- Co sobie układasz? - pytanie Aeirana przywróciło mnie do rzeczywistości.
- Skąd wiesz, że sobie coś układam? - uśmiechnęłam się i skierowałam
wzrok na biegnącą po łace Nindë. Widziałam, że lepiej się czuje poza
miastem.
- Zawsze w takich chwilach masz specyficzne spojrzenie - brzmiała
odpowiedź. - Rozmarzone i sięgające gdzieś, gdzie inni nie dadzą rady.
Miałam ochotę trzepnąć się po głowie za tę skłonność do wyłączania się w
każdej sytuacji i w czyjejkolwiek obecności. Ale tego nie zrobiłam, jak
zwykle.
- Mam wreszcie możliwość skończenia opowieści o Klejnocie - wyjaśniłam - więc korzystam póki mam okazję.
- To, co wczoraj przez pół dnia pisałaś, nie wystarczy?
- Nie, tamto były notatki tworzące radosny chaos. A co? - zaniepokoiłam się. - Nie chcesz, żebym to napisała?
- Nie w tym rzecz, chętnie zobaczę tę historię twoimi oczami - teraz on
zapatrzył się gdzieś przed siebie. - Ale na razie dziwnie się czuję,
wracając do niej pamięcią.
- Gdyby tak... czas się cofnął - zadumałam się - i jeszcze raz stanąłbyś przed możliwością wyjścia z Ciemności, zrobiłbyś to?
Chwilę musiałam czekać na odpowiedź.
- Dlaczego nie dokończysz? - usłyszałam wreszcie. - Wiedząc, że ona
wtedy zginie, to chciałaś powiedzieć, prawda? Odpowiem ci, że nie wiem.
Nie odezwałam się. Czekałam.
- Żałuję, że nie zdążyłem z nią porozmawiać bez dzielących nas luster -
Aeiran właściwie zinterpretował moje milczenie. - Ale nie żałuję, że
poznałem inne światy.
- Ale przez to nie czujesz się tu już jak w domu.
Oj, trafiłam w czuły punkt. Skrzywił się jakby połknął cytrynę.
- Pierwszy chciałeś wrócić do Ciemności, ale też pierwszy znów z niej uciekłeś - ciągnęłam niezrażona. - Jak to jest?
- Zauważ, że w przypadku Aldriny i Eskire'a było odwrotnie. Tak się
zdarza - powiedział cicho. - Po powrocie zastaliśmy inny świat. Innych
ludzi, którzy nas nie znali i sobie bez nas radzili. Pewnie radziliby
sobie tak czy inaczej i dlatego właśnie bogowie przestali być potrzebni i
zaczęli tracić osobowość.
- Aldrina mówiła, że było was dziewięcioro... Ale tylko wy, Czasoprzestrzenni, weszliście w ludzkie grono.
- Tamci chyba nie chcieli się do tego zniżać. Wiesz, że
nawet ich za bardzo nie pamiętam? Nawet tego jacy byliśmy przed naszym
odrodzeniem. Tamten czas jest dla mnie taki...
- Obcy? - podpowiedziałam. - Masz wrażenie, że teraz jesteś inną osobą?
- Ty się chyba na tym znasz - Aeiran uśmiechnął się lekko. - Nie raz już się odradzałaś.
- Ale za każdym razem się zastanawiam czy "ja" to tylko ta obecna, czy te poprzednie też. Ale mów dalej.
- Co tu mówić? Tylko tyle, że najwyraźniej czuliśmy się potrzebni. I tamci dwoje teraz również tak uważają.
- A ty już nie?
- Tutaj nie.
- A gdzie indziej tak?
Uśmiechnął się powoli, szeroko i złośliwie.
- Na to pytanie sama powinnaś sobie odpowiedzieć.
- Dlaczego... ja? - zapytałam gdy wróciła mi zdolność myślenia.
- Cóż, gdzie indziej mam co robić, póki jestem związany przysięgą - nie przestał się uśmiechać. - Potem się zobaczy.
No tak. Jak inaczej mógłby odpowiedzieć?
- Im szybciej skończy się czas tej diabelnej przysięgi, tym lepiej - wyrwało mi się.
Aeiran długo na mnie patrzył, gdy to powiedziałam. Czułam się nieswojo,
zwłaszcza że nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. Dopiero gdy przybiegła
Nindë, a za nią - o dziwo grzecznie - No Doubt, oderwał ode mnie wzrok i
odszedł w stronę swojego wierzchowca.
- To dlatego... - zaczęłam, choć trudno mi było wydobyć głos. - Że ciężko mi z myślą... Że towarzyszysz mi z musu.
Zareagował dopiero gdy wsiedliśmy na konie, a kolejne spojrzenie, jakie mi rzucił, nie było już aż tak kamienne.
- A czy ja się kiedykolwiek skarżyłem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz