami.
Wróciła, owszem, ale bez Ketrisa i Vaneshki. Na jej grzbiecie siedział Kaede, zły jak chrzan, ona także parskała ze zdenerwowaniem.
- Skoro już jesteśmy na miejscu, to zjazd ze mnie - przemówiła ponurym tonem. - Bo chcę wreszcie iść do stajni i odpocząć po tej całej bieganinie. Nigdy więcej...
- Nigdy więcej biegania po światach, czy biegania z nim na grzbiecie? - roześmiałam się, prowadząc ją do stajni. Nie pytałam jak trafiła na Kaede i jak nie trafiła na nasze zguby, bo to w tej chwili nie było ważne. Powiedziałam jej tylko to, co myślałam - że na nią nie zasługuję. Spodziewałam się, że mi przytaknie z pewną taką złośliwością, ale chyba była zbyt zmachana, więc powiedziała tylko "Oj, daj spokój".

Posadziłam Kaede przy stoliku i usiadłam naprzeciw niego. Nadal był najeżony, ale w jego przypadku to stan naturalny i trwały, więc nie przejęłam się tym.
- Miałeś już dość szwendania się z Geddwynem? - zagadnęłam z uśmiechem, podając mu herbatę.
- Zdecydowanie wolałbym się z nim dalej szwendać - burknął, odruchowo sięgając po filiżankę. Zauważyłam, że nie nosi już swoich starych rękawic, tylko inne, cieńsze i bez palców, choć w tych samych kolorach.
- No to co cię tak ponagliło? - zapytałam zanim zaczęłam się delektować poranną rosą na jeszcze większą poprawę aktywności.
- Sei'Hyô.
- CO?! - z wrażenia się zakrztusiłam. - Poważnie? Skontaktował się z tobą?
- Słabo go było widać. I słychać - odpowiedział z niechęcią. - Ale pokazywał się w każdej szybie wystawowej, w każdym lustrze każdego pokoju hotelowego... I nalegał żebym wrócił, bo coś niedobrego się dzieje.
- Mogłeś go chyba zignorować - nie darowałam sobie. - W końcu dałby spokój.
- Wolę powiedzieć mu osobiście, żeby zamknął twarz - warknął Kaede. - Wtedy będę miał pewność.
- Mhm. To trzymaj się, bo droga do twojego świata przestała istnieć - strzeliłam i poszłam odnieść swoją filiżankę do kuchni. Oczywiście pobiegł za mną.
- Coś ty powiedziała?!
- To, co słyszałeś - odparłam cicho. - Nie ma drogi. A ja nie znam żadnej innej.
- Jak to nie znasz, sam widziałem, że potrafisz otwierać przejścia do światów, no i masz to przeklęte zwierzę, które skacze jak oszalałe...
- Oszczędzaj oddech - przerwałam mu chłodno. - Troszkę z ciebie hipokryta, co, Kaede? Nie cieszyłbyś się, gdybyś musiał zostać tu na zawsze, już nigdy nie mogąc tam powrócić?
- Przestań się bawić moim kosztem!
- A ty zdecyduj się wreszcie, czego naprawdę chcesz.
Chłopak zacisnął pięści jakby chciał zdzielić cokolwiek znajdującego się w zasięgu, ale zamiast tego odwrócił się i wypadł z kuchni. A ja - pac! - oberwałam w czoło wiadomością. Naprawdę bardzo się ostatnio zrobiłam rozkojarzona, skoro nawet listów przychodzących do rąk własnych nie wyczuwam...
Wiadomość była od Vanny, a kiedy ją przeczytałam, zupełnie głupio i melodramatycznie zrobiło mi się słabo i poczułam jak podłoga ucieka mi spod nóg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz