- Dzisiaj już możesz iść
sama - zezwolił po namyśle Aeiran, a ja poczułam się jak małe dziecko,
którego trzeba ciągle pilnować. Co mi szkodzi, najwyżej się zgubię!
I tak nie czułam się zbyt niezależna, bo od wyjścia ze świątyni czułam
na plecach wzrok Ner'linda, tego człowieka, który od przybycia tu był
czymś w rodzaju mojego kamerdynera. Wygląda na to, że i ochroniarza... I
może wydawało mu się, że go nie widzę?
- Moim obowiązkiem jest dbać o twoje bezpieczeństwo, pani -
odpowiedział z lekkim uśmiechem, gdy go o to wreszcie zapytałam. - Co by
powiedział Denethari, gdyby coś złego ci się przydarzyło?
- Robiłby mi wymówki przez resztę dnia i jeszcze trochę - prychnęłam. -
Czy jeśli ci grzecznie powiem "możesz odejść", przestaniesz się wreszcie
zachowywać jak przyzwoitka?
- Przyzwoitki towarzyszą raczej parom - usłyszałam znajomy głos. - Ale jeśli ja mu to powiem, posłucha. Chcesz?
Na widok Aldriny Ner'lind skłonił się głęboko i zmył się niemal z ulgą.
Bogini podeszła do mnie z melancholijnym wyrazem twarzy. Widać jeszcze
nie do końca przetrawiła to, co się stało z Ketrisem. Kiedy jej o tym
opowiedziałam, długo nie mogła przestać płakać...
- Nie obejrzałaś jeszcze całego miasta? - zwróciła się do mnie. - Wiem, że wczoraj odbyłaś z Aeiranem długi spacer.
- Cóż, po zejściu z wieży nogi miałam tak miękkie, że więcej już
chodzić nie mogłam - westchnęłam. Rzeczywiście, pod koniec tego spaceru
mój towarzysz zaproponował mi obejrzenie całej stolicy za jednym
zamachem, a najlepszy punkt widokowy jest na wieży, z której energia
rozchodzi się na całą Ciemność. Ha! A ja już wiem, że ta energia
napędzająca sprzęty techniczne jest przetwarzana z tego samego blasku,
który odrobinę rozświetla Ciemność! W miejscu, w którym ustawiono wieżę,
jest on najintensywniejszy... Zaś sama wieża dziwnym zbiegiem
okoliczności przypomina nieco Tokyo Tower i też jest wysoka jak diabli.
Widok z niej jest przepiękny, zwłaszcza wieczorem. To, że kurczowo
wczepiłam się Aeiranowi w płaszcz, trochę mi utrudniało oglądanie, ale
to jest właśnie radość posiadania lęku wysokości... Trzeba się
przyzwyczaić.
- A w Gmachu Pamięci byłaś? - zapytała Aldrina.
- Tam, gdzie stała świątynia, zanim rozbiliście ją w pył, przenosząc się do DeNaNi? Jeszcze nie.
- W takim razie pora i na to - wyraźnie się ożywiła i pociągnęła mnie
za sobą. Chyba nie dane mi było samotne zwiedzanie... W drodze bogini
wypytywała o wieści z zewnątrz, wykazywała szczere zainteresowanie, na
widok któego nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Gdzie jest teraz Ketris, jak myślisz? - zapytała w pewnym momencie, tak jak kiedyś Lilly.
- Mnie o to pytasz? - wyjąkałam. - To twój Symbol go wchłonął, sam przy tym znikając.
- Ale ja niczego nie wyczułam, żadnej zmiany - zamyśliła się. - Czy to
dlatego, że Symbol był w innym świecie? Nie wiem... Może Ketris gdzieś
jest...?
Przyznam, że dawniej nie przepadałam za tą panią. Ale widząc, jak jej
brakowało jedynego przyjaciela, spojrzałam na nią z sympatią...
Budynek zwany szumnie Gmachem Pamięci nie był specjalnie wielki, widać
mieszkańcy Ciemności zachowują niewiele wspomnień. Ale przynajmniej na
parterze pamięć o sztuce (zadziwiająco jak na ten wymiar kolorowej), a
na pierwszym piętrze...
- To jest historia - Aldrina z nostalgią pokazała mi wiszące na
ścianach gobeliny pokryte tekstami. - Jeszcze z czasów zanim odrodziliśmy
się jako ludzie.
Spoglądałam na te uwiecznione wspomnienia, żałując, że nie potrafię ich przeczytać...
- A tu - podeszłyśmy do gobelinu zawieszonego samotnie, jakby na
honorowym miejscu - przedstawiono całą dziewiątkę bóstw naszego świata.
- Zaraz, czekaj - przerwałam oszołomiona. - To są tu jeszcze jakieś bóstwa poza wami?
- Tak było - poprawiła Aldrina. - Nie tylko Denethari istnieli, ale również Khelisai i Ach'renn, dzierżący pieczę nad... Nad... - skrzywiła się. - Nie wiem... Już nie pamiętam.
- A nie napisano tu tego? - wskazałam na gobelin.
- Nie w tym rzecz - westchnęła. - Nie potrafię w sobie odnaleźć
wspomnień o tamtych. My przetrwaliśmy, oni nie... I się bez nich, jak
widać, obywamy. A przecież wtedy tak nie było...
Gdy wychodziłyśmy z budynku, w drzwiach minął nas Eskire. Na mój widok uśmiechnął się z ironią.
- Potrzeba było gościa z zewnątrz, żeby Aldrina zechciała tu przyjść - skomentował.
- Za to ty bywasz tu trochę za często - odpowiedziała bogini. - Tak ci tęskno do przeszłości? Nie możesz patrzeć w przyszłość?
- Ależ patrzę, patrzę - rzekł ujmującym tonem. - Jeśli nie ja, to kto
miałby...? Może powinienem zajrzeć w twoją przyszłość? - nagle przeszył
mnie wzrokiem. - Jak ci się podoba perspektywa zostania tu na zawsze?
- Najpierw musiałaby być taka perspektywa - odparłam chłodno.
- A nie? Widać, że Aeiran uczy się na błędach - Eskire zaśmiał
się krótko. - Za tamtą pognał na zewnątrz, ciebie przyprowadził tutaj...
Czy gdyby zamierzał tam wrócić, zabrałby swój Symbol?
Słuchając jego wywodu nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać.
- Za pozwoleniem, jego Symbol ja zabrałam - oświadczyłam w końcu. - Aeiran pewnie o tym wie, ale dotąd mi nie wypomniał...
- I to cię nie dziwi? Nie uważasz, że tym lepiej dla niego, że nic już was nie łączy z tamtym światem?
- Mnie też by nie dziwiło - Aldrina niespodziewanie uśmiechnęła się z
rozbawieniem. - Bo pamiętam, że tam na zewnątrz ciągle jest t w ó j Symbol,
Eskire. Więc nie musisz się tak o nich martwić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz