I znowu nie pogadałam z
Geddwynem, bo kiedy wpadłam do Teevine po Tenariego, nie udało mi się go
zastać. Ani Maeve, ani Tiley nie mieli pojęcia gdzie może się
podziewać, natomiast Brangien była zbyt podekscytowana zaproszeniem od
San-Q żeby zawracać sobie głowę tym, gdzie się szwenda jej brat. I znowu
obgadałam sprawę tych niespodziewanych zaręczyn, co i tak nie
doprowadziło nas do żadnych konkretnych wniosków. A gdy wróciłam do
domu, czekał na mnie jeszcze dramatyczny w tonie list od Pai Pai: Jak to się mogło stać?! Światy się przewracają!! Komu się udało ją tak przenicować?!
Doprawdy, wszystkie pytają o to mnie, jakbym wiedziała więcej niż
one... Fakt, często słyszę, że to właśnie ja trzymam całą naszą szóstkę w
kupie, ale obecnie to stwierdzenie wydaje mi się mocno przesadzone.
Tak czy owak, odcięłam się na trochę od spraw, które zaprzątały mi umysł
i rozjeżdżam się z małym po jego ulubionych terenach do galopu. Co nie
znaczy, że sama galopuję, o nie! Ale nawet i kłus wydaje się sprawiać
Pokrzywie przyjemność. Ofukała mnie porządnie za to, że tak mało się nią
zajmuję i powiedziała, że w takim razie to ona sobie może przeskoczyć
na Rozdroże i tam zostać, nie będę wtedy miała balastu. Głupio mi się
zrobiło, ale gdy przepraszałam serdecznie i widziałam jej zadowolony,
triumfalny uśmiech, trochę mi przeszło. Manipulantka taka.
Zastanawiałam się czy nie wybrać się z wizytą do Marzenia, ale po
namyśle jednak zrezygnowałam. Nie bardzo rozumiem skąd to wrażenie, że
nie byłabym tam mile widziana. A raczej źle mówię - miło, ale ktoś by
mógł się czuć niezręcznie. Nie wiem tylko czy Vaneshka, czy Egil, a może
ja sama coś sobie ubzdurałam? Nad Carnetią nawet się nie zastanawiam.
A skoro już jestem przy wizytach, wysłałam do San pytanie o tę
nieszczęsną godzinę, o której powinnam się pojawić. Odpisała, że mogę
choćby z samego rana... Dobra, pomyslimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz