Zła jak chrzan, siedziałam
nad książką i narzekałam w duchu, że reszta tekstu się nie pojawia. Co
jest, oczekuje, że sama dopiszę?! To byłaby już kompletna katastrofa...
Tymczasem nawet Shyam zdążył mi już dać taką radę.
- Posłuchaj - zwróciłam się gorączkowo do Muirenn. - Musi być jakiś
sposób, żebym ich dogoniła mimo tych dwóch dni przewagi! Podrasuj mi
magicznie powóz albo coś.
- A tak ci tęskno do Tarquina? - zmierzyła mnie rozbawionym spojrzeniem.
- To swoją drogą - wzruszyłam ramionami. - Ale chętnie zapytałabym
Thanderila, skąd wytrzasnął ten rysunek. Wcześniej jakoś nie było
okazji...
- No to mi przykro, bo wybrali się poza nasz świat - nagle miejsce
rozbawienia zajęło rozdrażnienie. - Wskoczyli w portal i tyle ich
widziałam.
- W portal? - powtarzanie za nią zaczęło mi chyba wchodzić w krew. - Mimo bariery, którą zmoże tylko Dziecko Chaosu?
- Tak, mimo bariery - prychnęła. - Elf nosi ze sobą jakiś przyrząd, który
skutecznie niweluje magię wkoło. Zdajesz sobie sprawę, jaki to dla mnie
cios?
- Jakiś przy... Znaczy, a wiesz, jaki dla mnie?! - wykrzyknęłam. -
Pamiętaj, że dostaliśmy się tu przez niezidentyfikowany portal! I to z
miejsca, w którym działały właśnie rozpraszacze magii, i to masowo!
- O cholera - podsumowała trafnie Muirenn. - O tamtym portalu pamiętam. I teraz już wiem, dlaczego nigdy nie ufałam Thanderilowi.
- Co to był za przyrząd? - nie ustawałam w pytaniach. - Jeśli miał jakiś
podejrzany kwiatkopodobny symbol, to... To dopiero będzie katastrofa!
- Nie dane mi było się przyjrzeć - powiedziała zmartwiona czarodziejka. - Drań trzymał to zazdrośnie w ukryciu.
Westchnęłam, żałując, że nie pozostałam przy wgapianiu się w książkę.
Teraz pozostawało tylko zdać relację J i poczekać aż mnie ofuka. Tylko
tego mi jeszcze brakowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz