Jest jeden nieomylny znak, że nadchodzi jesień. I nie są to opadające złote liście tylko moje przeziębienie.
Co prawda rok temu mnie ominęło, ale za to nadrobiło sobie zimą... W
zeszłym roku o tej porze nie miałam specjalnie głowy do przeziębień. O
tej porze byłam w dolinie Naith i pomagałam srebrnym smokom w
przeprowadzce. Dotąd nie narzekają.
Cóż, jeszcze do końca nie wyzdrowiałam, ale znów jestem w DeNaNi i znów w
towarzystwie Lilly i Shee'Ny. Tylko sceneria się zmieniła.
Na nogach jestem od wczoraj, kiedy to odstawiłam Tenariego do Teevine -
na odchodnym oznajmiając Geddwynowi, że jeszcze go dorwę i sobie
pogadamy - a potem zajechałam po Aeirana i wybraliśmy się do Naith.
Zostaliśmy odprawieni z kwitkiem - Ka'Shet poinformowała, że Lilly i
Shee'Na same sobie pojechały do Arquillonu i możemy ich co najwyżej
poszukać. Nie było to trudne, na szczęście, ponieważ wiedziałam, gdzie je
odnajdę....
Dawno nie byłam w tej niewielkiej kraince na zachód od Althenos, ale tym
razem przygnały mnie tu dwa powody. Jeden wiązał się z moimi
przyjaciółkami, z których jedną odnalazłam w najdroższym zajeździe w
stolicy.
- Masz tydzień opóźnienia - przywitała mnie serdecznie Mezz'Lil.
- Się ciesz, że w ogóle przyjechałam - odpowiedziałam i kichnęłam.
- Tylko nie na mnie!!!
- Co za przewrażliwiona istota z ciebie. Tak czy inaczej, widzę, że
obyłyście się beze mnie. Wydajesz się tu nieźle rozgoszczona.
- Coś w tym jest - przyznała. - Ale Shee'Na ciągle nie potrafi się obyć beze mnie. Dlatego jeszcze nie wróciłam do domu.
- W zasadzie dziwię się - usiadłam i zaczęłam przetrząsać kieszenie w
poszukiwaniu chusteczki - że Ka'Shet pozwoliła jej się tu szkolić.
Wiesz, biorąc pod uwagę, co wyrosło z Shet'Hera po nauce ludzkiej magii.
- Babcia pokłada w mojej siostrzyczce ufność - wzruszyła ramionami Lilly. - Mnie by na przykład nie pozwoliła.
- A pytałaś?
- A po co? Jakoś mnie nie kręci nauka w żeńskiej szkole... W dodatku tej magii o dziwnej nazwie.
- Jakiej, czyżby Twórczej Siły Improwizacji? - podsunęłam, chichocząc, a
gdy Lilly skinęła głową, spytałam: - Pod kierunkiem Vylette Nealis może?
- O, właśnie! Tak mi się wydawało, że gdzieś już o tej babce słyszałam... A to pewnie ty mi o niej opowiadałaś.
- Ano ja, ja - westchnęłam. - To ta sama, którą zabrałam kiedyś w światy i uczyłam zabawy portalami.
- To ta?! - osłupiała Lilly. - Znaczy, moją siostrę uczy kobieta, która
latała po światach z różowym berłem zakończonym serduszkiem?! Muszę jej to uświadomić...
- Nie z różowym, tylko z czerwonym - sprostowałam. - I nie serduszkiem, tylko gwiazdką.
- Też mi różnica...
- Zasadnicza, wyobraź sobie. Ja na przykład z serduszkiem bym się nie chciała pokazywać.
- A z gwiazdką tak, jasne - mruknęła Lilly. - I z czerwonym berełkiem?
- A, z czerwonym nie.
- No widzisz. Ale nie mówiłaś, że na koniec zostawiłaś tę... Vylette, tak? W DeNaNi.
- Mówiłam, mówiłam. Tylko jeszcze wtedy nie kojarzyłaś tego świata - roześmiałam się. - Chodź, postawię ci deser lodowy.
- I będziesz patrzyła jak ja jem i się oblizywała? - Lilly też
parsknęła śmiechem. - Na dworze jest zimno, a ciebie tam ciągnie...
Zostawiłaś kogoś przed drzwiami?
- Raczej ktoś mi zwiał zanim dotarliśmy do tych drzwi.
Jak się okazało, "ktoś" nie zwiał na długo - pojawił się przy nas gdy
doszłyśmy do centrum miasta, omal nie przyprawiając Lilly o zawał.
- Czy ty naprawdę musisz tak wyskakiwać znienacka?! - wydarła się.
- Wybacz - Aeiran skłonił się przed nią lekko, ale zauważyłam błysk
drwiny w jego oczach. - Są takie chwile, gdy po prostu nie można się
opanować by nie zrobić wrażenia... Zwłaszcza na czyjś widok.
- Chcesz mi wmówić, że za mną zatęskniłeś? - prychnęła. - Już ci wierzę. Nic a nic cię Mad nie zdążyła dotąd wytresować.
- Nie zdążyła, przepraszam, co?
- Na niektórych, za pozwoleniem, nic prócz bata nie działa...
Słuchałam tej wymiany zdań i rozchichotałam się, pamiętając jak dogadywali sobie podczas naszej poprzedniej wyprawy.
- No tak. Tu się odbywa poważna dyskusja, a Mad ją zwyczajnie wyśmiewa.
- Nic nie wyśmiewam, tylko mam deja vu - odpowiedziałam na zarzut Lilly.
- Nawet się nie dziwię - stwierdziła. - My, jesień i DeNaNi. Tylko trochę w innym miejscu. I bez Ketrisa.
Westchnęłam i nagle naszła mnie chęć by powiedzieć coś w rodzaju "To
były piękne czasy". Jakbym była jakąś staruszką, która wspomina
wydarzenia sprzed pół wieku.
Czego mi brakuje?
- Przygody - odpowiedziałam sobie na głos, a Lilly spojrzała na mnie bez zrozumienia.
- Nie sądzę - Aeiran pokręcił głową. - Gdyby dopadła cię przygoda, zaczęłabyś narzekać, że nie masz chwili spokoju.
- Może... A skąd ty wiesz, o co mi chodziło?
- A tak... Próbuję udawać, że cię znam.
- Jasne - mruknęłam i zwróciłam się do przyjaciółki. - To jak, odwiedzimy dzisiaj Shee'Nę?
- Nie da rady - pokręciła głową. - Ta szkoła ma jakieś dziwne zasady...
Od wczoraj nie ma tam wstępu ani występu przez jakieś trzy dni. Chyba
będziesz musiała się tu zatrzymać - mrugnęła do mnieo - Szlajanie się po
zajazdach i kafejkach, część... Sześćdziesiąta piąta? Szósta?
- Żebyś wiedziała, że do żadnej kawiarni nie pójdę - prychnęłam. - Będę się szlajać wyłącznie po zabytkach kultury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz