- Znowu coś spisujesz?
- Nie... Tym razem tylko czytam coś już spisanego.
- W celu korekty? Czy dla schlebienia swojej próżności?
- Nie nabijaj się. Lepiej ci pokażę. To jest taki zeszyt, w którym
zapisuję wszystkie wiersze i piosenki, jakie łapię w drodze. Jakie do
mnie przemawiają.
- Dużo już takich masz?
- Dopiero do połowy zeszytu dochodzę. Ale pojemny jest...
- Przeczytasz mi coś?
- Jesteś pewien? Dobra, zobaczymy co by ci tu można... O, jest:
Comes the morning and the headlights fade away
Hundred thousand people, I'm the one they blame
I've been waiting long for one of us to say
Save the darkness, let it never fade away
In the living daylights...
- Pasuje?
- Pasuje... Albo i nie. Źle sformułowałem pytanie. Przeczytasz sobie coś?
- Dlaczego chcesz...? A, zresztą, co też mogłabym przeczytać sobie? To - to - to... Nie, to nie.
- Dlaczego nie? Z włożoną zakładką, po prostu na ciebie czeka.
- Wiem. Ale nie zamierzam obwieszczać publicznie jaka jestem piramidalnie głupia. O, to mogę przeczytać:
Once I knew all the tales
It's time to turn back time
Follow the pale moonlight
Once I wished for this night
Fate brought me here
It's time to cut the rope and fly...
- Co, znowu coś się nie podoba?
- Nie, w zasadzie... Po prostu nie wyobrażam sobie żebyś miała ot tak odciąć linę... I polecieć.
- Znowu udajesz, że mnie znasz? Cóż, pewnie musiałabym się jednak czegoś złapać. Albo kogoś.
- A gdyby ktoś taki się nie znalazł?
- Szukałabym. Szukałabym blisko i daleko, nisko i wysoko...
Pilnujcie, pilnujcie ostatnich dni lata,
kiedy jeszcze zielone bije zegar chwile,
w które się już nieżywy karmin gęsto wplata...
Kobieto, włóż maskę i skrzydła motyle
i biegaj, i szukaj trwożliwie, ciekawie,
w chińskim pawilonie i w szpalerów cieniu
(a mgła się już wznosi... Żurawie!!! Żurawie!!!)
gdzie oczy wołające ciebie po imieniu?
- Tak byś szukała, że byś nie znalazła. O kobieto przecudna, kobieto bogata.
- Znowu się nabijasz... I nie podejrzewałam, że znasz coś takiego.
- Nie znam. Czytam ci przez ramię.
- Jesteś niemożliwy. I obalasz wszystko, co czytam dla siebie. Moją
opinię o mnie samej. Tak trzymaj, a niedługo rzeczywiście już niczego
nie znajdę.
- I będziesz żyć przeszłością.
- Przeszłością żyję na co dzień, ale czasem trzeba pomyśleć też o
przyszłości. Sam powinieneś zacząć. Ha! Droga do przyszłości już
niedługo się przed tobą otworzy!
- Teraz ty się nabijasz.
- Gdzież bym śmiała? Tnij tę linę, leć i bon voyage.
- W takim razie, zanim przyjdzie co do czego, poproszę cię o coś. Żebyś się tak całkiem nie cieszyła.
- Drań. O co, o ostatni dzień?
- Nie, przebywając z tobą zacząłem robić się litościwy. Ostatni wieczór wystarczy.
- Naprawdę jesteś niemożliwy. To ja powinnam o to poprosić.
- Nie. Dla ciebie to jest oczywiste. Możesz najwyżej żądać.
- A tego nie zrobię.
- Dlatego ci tego oszczędziłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz