Słońca w światach zachodziły
i wschodziły swoim stałym cyklem, a ja po prostu snułam się po Blue
Haven i nawet czynność picia herbaty wykonywałam mechanicznie.
Zapowiadało się, że pierwszy raz w tym życiu samotnie spędzę urodziny -
bo ledwo o nich pamiętałam.
Do aktywności psychicznej, fizycznej zresztą też, wezwało mnie czyjeś
pojawienie się na moim terenie. Przeszłam, a raczej przebiegłam na
parking, z nadzieją, że może Nindë wróciła z dobrymi nowinami.
Wróciła, owszem, ale bez Ketrisa i Vaneshki. Na jej grzbiecie siedział
Kaede, zły jak chrzan, ona także parskała ze zdenerwowaniem.
- Skoro już jesteśmy na miejscu, to zjazd ze mnie - przemówiła ponurym
tonem. - Bo chcę wreszcie iść do stajni i odpocząć po tej całej
bieganinie. Nigdy więcej...
- Nigdy więcej biegania po światach, czy biegania z nim na grzbiecie? -
roześmiałam się, prowadząc ją do stajni. Nie pytałam jak trafiła na
Kaede i jak nie trafiła na nasze zguby, bo to w tej chwili nie było
ważne. Powiedziałam jej tylko to, co myślałam - że na nią nie zasługuję.
Spodziewałam się, że mi przytaknie z pewną taką złośliwością, ale chyba
była zbyt zmachana, więc powiedziała tylko "Oj, daj spokój".
Posadziłam Kaede przy stoliku i usiadłam naprzeciw niego. Nadal był
najeżony, ale w jego przypadku to stan naturalny i trwały, więc nie
przejęłam się tym.
- Miałeś już dość szwendania się z Geddwynem? - zagadnęłam z uśmiechem, podając mu herbatę.
- Zdecydowanie wolałbym się z nim dalej szwendać - burknął, odruchowo
sięgając po filiżankę. Zauważyłam, że nie nosi już swoich starych
rękawic, tylko inne, cieńsze i bez palców, choć w tych samych kolorach.
- No to co cię tak ponagliło? - zapytałam zanim zaczęłam się delektować poranną rosą na jeszcze większą poprawę aktywności.
- Sei'Hyô.
- CO?! - z wrażenia się zakrztusiłam. - Poważnie? Skontaktował się z tobą?
- Słabo go było widać. I słychać - odpowiedział z niechęcią. - Ale
pokazywał się w każdej szybie wystawowej, w każdym lustrze każdego
pokoju hotelowego... I nalegał żebym wrócił, bo coś niedobrego się
dzieje.
- Mogłeś go chyba zignorować - nie darowałam sobie. - W końcu dałby spokój.
- Wolę powiedzieć mu osobiście, żeby zamknął twarz - warknął Kaede. - Wtedy będę miał pewność.
- Mhm. To trzymaj się, bo droga do twojego świata przestała istnieć -
strzeliłam i poszłam odnieść swoją filiżankę do kuchni. Oczywiście
pobiegł za mną.
- Coś ty powiedziała?!
- To, co słyszałeś - odparłam cicho. - Nie ma drogi. A ja nie znam żadnej innej.
- Jak to nie znasz, sam widziałem, że potrafisz otwierać przejścia do
światów, no i masz to przeklęte zwierzę, które skacze jak oszalałe...
- Oszczędzaj oddech - przerwałam mu chłodno. - Troszkę z ciebie
hipokryta, co, Kaede? Nie cieszyłbyś się, gdybyś musiał zostać tu na
zawsze, już nigdy nie mogąc tam powrócić?
- Przestań się bawić moim kosztem!
- A ty zdecyduj się wreszcie, czego naprawdę chcesz.
Chłopak zacisnął pięści jakby chciał zdzielić cokolwiek znajdującego się
w zasięgu, ale zamiast tego odwrócił się i wypadł z kuchni. A ja - pac!
- oberwałam w czoło wiadomością. Naprawdę bardzo się ostatnio zrobiłam
rozkojarzona, skoro nawet listów przychodzących do rąk własnych nie
wyczuwam...
Wiadomość była od Vanny, a kiedy ją przeczytałam, zupełnie głupio i
melodramatycznie zrobiło mi się słabo i poczułam jak podłoga ucieka mi
spod nóg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz