8 IV

Wzięło nas na wiosenne porządki. Nawet taka bałaganiara jak ja ma czasem ochotę posprzątać... Zwłaszcza że wiosna dodała nam sporo energii. Wczoraj wybrałyśmy się pojeździć konno i przy okazji przywiozłyśmy sobie naręcze kwiatów. Po pół godziny upajania się ich zapachem uznałyśmy, że chyba jesteśmy na haju, więc możemy robić różne dziwne rzeczy, bo zostaną nam wybaczone (wiwat niepoczytalność!). Cóż, jeśli największym szaleństwem jest sprzątanie, to kwalifikujemy się na oddział zamknięty.
Przywołałyśmy sobie Chmurkę i Mgiełkę do pomocy (Obłoczek jest jednak zbyt nieśmiały) i teraz oprócz nas po Blue Haven snują się dwa równie pełne energii żywiołaki powietrza, na które co krok wpadamy. I przez które przelatujemy.

- Leo, wskakuj na stół, zanim dosięgnie cię karząca froterka sprawiedliwości! - zawołała w biegu Vanny na widok gościa. Chłopak zrobił wielkie oczy i przycupnął na krześle, z nogami w górze.
- Chyba nie powiesz, że znów sam zostałeś w Marzeniu? - usiadłam obok, trochę już zmęczona tymi porządkami.
- A żebyś wiedziała - mruknął. - Vaneshka wybrała się na zakupy. Z naszą nową lokatorką.
Powiedziawszy to prychnął, a wraz z nim Vanny, której jakoś nie przypadła do gustu Milanee.
- Rozumiem, że to już ustalone - powiedziałam, dając znak Chmurce żeby przyniosła więcej herbaty. - Martwię się tylko, że Vaneshka tak szybko wstała. Nie powinna jeszcze poleżeć?
- Jej to powiedz - westchnął Leo. - Niespecjalnie ją rozumiem... Dzisiaj jest taka pełna energii, że nie mogła usiedzieć w domu. A czasem zamyka się w swoim smutku i wtedy całkiem jakby jej nie było. Nie wspominając o tych wypadach na pomoc zagubionym duszyczkom takim jak ja.
- To ostatnie akurat pojmuję - odparłam. - Chce w ten sposób spłacić dług... Za własne ocalone życie. Ale te inne sprawy...
Leo spojrzał na mnie pytająco.
- Gdybym powiedziała, że ją rozumiem, mogłoby to zabrzmieć dwuznacznie.
Teraz dopiero wyglądał na skołowanego. Vanny oderwała się wreszcie od froterki i zajęła krzesło przy naszym stoliku.
- Byłeś kiedyś nieszczęśliwie zakichany, Leo? - zapytała.
- ...Jaki?! - popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- No wiesz, ty ją tak, ona ciebie nie.
- Chyba... Nie byłem - elf pokręcił głową, próbując pozbierać myśli.
- Bo widzisz - zaczęła tłumaczyć moja kuzynka. - Z miłością jest zwykle tak, że dodaje skrzydeł. Energii do życia. Ale jeśli jest nieodwzajemniona, wtedy nie ma się dokąd polecieć i co z tą energią zrobić... I wtedy popełnia się różne nierozważne czyny. Wierz mi, wiem co mówię!
Niewątpliwie wiedziała co mówi, ale zaskoczyło mnie, że mówi to tak lekko. Pamiętam jak trudno było ją pocieszyć przez te jej sercowe problemy, a z drugiej strony nie wyglądała na specjalnie załamaną, referując mi, jak to Rick i Andrea dają się ponieść panującej na Rozdrożu wiośnie i gruchają do siebie jak te dwa gołąbki... Może i bym ją podpytała, ale nie wiem czy to byłby najlepszy pomysł. Ostrożności nigdy za wiele.
- No dobra - przerwał moje rozważania Leo. - Czy w takim razie mogę znaleźć kolesia, który zawrócił Vaneshce w głowie i dać mu w baniak?
- Nie - powiedziałam zanim pomyślałam.
- Czemu nie? - wyglądał na zawiedzionego, a Vanny, nie wiedzieć czemu, zaczęła chichotać.
- Bo byście jej nastrój popsuli! - wykrztusiła.
Zanim zdążyłam cokolwiek biedakowi wytłumaczyć, obiekt jego żądzy zemsty nieoczekiwanie pojawił się w herbaciarni. Z namysłem powiódł wzrokiem po zebranych, aż wreszcie podszedł.
- Pozwól na chwilę - rzucił i chwycił mnie za rękę. Zdążyłam tylko posłać Vanny i Leo przepraszające spojrzenie i już mnie nie było...
- Czy ja naprawdę muszę się czuć tak pomiatana?! - syknęłam.
- Twoje uczucia tylko od ciebie zależą - odpowiedział Aeiran, gdy znaleźliśmy się w jego wymiarze. - Tutaj nikt nam nie będzie przeszkadzać.
Prychnęłam i rozsiadłam się w fotelu.
- Można pomyśleć, że porywanie niczemu nie winnych kobiet prosto z domu to twoja specjalność.
- Zależy od okoliczności - wzruszył ramionami. - Specjalnego oporu jakoś nie napotykam.
- A zdajesz sobie sprawę, jak to zabrzmiało? - wbrew sobie miałam ochotę się roześmiać. Zwłaszcza gdy jego pytające spojrzenie powiedziało mi, że nie wiedział.
- Czy ja też wrócę do domu z płaczem? - zapytałam.
Wyglądał na zdziwionego, gdy zajął drugi fotel.
- Dlaczego?
- A dlaczego nie?
Gdyby to było możliwe, oczy by mu pewnie pociemniały.
- Chyba właśnie to wykurzyło mnie przed chwilą z herbaciarni - mruknął. - Czy gdybym tam pozostał, usłyszałbym podobny wyrzut razy trzy?
- Bardzo możliwe - rzekłam cicho. - Skoro ciągle nie wiesz jak obchodzić się z Vaneshką, to może daj jej spokój raz a dobrze?
- Ofukałaś mnie kiedyś, że nie staram się jej zrozumieć - przypomniał. - Dlatego też ostatnio się właśnie starałem.
- I jak rezultaty?
- Może trudno ci będzie w to uwierzyć, ale próbowałem z nią rozmawiać - odpowiedział. - A ona w rewanżu próbowała śpiewać. I potem już jej humor nie wrócił.
Nie wiem skąd to wrażenie, że nie powinnam go pytać, co takiego zaśpiewała, więc powściągnęłam ciekawość.
- Teraz za to pcha się tam, gdzie niebezpieczeństwo, by móc uratować czyjeś życie - powiedziałam zamiast tego. - W taki sposób spłaca wobec ciebie dług, wiesz?
- To jest lepsza z dwóch opcji - odparł Aeiran niewzruszenie.
- Jaka zatem jest ta gorsza?
- Powiedziała mi kiedyś, że mogę rozporządzać jej życiem, jak tylko mam ochotę - rzekł takim tonem, jakby opowiadał o czymś niesamowicie niedorzecznym.
- Czyżby to ci nie odpowiadało? - zapytałam uszczypliwie.
- Spójrz na to tak - niespodziewanie przeszył mnie wzrokiem. - Ja mógłbym coś takiego oznajmić tobie.
- Oszalałeś? - zawołałam. - Nie chciałabym, wyobraź sobie! I wprost nie mogę się doczekać kiedy minie czas tej przeklętej przysiegi!
- O, widzisz - posłał mi ten swój powściągliwy uśmiech. - Zatem nie masz co mi się dziwić...
Tu mnie miał. Uciekłam wzrokiem, wygładziłam bluzkę i odchrząknęłam.
- Dobra - odezwałam się po chwili. - Powiesz mi wreszcie, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?

- O, jesteś! - ucieszyła się na mój widok kuzyneczka. - Powiedz Leo żeby się tak nie miotał!
Ze zdziwieniem spojrzałam na elfa, który jeździł froterką po herbaciarni, dopingowany przez Tenariego.
- Drugi raz - mruknęła Vanny. - I nie obchodzi go, że ja w to tyle pracy włożyłam, że podłoga lśniła zanim on się za nią zabrał! Niewyżyty!
Ledwo zahamował gdy zastąpiłam mu drogę.
- Opanujże się - powiedziałam ze śmiechem. - Chcesz herbatki? Z melisy najlepiej?
- Wróciłaś? - omal się nie wyłożył jak długi na podłodze. - I wszystko w porządku?
- Słuchaj, nie wiem co sobie o nim myślisz, ale pewnie byłabym w szoku, gdybyś mi te myśli zdradził - parsknęłam. - Siadaj i się uspokój.
- Skoro nie wróciłaś z płaczem - zachichotała Vanny - to jaką sprawę do ciebie miał?
- Przypomniał mi, że miałam w planie wycieczkę do Ciemności - wyjaśniłam. - I był nieco zdegustowany, że musi mi przypominać o czymś, na co się jeszcze niedawno tak napalałam.
- A musi?
- I tu jest problem - westchnęłam. - W postaci tej małej zmory - wskazałam na Tenariego - u której będę miała przechlapane jeśli znowu wybędę na dłużej.
Vanny rzuciła mi niewinne spojrzenie i zaczęła pogwizdywać.
- Co? - nie zrozumiałam zanim nie wskazała z triumfem na siebie. - Nie mów, że chcesz się nim zająć?
- A co, myślisz, że nie potrafię? - zaperzyła się. - Że mogę go tylko karmić fastfoodami i nauczyć rzucania kubkami?!
- Nie, ale on jest taki... Nieprzewidywalny.
- Dobra. Słuchaj, Tenari! - moja kuzynka wzięła demoniątko na ręce. - Wybaczysz tej tam, że znowu ją niesie na poszukiwanie przygód, jeśli ciocia Vanny weźmie cię na spotkanie z twoją własną przygodą?
Mały popatrzył na nią, na mnie, znowu na nią... Wreszcie kiwnął głową.
- No widzisz! - zawołała dziarsko Vanny. - Nie masz się o co martwić!
- Wierzysz mu? - Leo uśmiechnął się sceptycznie. W odpowiedzi spojrzała na niego z wyrzutem.
- Widać o nim też będziesz musiał zrewidować swoje poglądy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz