- Parz herbatkę, będziemy za chwilę miały gościa. Prosto z Agencji - oznajmiłam Vanny z samego ranka.
- I dopiero teraz mi to mówisz? - spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Sama wiem od paru minut...
- Chyba nie powiesz, że jesteś jasnowidzem - prychnęła.
- Nie, wyśniłam sobie. Już do kuchni. Kopciuszku - pogoniłam ją poduszką.
Zdążyłam jeszcze trochę poprawić włosy - co zwykle jest trudnym zadaniem
- gdy mój faktycznie wyśniony gość, pojawił się w Blue Haven.
- Ojamashimaaaaaaasu! - powitała mnie radośnie Yori-chan. - Jak widzisz, dotarłam!
- Widzę też, że nie sama - zauważyłam za jej plecami fioletową
czuprynę, której właściciel starał się pokazać wszem i wobec, że go tu
nie ma.
- A, bo się przyczepił - mruknęła Śniąca. - Wykopać?
- W myśl zasady "gość w dom, to mu kopa"? - roześmiałam się. - Rozgośćcie się oboje, kopać będę gdy zajdzie potrzeba.
Demon udał że oddycha z ulgą i rozsadł się na kanapie, ja i Yori do niego dołączyliśmy...
I wtedy z kuchni wypadła Vanny, z pokaźną szklanką wody i wołając "Śmigus-dyngus!!!" chlusnęła nią prosto na nas.
- Ups... - zaczerwieniła się, kiedy uświadomiła sobie, że nie siedzę na kanapie sama. - Przepraszam...
- Nie no, to nawet fajne przywitanie było - wyszczerzył zęby złotooki. - To jakiś rytuał poranny, czy coś?
- To taka tradycja w jednym ze światów - wyjaśniłam, po czym z grobową
miną przeniosłam nieco (?) wody z basenu i z pluskiem spuściłam ją na
kuzynkę. Po tym prysznicu prychała jak kociczka.
- Skoro już mamy za sobą chrzest bojowy - powiedziała po chwili - to może się poznamy? Vanille Loire, kuzynka Miyi.
- Cześć! Ja jestem Yumeno Yori, a to... kolega - wskazała na demona, wzruszając ramionami.
- Właśnie - spojrzałam na niego z wyrzutem. - Mógłbyś podawać światu
jakiekolwiek imię, wyobraź sobie. Wiesz jak mi się trudno o tobie pisało
w pamiętniku?
- To piszesz o mnie w swoim pamiętniku? - chłopakowi rozbłysły oczęta. - Ze wszystkimi szczegółami?
- Gdybym była tobą, nie chciałabym wiedzieć, jak mogą cię obsmarować rozmaite kronikarki - zachichotała Yori.
- Boś zazdrosna, ot co.
- Życzycie sobie herbatki? - Vanny weszła w swoją rolę kelnerki.
- Ja sobie życzę. Lapsanga - demon wstał i zajrzał jej w oczy wzrokiem niczym szczeniaczek, na co Yori zmarszczyła nos.
- A mi brzoskwiniowej - ona widać nie przepadała za przypaloną herbatą.
Vanny udała się do kuchni, mijając wylatującego z niej Tenariego. Był
zaspany i co chwilę ziewał... Podfrunął do gości, przyglądając im się
mętnym wzrokiem.
- Svart - zdziwił się złotooki. - Zostałas opiekunką do dzieci?
- A co, nie wolno? A ty, urwisie - zwróciłam się do małego - przyznaj się lepiej co już zdążyłeś nabroić w kuchni!
Demoniątko spojrzało na mnie niewinnie, po czym ułożyło mi się na kolanach i zasnęło z powrotem.
- Czyż on nie jest rozkoszny? - Vanny ostrożnie wyszła z kuchni,
trzymając tacę z herbatą. - Proszę bardzo. Ciasteczek na zagrychę
chcecie?
- Ja dziękuję - Yori zamachała rękami i wzięła swoją filiżankę. - Nie
mogę niestety tu długo siedzieć, więc poprzestanę na herbatce...
- Sprawy służbowe? - zainteresowałam się.
- Nie, jadę do brata. Bez ciebie - zmiażdżyła demona spojrzeniem nim
ten zdążył cokolwiek pisnąć. - Chcę mu powiedzieć... o Hikari-chan.
- Pewnie będzie mu przykro, że nawet nie dała wam znaku życia - westchnęła wtajemniczona Vanny.
- Pewnie tak... - Yori na chwilę posmutniała, ale zaraz parsknęła
śmiechem. - Jednak może to i lepiej, że nie wróciła? Kiedy ze sobą
chodzili w liceum, bezustannie ją ciągał na treningi kendo albo na gry wideo... A przez te trzy lata nic się nie zmienił, więc dalej by ją ciągał.
- Pozdrów - moja kuzynka powiedziała to w tej samej chwili co ja.
- Wy tak zawsze chórem? - zachichotał demon.
- A skąd! - żachnęłyśmy się równocześnie.
- Dobra, pozdrowię - Yori ze śmiechu o mało nie zakrztusiła się herbatą. - Będzie zachwycony, słowo daję.
- Na ziemię się wybierasz?
- Nie, chociaż chętnie odwiedziłabym dobre stare Tokio - odpowiedziała.
- Ale mój braciszek siedzi w pewnym małym wymiarze... W robocie. A
pracuje z samymi świrami.
- Śmiem twierdzić, że to u was rodzinne - jej towarzysz uśmiechnął się lekko. Zignorowała go ostentacyjnie.
- Chyba jeszcze wpadnę, fajnie tu u was - odłożyła pustą filiżankę i ziewnęła. - Gomen, skrzywienie zawodowe. - Przeciągając się, wstała z kanapy.
Pożegnaliśmy się i goście opuścili herbaciarnię. Ciekawa jestem, czy Yori zgubiła swojego koleżkę, czy jej się to nie udało...
- To co? - rzuciła Vanny. - Budzimy dziubdziusia i ruszamy na przejażdżkę?
- Niezły pomysł - stwierdziłam. - Przecież gdyby przespał jazdę konno, nigdy by nam nie wybaczył...
Uśmiechnęła się perfidnie i poszła do kuchni po następną szklankę wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz