To, że zamiast przebijać się
od razu do DeNaNi kierujemy się do Ciemności, wydało mi się całkiem
sensowne. Choćby dlatego, że Aeiran zostawił tam Symbol, a ja pamiętnik,
do którego zdecydowanie będę miała co przepisywać.
Po przeprawie przez Święte Słońce bardzo kręciło mi się w głowie i
czułam się jakbym miała gorączkę, dlatego pozwoliłam sobie podczas jazdy
do siedziby Czasoprzestrzennych pozostać zawinięta w płaszcz Aeirana
jak naleśnik. Nie prostestował. Chyba. Zasnęłam w drodze, więc nie
wiem. Nic, tylko szepnąć w uniesieniu "błogosławiony mrok" - nic mi nie
świeciło w oczy, więc wreszcie mogłam porządnie pospać.
Nikt nas nie widział, nikt nie zwrócił uwagi... Może to i lepiej, że nie
zobaczyli Nindë w jej nietuzinkowej formie (uparła się w taki sposób
dotaszczyć Egila do celu), co jej perfidnie wytknęłam, gdy już się
wyspałam.
- I jak? - zapytałam z niepokojem.
- Aeiran mówi, że raczej nie będzie specjalnych skutków ubocznych -
odpowiedziała Aldrina. - Ale chłopak obudzi się dopiero jutro. Musi mu
się uregulować cykl życiowy, czy coś.
Odetchnęłam z ulgą. Widywałam już wcześniej jak mój towarzysz cofał czas
dla ciał lub umysłów innych istot, ale w przypadku Egila trochę się
jakby ociągał, a na pytanie, czy spodziewa się problemów, nie miał
ochoty odpowiedzieć.
Całe szczęście...
- Gdzie jest teraz Aeiran? - zwróciłam się do bogini.
- Dobre pytanie - westchnęła. - Gdy go ostatnio widziałam, snuł się po
budynku z niewyraźną miną, szukając Eskire'a. Może na niego wpadniemy
przypadkiem.
Wpadłyśmy szybciej niż się spodziewałam - po prostu pojawił się znikąd
na naszej drodze i tylko zmarszczone brwi świadczyły o tym, że jest
rozgniewany. Szybko zdążył dojść do siebie po męczoącym pobycie w
Jasności.
- Czy ja dobrze widzę, że nie możesz żyć bez wynajdowania sobie problemów? - spytała Aldrina z lekkim uśmiechem.
Zmierzył ją nieobecnym spojrzeniem.
- Nie mogę znaleźć Symbolu.
- Nie miałeś go ze sobą tam... Gdziekolwiek byliście?
- Współtworzyłaś ten posążek, więc powinnaś była wyczuć, gdzie się znajdował.
- Ale to twoją moc zawiera, więc powinieneś wyczuć, gdzie jest teraz - odgryzła się.
- Do tego jeszcze dojdę - mruknął Aeiran w odpowiedzi. - Ale domyślam się, kto go ma.
- Nie bądź śmieszny - na twarzy bogini pojawił się grymas. - Po co miałby brać twój Symbol?
- Mnie o to pytasz? Powiedz po prostu gdzie może być. Mam wrażenie, że lepiej go znasz.
Aldrina spuściła głowę, ale zdążyłam zauważyć w jej oczach niepokój.
- Obawiasz się czegoś? Wiem, że ostatnio często bywał w okolicach wieży, ale...
Przerwał, unosząc dłoń i spoglądając na boginię z ponurym uśmiechem.
- Wiesz, że są ludzie, którzy chcą przebudzić Ach'renn?
- CO?!
Nie miałam najmilszych wspomnień związanych z wieżą, ale zdecydowałam
się tam wybrać razem z dwójką Czasoprzestrzennych. Miłą niespodzianką
okazała się samotna postać, która wydawała się właśnie zejść z wieży i
kierowała się pod nią, do źródła energii.
- Cześć, Ner'lind - stanęłam za nim uśmiechając się promiennie. - Pamiętasz nas?
Odwrócił się z niedowierzaniem w oczach.
- Wy?! - wykrztusił zdezorientowany. - To znaczy, że tamten mówił prawdę?!
- Co takiego mówił? - Aeiran również się zbliżył, patrząc na Ner'linda morderczym
wzrokiem. Tamten zaś wyglądał jakby zobaczył ducha.
- Że... nie zginąłeś - zająknął się. - Powiedział to, pokazując nam
jakiś posążek... I stwierdził, że was nie powstrzymamy. - W pewnej chwili
odzyskał rezon i uśmiechnął się wrednie. - Wy słabniecie, a Ach'renn rosną w siłę, jak więc mielibyśmy was nie powstrzymać?
- Imponujący duch walki. Niemal czuję jak bardzo Wytrwali są z ciebie
dumni - mój towarzysz szybkim ruchem chwycił Ner'linda za fraki i uniósł
nieco w górę.
- Wiesz, co robili Ach'renn, gdy jeszcze byli w pełni sił? -
odezwał się beznamiętnym tonem. - Nawoływali do wojen by sycić się
odgłosami walki i krzykami zabijanych. Domagali się krwawych ofiar, a
poświęcali się dla nich najgorliwsi wyznawcy... Założę się, że jeśli
przyjdzie co do czego, będziesz pierwszy. I będziesz żałował, że
uciekłeś poprzednim razem, zanim zdążyłem cię dopaść...
Ner'lind z przerażeniem w oczach gwałtownie kręcił głową.
- Nie zaprzeczaj, głupi człowieku, bo nie żyłeś w ich czasach i nie
możesz wiedzieć - Aeiran mówił coraz ciszej i groźniej. - Ale coraz mniej
ludzi ich czciło... I to właśnie Wytrwali stracili swą potęgę jako
pierwsi. Im chcesz służyć?!
Nie doczekawszy się odpowiedzi, rzucił kapłanem o ziemię jak szmacianą lalką.
- Aeiran, to się nie skończy dobrze - powiedziała Aldrina, która do tej pory tylko obserwowała wszystko z niepokojem.
- Nie. Zwłaszcza jeśli nie znajdziemy tego durnia Eskire'a - mruknął w odpowiedzi. - A on musi być gdzieś niedaleko.
- Dlaczego tak sądzisz? - chciała wiedzieć, ale wtedy usłyszeliśmy szept Ner'linda:
- Na szczycie wieży.
- Widzę, że rozsądek się w tobie odezwał - Aeiran spojrzał na niego chłodno.
- Na szczycie wieży, w gościnie u wyznawców Ach'renn - Ner'lind
powiedział to takim tonem, jakby sam już się nie uważał za wyznawcę. -
Jak myślisz, Denethari, będzie na tyle nieuprzejmy by tę gościnę
porzucić?
- Jeśli o mnie chodzi, mogą go gościć przez całą wieczność - brzmiała odpowiedź. - Ale chcę odzyskać...
Po tych słowach urwał, łapiąc powietrze jakby się dusił.
- Co się stało? - zapytałam trochę bardziej gwałtownie niż zamierzałam.
- Już wyczuł, że tu jestem - odparł między jednym oddechem a drugim. -
Już bawi się moim Symbolem i im bardziej się zbliżę... Zabierz nas na
górę, Aldrina!
- Jesteś pewien, że chcesz ryzykować w ten sposób?
Nie odpowiedział, coraz bardziej łapiąc powietrze, zdołał tylko skinąć
głową. Bogini roztoczyła wokół nas czarną kulę i uniosła nas w
powietrze.
Szybko dotarliśmy do szczytu wieży, wywołując pewne zamieszanie wśród
zgromadzonych tam kultystów. Było ich dużo więcej niż wtedy gdy mnie
schwytali i zapewne mogli stwarzać pewne zagrożenie. Zwłaszcza gdy jeden
z Czasoprzestrzennych sprawiał wrażenie, że skończył mu się tlen, druga
straciła swój Symbol, natomiast trzeci... Trzeciemu nie sprawiało
zbytniej przykrości uwięzienie za barierą ze światła. Uśmeichał się
drwiąco i ściskał posążek Aeirana jak cytrynę.
- Przestań!! - krzyknęła Aldrina, a on, o dziwo, usłuchał.
- Czyżbyście wszyscy z dobrego serca postanowili ruszyć mi z pomocą? -
zapytał. - Widzicie przecież, że mam jeszcze parę możliwości, które
potrafię skutecznie wykorzystać...
- Nieźle ci to idzie, Eskire, nawet za taką skuteczną zasłoną -
powiedział Aeiran jeszcze z pewnym trudem. - Widzę, że parę osób zdążyło
już odkryć, że energia Świętego Słońca potrafi być szkodliwa.
- Świętego czego? - wtrąciła się kobieta, którą poprzednim razem widziałam z Ner'lindem, ubrana w kapłańską szatę.
- Nieistotne - Aeiran nadal patrzył na uwięzionego boga czasu. - Może oddasz mi Symbol zanim się tam przegrzejesz?
- Nie ma mowy - syknął Eskire, jeszcze mocniej ściskając posążek. - Dlaczego nie miałbym podać im ciebie na tacy?
- Na korzyść Ach'renn?! - zdenerwowała się Aldrina.
- A dlaczego nie? - przywódczyni kultu uśmiechnęła się, celując w nią z
broni podobnej do tych, jakich używano w Jasności. - Przecież ciągle
chce istnieć i być bogiem; Wytrwali mogą mu dać tę szansę. Ale nie
daliby mu jej ludzie, gdyby zobaczyli co go spotkało...
- Chyba będzie gorąco - mruknęła bogini. - Lepiej się gdzieś schowaj, kronikarko.
- Nie jestem aż taka bezbronna jak się wydaje - prychnęłam. - I chyba lepiej nie dopuścić by zrobiło się gorąco.
- Właściwie masz rację - zerknęła na kultystę, trzymającego w ręku dziwny przyrząd. - Może by wziąć sprawę w swoje ręce?
Zanim zdążyłam zareagować, przeniosła się, wyjęła facetowi przyrząd z dłoni, podziękowała grzecznie i znowu stała przy mnie.
- Jak myślisz, czy to obsługuje tę barierę? - zapytała z ciekawością.
- Biorąc pod uwagę, że ma tylko jeden przycisk - odpowiedziałam - może akurat posłuży do jej wyłączenia?
Zachichotała jak mała dziewczynka i wcisnęła guzik. Eskire wyglądał na
nieźle zaskoczonego gdy osłona opadła - chyba bardziej chroniła jego
przed przeciwnikami niż odwrotnie, a teraz wcale nie czuł się
bezpieczny...
- I pomyśleć, że kiedyś miałeś swoją dumę - Aeiran znalazł się przy nim
takim samym szybkim ruchem jak przedtem Aldrina i wyrwał mu swój
Symbol.
- Jeśli myślicie, że się przestraszymy... - przywódczyni, a wraz z nią reszta wyznawców, stanęli w gotowości bojowej.
- Nie. Jeszcze nie - Aeiran pojawił się przed nią znienacka. - I może to
nie nas powinniście się bać, tylko tych, których czcicie.
- Z jakiego niby powodu? - parsknęła śmiechem.
- Twój zaufany, Ner'lind, wykazał odrobinę rozsądku - odpowiedział. -
Ale jeśli ty nie chcesz, pokażę ci przeszłość pod rządami Wytrwałych.
Po tych słowach wepchnął jej w ręce posążek i skoncentrował się. Również
kobieta wyglądała jakby odpłynęła myślami gdzieś daleko... Ale po
chwili jej twarz zmieniła się pod wpływem lęku. Panicznego leku. Zaczęła
krzyczeć jakby ktoś zadawał jej okrutne tortury. Usiłowała się wyrwać,
ale Czasoprzestrzenny mocno trzymał jej ręce. Pozostali nie chcieli
słuchać jej wrzasku, widzieć jej łez - najzwyczajniej w świecie uciekli.
Dopiero gdy wieża opustoszała, Aeiran puścił kobietę, która osunęła się
na podłogę, wstrząsana szlochem.
- Po co to było, po co? - zapytała go cicho Aldrina. Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedział jej Eskire:
- Spójrz na jej reakcję na same tylko wspomnienia. Jak myślisz, co by
zrobiła, gdyby doświadczyła tego osobiście? - uśmiechnął się z ironią -
Wygląda na to, że Aeiran uchronił ją przed najgorszym.
- Spodziewałeś się, że inni bogowie będą chcieli się przebudzić - syknęła. - Ale o niczym mi nie powiedziałeś!
- Sama widzisz, że ludzie tak małego ducha nie mieliby szans by przebudzić takich Ach'renn jeszcze przez parę wieków - prychnął na to -
- O czymś zapominasz - Aeiran zbliżył się do niego z obliczem bez
wyrazu. - Że oni mieli na to ładne parę wieków podczas gdy nas tu nie
było.
- Nie zapomniałem - Eskire uniósł głowę, spoglądając mu w oczy. - A ty nie zapominaj, dzięki komu nas tu nie było.
- Chyba posuwasz się za daleko - stwierdziła Aldrina, ale Aeiran uciszył ją jednym gestem.
- A czy myślisz, że gdybyśmy zamiast tego siedzieli tu grzecznie, tamci nie chcieliby odzyskać mocy?
- W takim wypadku nie mieliby wyznawców. Nie mieliby dzięki komu jej odzyskać.
- Założymy się? Zawsze się znajdą jacyś wyznawcy. Nawet ty jeszcze jakichś pewnie masz.
- Nawet będąc zaledwie połową tego, czym byłem kiedyś?! - Eskire
powoli tracił panowanie nad sobą. Ale Aeiran nie zamierzał dać się
ponieść.
- Uważasz, że moc świadczy o byciu bogiem? - zapytał spokojnie. - To dziwne, bo ja mam pełną, a już się c z y m ś takim nie czuję.
Powiedziawszy to, podszedł do mnie i powiedział:
- Wracajmy do domu.
- Ale... - chciała zaprotestować Aldrina, lecz Eskire znów ją ubiegł:
- Tak, wynoś się do "domu", gdziekolwiek go teraz masz.
Osobiście otworzę ci przejście, ale nie chcę cię tu więcej widzieć,
słyszysz?!
Aeiran popatrzył na niego chłodno, potem zmierzył takim wzrokiem
Aldrinę, która ze smutkiem spuściła oczy. Gdy się znów odezwał, starał
się by w jego głosie nie było goryczy.
- Daję słowo, że jutro już nas tu nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz