Portale, portale i jeszcze
więcej portali... Nawet mnie zakręciło się od tego w głowie. Droga
pomiędzy portalami rozdrożańskimi, pomiędzy światami, pomiędzy
międzysferą (?!), na skraju różnych sprzecznych rzeczywistości... A
jednak byłam irracjonalnie zdziwiona, że wszystko dzieje się tak szybko i
tak łatwo.
To dlatego, że przyszłam na gotowe, po prostu.
Blue wydawał się świetnie bawić, prowadząc nas przez ten labirynt. Kaede
był jeszcze bardziej skołowany niż zwykle podczas takich podróży i
kurczowo ściskał moją rękę, żeby się przypadkiem nie zgubić. A może to
ja ściskałam mocniej? Poza tym zabrałam ze sobą miecz, tak na wszelki
wypadek. Tym razem lepiej, bym miała ze sobą coś do obrony, bym choćby
pod tym względem czuła się pewnie...
Swoją drogą, nie pamiętam, co też naopowiadałam Vanny o Kaede, że pałała
taką niezdrową chęcią poznania go. Może lepiej sobie nie przypominać.
Przy okazji - wymogłam na kuzyneczce obietnicę wpadania do herbaciarni i
rozpieszczania Pokrzywy ile wlezie. A potem przepraszałam, że znowu ją
tak wykorzystuję, kiedy sama ma swoje problemy. Ale wtedy ona
powiedziała mi coś takiego ładnego o przyjaciołach-aniołach i omal się
nie rozbeczałam... A niech to, jak nie odrętwiała, to nadwrażliwa -
jeszcze trochę tego wyczekiwania, a niewiele by ze mnie zostało.
Gdzieś w pustce dwa dziwne posągi rzucały cienie, które, nakładając się
na siebie, tworzyły kształt przypominający mi cienie Aldriny. Nie wiem
dlaczego to było pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy.
- A teraz będzie najlepsze - uśmiechnął się szeroko Blue, ale zamiast rozpocząć owo "najlepsze" rozkaszlał się jak suchotnik.
- Źle się czujesz? - zaniepokoiłam się.
- Chyba mam alergię na to miejsce - wyjaśnił z zachwytem - zachwytem! -
nie przestając przy tym kaszleć. Ale w końcu uregulował oddech, zrobił
kilka skomplikowanych gestów i otworzył przejście.
Miało nas zaprowadzić w wyznaczone miejsce, miało być według wspomnień Vanny, miało być bez zakłóceń...
- Miała być Krawędź!! - wrzasnęłam w popłochu, uskakując przed słupem
ognia. Znajdowaliśmy się w takiej samej (tej samej?) przestrzeni jak ta z
mojego snu. W samym środku piekła żywiołów, nie wiedząc jak się z niego
wydostać. Tylko wiszących w górze postaci nie było, więc może tamto
było tylko zwykłym snem? A może dali sobie spokój i zniknęli?
Nie, zaraz, ktoś biegł tam w oddali, zwinnie unikając wszelkich niebezpieczeństw. I kręcąc kolorową parasolką... Parasolką?!
Rzuciłam się w stronę tej osoby, nie wypuszczając dłoni Kaede ze swojej.
Chcąc nie chcąc, musiał biec ze mną i klął pod nosem. A tamta nie
zatrzymywała się, posuwała się naprzód tanecznym krokiem, śmiejąc się
dźwięcznie. Miała na sobie płaszcz przeciwdeszczowy.
W pewnej chwili zatrzymała się jak wryta. My też stanęliśmy w pewnym oddaleniu.
- Dlaczego mnie gonicie? - zapytała, nie odwracając się. W jej głosie pobrzmiewało szczere zdziwienie.
- Bo pragniemy stąd wyjść - odpowiedziałam trochę jakby wbrew sobie. Jakby coś odezwało się we mnie - i za mnie.
- Skoro pragnęliście tu wejść i wam się udało, to posiadacie dość woli
żeby wyjść - usłyszałam. Kobieta znowu zakręciła swoją parasolką. Nie
widziałam jej twarzy, ale przysięgłabym, że zrobiła jakąś zabawną minę.
- A kim ty jesteś? - zapytał Kaede podejrzliwie.
- Tutaj jestem tylko zwykłym przechodniem. Nie nadaję się do
okiełznania tego - powiodła ręką wkoło - Ale zbaczasz z tematu, tu się
teraz mówi o was. Na czym to ja skończyłam?
- Na woli - odrzekł chłopak głosem bez wyrazu. Czy też miał to samo wrażenie, co ja?
- A, no tak. Zatem jeśli naprawdę pragniecie gdzieś dotrzeć, po prostu
zróbcie to - wzruszyła ramionami. - Jeśli jesteście na tyle potężni, to
my... - urwała, a potem roześmiała się i wbiegła w nicość.
- Dobra. Co to była za wariatka? - Kaede od razu odzyskał nad sobą kontrolę.
- Mnie pytasz? - prychnęłam. - W zasadzie co nam szkodzi spróbować...
Lepiej trzymaj się mnie dalej, bo teraz będę gorąco pragnąć.
...Nagle staliśmy pod zachmurzonym niebem, z którego lada moment miał
lunąć deszcz. Przed nami wyrastał wysoki mur, opleciony jakimiś kablami
czy drutami, w każdym razie nie wyglądał jakby miał łatwo przepuścić
nieproszonych gości. Za tym murem ledwo było widać budynki, dosyć ponure
i... Powiedziałabym, futurystyczne.
- CO, DO...?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz