2 IX

A jednak zostawiłam Tenariego samego. A raczej wyekspediowałam go z Pokrzywą na rozległe zielone łąki, żeby się wyszaleli. Lotofenka dla odmiany wzięłam ze sobą, pod kolor mojego płaszcza. I włosów.
Aeiran nie był ani trochę zdziwiony, gdy pojawiłam się u niego bez zapowiedzi. To już mi weszło w zwyczaj.
- Chodź - powiedziałam tylko.
Nie chciał wiedzieć, dokąd. Zadał za to inne pytanie.
- Dlaczego ja?
Uśmiechnęłam się.
- Bo pasujesz.

Wylądowaliśmy na twardym gruncie, jeśli tak można nazwać most wiszący w przestrzeni. Na szczęście nie drewniany i chyboczący się, lecz zbudowany chyba z marmuru - lub czegoś podobnego. Przestrzeń dokoła była czarna, ale nie ciemna... To znaczy, nie było żadnych problemów z widzeniem. Można by to porównać do białego rysunku na czarnym tle... Nawet Aeiran nie krył oczarowania widokiem.
- Wejdziemy tam?
- Chyba nie ma przeszkód. To miejsce od dawna jest puste.
Ruszyliśmy przed siebie, do białego jak śnieg zamku, który również wisiał, a dokładniej stał na wielkiej płycie marmurowej, łączącej się z mostem. Zamek był wygięty w podkowę (półksiężyc?), miał cztery smukłe, strzeliste wieże i dość szeroki dziedziniec, na środku którego tryskała fontanna. Oprócz plusku wody panowała idealna cisza, dopóki Strel nie zaczęła popiskiwać. Bez obaw pozwoliłam jej zeskoczyć z moich rąk i pomyszkować. Wtedy Aeiran zdecydował się odezwać.
- Co to takiego?
- Opowieść - odpowiedziałam szeptem.
- Jeszcze nie zaczęta czy już zakończona? - zapytał. - W tym miejscu jakby stał czas... Choć naprawdę tak nie jest.
- Skąd wiesz, że już się nie rozgrywa?
- Nie sądzę - pokręcił głową. - Pchałabyś się w środek trwającej opowieści, ryzykując, że zostaniesz w nią wplątana wbrew swojej woli?
- Już mi się to zdarzało - wzruszyłam ramionami.
- Ale nie byłaś zadowolona.
- Przynajmniej w jednym przypadku nie - zgodziłam się. - Ale nawet wtedy coś na tym zyskałam... Przejdziemy się?
Wewnątrz budowli nie było nie dość że nikogo, to jeszcze niczego. Tylko doskonale białe ściany... No, w centralnie położonej sali zobaczyliśmy na ścianie wielkie srebrne lustro, a z sufitu pewnej małej komnatki zwieszało się coś w rodzaju dzwoneczków feng shui, drobne gwiazdeczki i księżyce, które wydawały uspokajający i hipnotyzujący dźwięk za każdym dotknięciem. Poza tym nic, a do wież nie było nawet wejść.
- Cały ten zamek wygląda jak dekoracja - stwierdził czarnooki. - Nie ma nawet tronu, z którego ktoś mógłby władać tym miejscem. Zresztą, czym tu władać?
- Bo to miejsce jest symbolem - wyjaśniłam. - Pewnego dnia odbędzie się tu rozgrywka między światłem a mrokiem. A przynajmniej tak będą sądzić gracze.
- Skąd wiesz?
- Taka rozgrywka już kiedyś miała miejsce, ale ci, którzy brali w niej udział, w porę się zreflektowali... Zatem tak naprawdę następna będzie dokończeniem poprzedniej.
Znalazłam Strel, która ochoczo wskoczyła mi z powrotem na ręce. Była zjeżona, chyba jej się tu nie podobało. Wyszliśmy z powrotem na dziedziniec, spoglądając na widniejący przed nami biały most.
- Dokąd można nim dojść? Gdzieś musi być drugi koniec, prawda?
- Ten, komu byłoby to pisane, dotarłby do czarnego zamku w białej przestrzeni - odpowiedziałam. - Ale my szlibyśmy w nieskończoność, mając przed oczami tylko mrok.
- Pytam jeszcze raz: skąd o tym wiesz? - czy w głosie Aeirana brzmiał niepokój, czy tylko mi się wydawało? - Ktoś ci opowiedział?
- Opowieści same się tworzą - rzekłam, tak jak kiedyś do Lilly. - A niektórym zdarza się trafiać do mnie.
- Tak po prostu? Nagle o czymś wiesz?
- To należy chyba do zjawiska nazywanego weną - zamyśliłam się. - Ale weną twórczą, nie odtwórczą. Zresztą sama nie wiem. Może gdzieś jeszcze tworzy się podobny wzór, tylko nie jestem tego świadoma.
Próbował to sobie poukładać, zresztą i ja niekoniecznie to rozumiem. Po prostu wiem, że tak jest.
- I chciałaś to sobie obejrzeć żeby zastanowić się nad ewentualnym opisaniem? W przyszłości?
- Być może. Jeśli się zdarzy. Ale ta opowieść może być zbyt eteryczna, zbyt baśniowa, bym potrafiła ująć ją w słowa...
- W takim razie jeszcze jedno pytanie zanim odejdziemy.
- Słucham - spojrzałam w niebo (?), odruchowo szukając na nim gwiazd. Oczywiście bez rezultatu.
- Co miało znaczyć, że tu pasuję?
- Może to, że ładnie wtapiasz się w czerń i kontrastujesz z bielą - uśmiechnęłam się z lekkim rozbawieniem. - A może to, że i ty byłeś takim... Przebłyskiem natchnienia.
Zmarszczył brwi i zapytał dość gwałtownie:
- To znaczy, że gdyby nie twoje natchnienie, nie byłoby tamtych anomalii w DeNaNi? Zakłóceń równowagi... Problemów z nami trojgiem?
- Nie wiem - spuściłam głowę. - Może zdarzyłoby się i tak, a może nie. Wolę wierzyć, że tak.
- A jeśli nie - nie ustawał - mogłabyś też podjąć przerwaną rozgrywkę, czymkolwiek była. Choćby teraz.
Westchnęłam z rezygnacją.
- Jasne, jeszcze w koronie od Cirnelle do kompletu. Aeiran, ja nie chcę kształtować rzeczywistości, myślałam, że już to sobie wyjaśniliśmy. Jestem Obserwatorką, nie Twórczynią. I chcę żeby tak zostało. Co by sprawiła według ciebie zmiana tej sytuacji?
- Choćby to - w jego głosie nieoczekiwanie zabrzmiało zmęczenie - że mogłabyś powiedzieć jedno słowo i okazałoby się, że nigdy nie istniałem.
- A to coś nowego - prychnęłam. - Chciałbyś?
Nie odpowiedział, ale wyglądał na przygnębionego. Powtrzymałam w sobie chęć zrobienia czegoś... Nie wiem, przytulenia i pocieszenia? Dlaczego właściwie powstrzymałam? Bo nie rozumiałam, o co mu chodzi? Ale jednak to zauważył.
- Nie patrz na mnie z takim współczuciem - zareagował tak jak zawsze. - Przejdzie mi.
Posłaliśmy zamkowi pożegnalne spojrzenie i otworzyłam portal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz