Jestem w domu. W domu.
Rany, jeszcze niedawno to słowo wydawało mi się takie odległe i nierealne... Ale jestem w domu.
Wczoraj wróciłam z Shiroaki, dokąd się wyprawiłam ponad tydzień temu (nasz tydzień, bo w Srebrnej Domenie minęło ciut więcej czasu), by
dać się pożreć opowieści... Wbrew temu, przed czym ostrzegał mnie
Geddwyn. W rezultacie zostałam obwołana nowo odkrytym talentem muzycznym
(choć takiego talentu nie posiadam), sama sobie narzuciłam rolę
zaciekłej rywalki głównej bohaterki i w dodatku zdążyłam
również stoczyć decydującą walkę z pewnym demonem. Ale teraz już jestem w
domu i przywiozłam ze sobą jeden z Kryształów Niebios.
A jednak nie będzie szczegółowej relacji w tym pamiętniku. Próbowałam,
słowo daję, że próbowałam. Ale gdy przeglądam te szczątkowe zapiski,
które popełniłam gdy miałam okazję, tylko kręcę głową i zastanawiam się,
czy to naprawdę byłam ja, Madelyn Igneid Yumeni Al'Wedd.
No nic, chowam je do szuflady, będzie mała luka w czasie.
A skoro mowa o czasie, Aeiran też już wrócił do naszej domeny. Ale przedtem
przygnał za mną do Shiroaki i wyciągnął mnie niemal siłą z tego błędnego
koła, w którym zatraciłam się niemal do reszty. Po tym, co mi wtedy
powiedział, co przede mną odkrył, przez pewien czas czułam, że chce mi
się krzyczeć, że nigdy mu tego nie wybaczę... A teraz myślę, że nie
starczyłoby mi słów, by mu podziękować. Ale myślę, że on wie.
Mam nadzieję, że wie.
Sama się sobie dziwię, że tak łatwo dałam się wciągnąć w opowieść. Nie moją przecież, nawet nie taką, w której byłoby dla mnie miejsce. Czyżbym tak
dawno niczego sobie nie układała, że nie wiedziałam, jak zachować
dystans? Owszem, często zdarzało mi się wczuwać w opisywanych przez
siebie bohaterów, układać historię z ich punktu widzenia, ale teraz...
Teraz nie wyobrażałam sobie, bym potrafiła obserwować rozwój akcji
oczami Hikari Kusanagi. Dlatego wymyśliłam inną bohaterkę - a raczej
antybohaterkę - inną siebie, taką, jaka nie jestem, ale gdybym bawiła
się w to dłużej, może w końcu bym się nią stała...
Zabawne, naprawdę. Ledwo dwa tygodnie, a czuję się jakby raczej kilka lat...
Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale dziwną satysfakcję sprawia mi
fakt, że jest jedna osoba bardziej niepozbierana w tej chwili niż ja -
Hikari właśnie. Odzyskała pamięć, ale jej dawny świat stał się
przeszłością, a niedawny runął w gruzach, zbudowany na kłamstwie. Cóż,
wyruszyła poznawać siebie na nowo. I swoją świeżo odkrytą moc, przy
okazji. Nie można w końcu wiecznie polegać jedynie na Krysztale...
Nie lubiłyśmy się zbytnio podczas tej "wspaniałej przygody", niemniej wzniosę za nią toast zaparzonym przed chwilą lapsangiem.
A właśnie, Kryształ. Nie spodziewałam się, że klejnot dający
posiadaczowi ognistą moc polubi tak wybitnie wodną istotę jak ja, a
jednak... Teraz już wiem jak to jest posługiwać się żywiołem przeciwnym
mojemu, ale nie sądzę, bym się przez to przekonała do innego ognia niż w
kominku. Może dlatego, że mój płomień był jednak taki... Nienaturalny.
Biało-fioletowo-błękitny. Taki nieognisty. W każdym razie teraz Kenji
Hôdemei może sobie szukać Kryształów Niebios, END też może szukać, ale
ich nie skompletują, bo jeden znalazł się w mojej Szafie. Czyli tam,
gdzie nawet ja niekoniecznie go z powrotem odnajdę.
O ile w ogóle zechcę go kiedyś odnaleźć.
W co szczerze wątpię.
Jestem w domu, popijam herbatkę i bawię się z Tenarim, który o mało mnie
nie zjadł żywcem za to, że moją uwagę znów przykuwało coś innego niż
on. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie będzie pamiętliwy i da w końcu
spokój moim włosom.
Chyba go dzisiaj zabiorę do DeNaNi, nacieszyć się w końcu wiosną i przy
okazji podzielić się radością z Lilly i Shee'Ną. A potem będę czekała na
Vanny, bo zaapelowałam do niej pisemnie o pojawienie się w pracy. W
końcu posady w Blue Haven nie należy lekce sobie ważyć! Spróbowałaby nie
przyjechać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz