- Ale tu piękną powieść
znalazłam - szepnęła mi konfidencjonalnie Xella-Medina, zaraz po
przyjściu do czytelni. - Prawie się na niej popłakałam.
- Akurat - mruknęłam. - Poza tym gdzie w bibliotece szkoły dla czarodziejek można znaleźć wzruszającą powieść?
- Została przekazana w darze przez Vylette-san, tak było na niej
napisane różowym flamastrem - usłyszałam. - A ta książka to jest o
miłości. O kobiecie, która od wielu żyć jest zakochana w tym samym
mężczyźnie i nie mogą się odnaleźć.
- A, to chyba znam - kiwnęłam głową. - Kiedyś w chwili desperacji
wypożyczyłam sobie... A czekaj, od kiedy ty czytasz romansidła? -
parsknęłam śmiechem. - Przecież jesteś zupełnie...
Urwałam, bo Xemedi-san zapatrzyła się na mnie z uśmiechem tak promiennym, że musiałam zmrużyć oczy.
- No, powiedz - rzekła radośnie. - No, już. Bez-u-czu-cio-wa.
- Nie, no bez przesady - rozchichotałam się na dobre. - Zresztą nie będę ci bronić czytania...
- Zdziwiłabym się, gdybyś próbowała. A w ogóle, dobra wróżko, nie zastanawiałaś się nigdy, czy i ty przypadkiem nie masz
takiego problemu?
- Znaczy, jakiego? - nie zrozumiałam. - Wybierania najdurniejszych romansideł do czytania? Zdarza mi się.
- Nie, nie, nie - uniosła palec do góry z mądrą miną. - Takiego, że może
w swoim pierwszym wcieleniu też kogoś tak kochałaś, że był i jest dla
ciebie jedynym, i do tej pory go szukasz?
Na takie domysły po prostu ręce mi opadły.
- Wyobraź sobie, że się zastanawiałam - skrzywiłam się. - I od razu
skreśliłam taką ewentualność. Wiesz jaka jest moja opinia o
przeznaczeniu, prawda?
- Prawda - Xemedi-san uśmiechnęła się szeroko. - Taka, jak moja.
- No właśnie. Dlatego gdybym była skazana na jakiegoś faceta przez
przeznaczenie, wolałabym go nigdy nie spotkać. To by było nałożenie
sobie kajdan.
- Jakąż miłość jest niewolą - westchnęła sentencjonalnie, jakby była od
tego ekspertem. Pokręciłam głową i wróciłam do przeglądania półek z
książkami, odganiając od siebie niewesołe myśli. Ktoś mógłby powiedzieć,
że to raczej egzystencja bez tej "przeznaczonej" drugiej połówki jest
niewolą, ale ja zawsze muszę być na odwrót. Bo takie narzucone z góry
uczucie? A co, jeśli przez te liczne wcielenia oboje zmieniliśmy się
tak, że w życiu byśmy się nie rozpoznali, a tym bardziej nie mieli
racjonalnego powodu by się w sobie zakochać?
...No dobrze, jeśli chodzi o zakochanie, to nie ma czegoś takiego jak
racjonalne powody. Ale gdyby faktycznie tak było, wychodziłoby, że ja
nie kocham Aeirana, nie kochałam Artena, że w ogóle nie mam pojęcia co
to prawdziwa miłość, bo dopiero muszę ją spotkać. A to jest, łagodnie
mówiąc, niedorzeczne.
- No i mnie zagadałaś, i zapomniałam po co tu przyszłam! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Poszukiwaczki Tajemnic.
- Nie po to, żeby mi zrecenzować piękną książkę o miłości? - poddałam się.
- Bo właśnie ta książka przypomniała mi o tobie i o czymś, co chciałam ci pokazać!
- Mam się bać?
- A, to już jak chcesz...
Znajome kręte uliczki stolicy Solen, z przytulnie wyglądającymi
budynkami w jesiennych kolorach... Ten, do którego przyprowadziła mnie
Xemedi-san, przypominał domek z piernika. A okno wystawowe na pewno nie
było ze szkła - choćby dlatego, że się wyginało przy dotknięciu.
- Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej tu nie trafiłam - odezwałam się,
gdy weszłyśmy do środka. - A może to taki sklepik, w którym można kupić
coś podejrzanego, a kiedy się chce to zwrócić, okazuje się nagle, że
sklep już dawno zniknął?
Jednego się nie spodziewałam - że popatrzy na mnie jak na wariatkę.
- Być może, być może - powiedziała łagodnie. - Ale jak dotąd nie zniknął, więc możesz przebierać w towarze.
Faktycznie, wnętrze okazało się przyjemną rupieciarnią, która mogła
śmiało konkurować ze strychem na Rozdrożu i moją Szafą. Niby większość
sklepów w Solen jest taka, ale ten miał jakiś inny klimat... I nawet
pachniał piernikami. Nigdzie nie widać było sprzedawcy, więc uznałam, że
mogę sobie trochę pobuszować.
- Chciałaś mi tu pokazać coś konkretnego?
- Ale ci się oczy świecą - zachwyciła się Xemedi-san. - A zaraz się zaświecą jeszcze bardziej. Zobacz.
Podprowadziła mnie do ściany, na której wisiały dwa obrazy, mniejszy i większy.
- Były trzy, ale jeden kupiłam mamie na Dzień Matki, tylko chyba go nie
widziałaś, bo wisi w buduarze - wyjaśniła moja towarzyszka,
przypominając mi na moment, że też mam matkę i w ogóle liczną rodzinę, w
której sama się nie orientuję... ale to długa historia. - No i co
powiesz? Powiew historii, prawda?
Prawda. Na tym dużym obrazie przeplatała się ciemność z barwami tęczy,
sen z pełnią życia, spokój z ekscytacją. Zatytułowany był Nocne Kyô'Shitei.
Mały przedstawiał Patronkę Marzeń, łagodną dziewczynę w bladoniebieskim
kimonie, z figlarnym uśmiechem. Powiew historii, rzeczywiście.
Bo to przecież były reprodukcje dzieł największej malarki Starego
Świata. Mojej imienniczki, żeby było śmieszniej. Osoby, która
nawiązywała dziwne znajomości, a niekiedy wplątywała się w przygody
warte opisania przez pewną zupełnie anonimową kronikarkę światów.
Wyglądały jak oryginalne. Czy ktoś potrafiłby podrobić styl Wan'kai Miyi?
- Z dziką rozkoszą wzięłabym ten - wskazałam na portret Akai-sama. - Moja Patronka.
- Zawsze myślałam, że za swoją Patronkę uważasz raczej Linn-san -
powiedziała Xella-Medina. - A te obrazy są tanie, możesz śmiało kupić.
One są tym tańsze, im bardziej odpowiedni klient.
- Skąd wiesz? Zresztą kto powiedział, że miałabym kupić oba? -
przyjrzałam się jej podejrzliwie i nagle złapałam się na tym, że
zastanawiam się nad dzisiejszą datą. Hm, no tak. Trzynasty.
- A może ten drugi też bym wzięła - rzuciłam beztrosko, chwytając spojrzeniem jej triumfalny uśmiech.
- Jestem pewna, że Kaneto-san będzie zachwycony - rzekła równie lekko.
- Ile razy ci mówiłam, żebyś go tak nie nazywała?
- Jestem pewna, że Kaneto-san będzie zachwycony - powtórzyła cierpliwie.
- Czy Sorilex-san będzie równie zachwycony, pewności już nie mam.
O, do licha. Wiem, zrozumiałam, co miała na myśli. To, co zawsze mi się
przypominało, gdy zwykłam się użalać nad swoim losem - że niektórzy mają
gorzej. W mojej głowie przynajmniej krążą moje własne wspomnienia. Nie
tak, jak u Lexa...
Ale co mi szkodziło zaryzykować?
Xemedi-san zapewniła, że wystarczy zostawić zapłatę na ladzie, więc tak
zrobiłam. Najwyżej będzie na nią. A obraz się ładnie zapakuje i wyśle
razem z życzeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz