22 VI

Portale, portale i jeszcze więcej portali... Nawet mnie zakręciło się od tego w głowie. Droga pomiędzy portalami rozdrożańskimi, pomiędzy światami, pomiędzy międzysferą (?!), na skraju różnych sprzecznych rzeczywistości... A jednak byłam irracjonalnie zdziwiona, że wszystko dzieje się tak szybko i tak łatwo.
To dlatego, że przyszłam na gotowe, po prostu.
Blue wydawał się świetnie bawić, prowadząc nas przez ten labirynt. Kaede był jeszcze bardziej skołowany niż zwykle podczas takich podróży i kurczowo ściskał moją rękę, żeby się przypadkiem nie zgubić. A może to ja ściskałam mocniej? Poza tym zabrałam ze sobą miecz, tak na wszelki wypadek. Tym razem lepiej, bym miała ze sobą coś do obrony, bym choćby pod tym względem czuła się pewnie...
Swoją drogą, nie pamiętam, co też naopowiadałam Vanny o Kaede, że pałała taką niezdrową chęcią poznania go. Może lepiej sobie nie przypominać.
Przy okazji - wymogłam na kuzyneczce obietnicę wpadania do herbaciarni i rozpieszczania Pokrzywy ile wlezie. A potem przepraszałam, że znowu ją tak wykorzystuję, kiedy sama ma swoje problemy. Ale wtedy ona powiedziała mi coś takiego ładnego o przyjaciołach-aniołach i omal się nie rozbeczałam... A niech to, jak nie odrętwiała, to nadwrażliwa - jeszcze trochę tego wyczekiwania, a niewiele by ze mnie zostało.
Gdzieś w pustce dwa dziwne posągi rzucały cienie, które, nakładając się na siebie, tworzyły kształt przypominający mi cienie Aldriny. Nie wiem dlaczego to było pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy.
- A teraz będzie najlepsze - uśmiechnął się szeroko Blue, ale zamiast rozpocząć owo "najlepsze" rozkaszlał się jak suchotnik.
- Źle się czujesz? - zaniepokoiłam się.
- Chyba mam alergię na to miejsce - wyjaśnił z zachwytem - zachwytem! - nie przestając przy tym kaszleć. Ale w końcu uregulował oddech, zrobił kilka skomplikowanych gestów i otworzył przejście.
Miało nas zaprowadzić w wyznaczone miejsce, miało być według wspomnień Vanny, miało być bez zakłóceń...

- Miała być Krawędź!! - wrzasnęłam w popłochu, uskakując przed słupem ognia. Znajdowaliśmy się w takiej samej (tej samej?) przestrzeni jak ta z mojego snu. W samym środku piekła żywiołów, nie wiedząc jak się z niego wydostać. Tylko wiszących w górze postaci nie było, więc może tamto było tylko zwykłym snem? A może dali sobie spokój i zniknęli?
Nie, zaraz, ktoś biegł tam w oddali, zwinnie unikając wszelkich niebezpieczeństw. I kręcąc kolorową parasolką... Parasolką?!
Rzuciłam się w stronę tej osoby, nie wypuszczając dłoni Kaede ze swojej. Chcąc nie chcąc, musiał biec ze mną i klął pod nosem. A tamta nie zatrzymywała się, posuwała się naprzód tanecznym krokiem, śmiejąc się dźwięcznie. Miała na sobie płaszcz przeciwdeszczowy.
W pewnej chwili zatrzymała się jak wryta. My też stanęliśmy w pewnym oddaleniu.
- Dlaczego mnie gonicie? - zapytała, nie odwracając się. W jej głosie pobrzmiewało szczere zdziwienie.
- Bo pragniemy stąd wyjść - odpowiedziałam trochę jakby wbrew sobie. Jakby coś odezwało się we mnie - i za mnie.
- Skoro pragnęliście tu wejść i wam się udało, to posiadacie dość woli żeby wyjść - usłyszałam. Kobieta znowu zakręciła swoją parasolką. Nie widziałam jej twarzy, ale przysięgłabym, że zrobiła jakąś zabawną minę.
- A kim ty jesteś? - zapytał Kaede podejrzliwie.
- Tutaj jestem tylko zwykłym przechodniem. Nie nadaję się do okiełznania tego - powiodła ręką wkoło - Ale zbaczasz z tematu, tu się teraz mówi o was. Na czym to ja skończyłam?
- Na woli - odrzekł chłopak głosem bez wyrazu. Czy też miał to samo wrażenie, co ja?
- A, no tak. Zatem jeśli naprawdę pragniecie gdzieś dotrzeć, po prostu zróbcie to - wzruszyła ramionami. - Jeśli jesteście na tyle potężni, to my... - urwała, a potem roześmiała się i wbiegła w nicość.
- Dobra. Co to była za wariatka? - Kaede od razu odzyskał nad sobą kontrolę.
- Mnie pytasz? - prychnęłam. - W zasadzie co nam szkodzi spróbować... Lepiej trzymaj się mnie dalej, bo teraz będę gorąco pragnąć.

...Nagle staliśmy pod zachmurzonym niebem, z którego lada moment miał lunąć deszcz. Przed nami wyrastał wysoki mur, opleciony jakimiś kablami czy drutami, w każdym razie nie wyglądał jakby miał łatwo przepuścić nieproszonych gości. Za tym murem ledwo było widać budynki, dosyć ponure i... Powiedziałabym, futurystyczne.
- CO, DO...?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz