A niech ich po raz drugi.
Przyjechali na nakrapianym koniu, który mi się osobiście przedstawił...
Dlaczego wredna Nindë nie przyznała się, że ostatnim miejscem, gdzie ich
zostawiła, było to, z którego sama pochodzi? Nieważne, pewnie miała
przerost ambicji i chciała ich sama znaleźć. Ale na nic się to nie
zdało, skoro prawie od początku byli tutaj.
- Bardzo mi miło, nazywam się No Leaf Clover, ale wystarczy Clover -
powiedział koń i wyszczerzył zęby. - Mama miała poetyczny nastrój. A moją
siostrę nazwała Devil's Dance i nie bardzo jest to jak skrócić...
- Czemu? - starałam się nie wybuchnąć śmiechem. - Na upartego by się dało.
- Ale ona się upiera, żeby nie.
- Fajny, prawda? - cieszył się Ketris.
- Wiesz, ja o Pokrzywie też tak na początku myślałam - puściłam do
niego oko i poszliśmy do domu. Vaneshka też wyglądała na szczęśliwą,
choć wyraz jej twarzy był trochę nieobecny.
- I kiedy już otrzymałem konia, postanowiliśmy się przejechać aleją -
spowiadał mi się bard, próbując mówić skruszonym tonem. - Obskoczyliśmy
parę światów i nagle się okazało, że nie mamy jak wyjechać... Skakaliśmy
więc dalej.
- Przez tę burzę żywiołów? - zdumiałam się.
- Pewnie, że nie było tam tak spokojnie jak w zwykłej międzysferze, ale nic nie trwa wiecznie, nawet takie burze.
- Nie mogę się nadziwić - zwróciłam się do Ketrisa. - Najpierw nam
zarzucasz, że się zjawiamy i mieszamy w tych światach, a potem osobiście
robisz rzeczy, które być może nawet bogowie będą ci wytykać.
- Dlaczego mieliby? - Vaneshka otworzyła szeroko oczy.
- Bo będą zazdrośni - wyjaśnił Aeiran, który do tej pory siedział w milczeniu i patrzył przez okno z podejrzanie złośliwą miną.
- Ale spotkaliśmy jedną z nich - wyznał niepewnie Ketris. -
Pogratulowała nam w imieniu całego panteonu. Czyli chyba nie uznali
naszego działania za obrazę?
- Nie zdążyli - brzmiała odpowiedź. - Powiedziałem im, że jesteś moim heroldem.
Chwilę trwało, zanim bard podniósł się z podłogi i postawił przewrócone krzesło.
- CZYM?!
- Inaczej powstrzymaliby was już na początku - ciągnął Aeiran spokojnie.
- Nie chcesz wiedzieć jak. Oni naprawdę są niezwykle zazdrośni.
- Ale twoją opiekę nad tym światem uznali? - upewniłam się, nie bacząc
na to jak się zjeżył. - Jako rekompensatę za to, że wcześniej zniszczyłeś
inny?
- Zniszczyłem coś, co dawało mu życie, więc na jedno wychodzi... Tak, również dlatego.
- I może jeszcze mam zacząć oddawać ci cześć?! - fuknął Ketris, ku mojej cichej radości.
- Tylko byś spróbował...
- To już lepiej... No dobra, to jestem twoim heroldem - bard wziął
głęboki wdech i klapnął z powrotem na krzesło. - Czyli jeśli coś spapram,
to będzie na ciebie?
Moja radość natychmiast przestała być cicha. Kiedy ten chłopak się tak wyrobił?
- Naprawdę nie trzeba robić z tego takiej afery - w głosie Vaneshki
brzmiała zarówno tkliwość, jak i politowanie, gdy przejechała dłonią po
włosach barda (zaraziła się tym ode mnie?) i nie dała mu długo
posiedzieć. - Pora jechać porządnie odpocząć.
- Nie opłaca się tłuc o tej porze - Ketris ziewnął i wyjrzał przez okno.
- Możemy tu sobie zająć na dziś pokój, skoro jeszcze parę stoi
pustych...
Poszli na górę, a ja odniosłam wrażenie, że coś przegapiłam.
No dobrze, nie będę już owijać w bawełnę. Nie od dziś wiadomo, że więź
między światami - mam na myśli oczywiście światy po tej stronie -
została zerwana. To prawda, że przedtem też krążyły sobie dość losowo,
ale nie było między nimi żadnych burz i chaosu... Nie jesteśmy pewni czy
zniszczenie alei było przyczyną zerwania więzi, czy tylko kroplą w
przepełnionym pucharze. Faktem natomiast jest, że Ketris i Vaneshka
spróbowali ową więź przywrócić, najlepiej jak potrafili - i najpiękniej
jak to tylko możliwe - swoją muzyką.
Co za bezinteresowność z ich strony... Choć pewnie też chęć sprawdzenia
się. Ostatnio wszyscy chcą się sprawdzać na wszelkie możliwe sposoby, to
jakaś moda? Przynajmniej w tym przypadku sukces został osiągnięty.
Do tej pory nie wyobrażałam sobie jak by to było, gdyby zamiast
międzysfery była pośród światów muzyka. Pewnego dnia się w nią zanurzę,
niech się tylko nauczę. Teraz te światy stanowią jedną długą pieśń...
Powiedziałabym, że są jej zwrotkami, a refrenem ich strefa
nadprzyrodzona, ta niewdzięczna bosko-duchowa, bo mają wspólną.
No cóż, przybyliśmy i wywarliśmy na nie wpływ, trzeba się z tym
pogodzić. Nawet chętnie bym poobserwowała czy i w jaki sposób będą się
przez to zmieniać. Choć właściwie co jeszcze, poza strukturą, może się w
nich zmienić? Przeznaczenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz