Mogłabym tu napisać, że popatrzył na mnie jak na wariatkę, ale wyszedłby wtedy na jaw mój jakże ograniczony zasób zwrotów.
- Co ty mi tu z czymś takim wyskakujesz? - wykrztusił. - Przecież wiesz.
- Nie, nie wiem - pokręciłam głową. - Wbrew pozorom nie wiem.
- Ale skoro jesteś świadoma istnienia cieni i reagujesz na nie odpowiednio... - zmroziło mnie, ale nie zauważył tego, przechodząc z kąta w kąt w zamyśleniu; w końcu przysiadł na piętach i zadał pytanie: - Czy tam, skąd przybyłaś, też takie latają?
- Tak, ale... - urwałam, nabierając powietrza. Nie chciałam, by oddech mnie zawiódł w nieodpowiednim momencie (a jaki byłby odpowiedni?!). - Istnieje tam Ciemność, ale nie wędruje. Jest światem uwięzionym wewnątrz innego.
- Djel też twierdziła, że ta czarna krepa kryje w sobie świat - skrzywił się Kylph. - A Arkia, że władają tam trzy bóstwa.
- Które trzy?! - zareagowałam błyskawicznie, aż się przewrócił z zaskoczenia.
- Jak to k t ó r e trzy? Po prostu trzy. Wolałabyś, żeby było więcej, czy jak?!
- U mnie było dziewięcioro bogów, ale też pozostało tylko troje... - w pierwszej chwili nie zdawałam sobie sprawy, że podniosłam się z krzesła i zaczęłam chodzić po komnacie. W końcu podeszłam do ściany i oparłam o nią czoło. Jej chłód przywrócił mi kontakt z rzeczywistością... Poniekąd.
- To jakieś szaleństwo - zawyrokowałam. - Wiedziałam, że u was wszystko jest wprost przeciwnie, więc...
- Jeśli mówisz o stanie swojego umysłu, to nic ci nie poradzę - wzruszył ramionami Kylph. - Możesz spytać Djel przy najbliższej okazji, kiedy Lee nie będzie w pobliżu.
- Jasne. Tylko... - nie zdążyłam dokończyć, bo do komnatki wpadli bez pukania Shyam i Tarquin, niosąc ze sobą jakąś literaturę. Przyjrzawszy się z bliska, rozpoznałam opowiadania Moriany i tę drugą książkę, niezapisaną.
- Zanim cokolwiek powiecie - odezwałam się. - Który śmiał grzebać w m o i c h rzeczach?
- On - odpowiedział demon bez wahania (Tarquin bynajmniej nie zaprzeczył). - Ale to w tej chwili nieistotne.
- Doprawdy? - przemówiłam najzimniejszym tonem, na jaki było mnie stać, kiedy jakaś złośliwa część mojej duszy chichotała w najlepsze, bawiąc się tą sytuacją.
- No już, tłumacz się - wężooki pchnął Shyama do przodu. Ten zaś prychnął i wcisnął mi książkę, a sam poprawił marynarkę.
- Coś nie tak? - zapytałam, przewracając białe kartki. - Nadal jest pusta.
- Spójrz na sam koniec - podpowiedział.
Nie kryjąc ciekawości, zerknęłam na ostatnią stronę. A tam, prawie u samego dołu, widniały dziwne słowa:
Czekać chcą
Aż się otuli marzeniami
Przerwie nić
Obudzi bogów, cisną gromy
Przyda się
Trochę odwagi, poświęcenia
Aż się otuli marzeniami
Przerwie nić
Obudzi bogów, cisną gromy
Przyda się
Trochę odwagi, poświęcenia
- Tego tu przedtem nie było? - starałam się zebrać myśli. Tekst wydał mi się znajomy, jakbym już gdzieś coś podobnego widziała.
- On twierdzi, że magia tego miejsca zadziałała - wyjaśnił Tarquin, bo Shyam tylko wpatrywał się we mnie i czekał aż powiem coś sensownego. Ja!
- Jak mam to rozumieć? - zapytałam, marszcząc brwi. - Że w otoczeniu pełnym magii cała książka może się odtworzyć?
- Właśnie! - demon ucieszył się jak dziecko, czego nigdy dotąd u niego nie widziałam. - Nie spotkałaś się jeszcze z czymś takim?
- Opowieści same przychodzą, ale nie słyszałam, żeby książki się same pisały.
- No to może tutaj jest odpowiednia opowieść? - zasugerował Kylph. - A jeśli będzie miała braki, możesz je wypełnić. Zdaje się, że jesteś pisarką, nie?
- Byłam... Teraz jestem głównie pamiętnikarką - westchnęłam, ale nie zamknęłam książki. To był lepszy temat do rozmyślań niż Wędrująca Ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz