Jestem w podróży. Nie
spodziewałam się, że uda mi się wyrwać poza obszar między świątynią,
rynkiem a biblioteką, a tymczasem udało się poza miasto...
Siedziałam wczoraj w bibliotece w towarzystwie wiernego Egila (jak to
brzmi...) i ciągle przeszukiwałam księgi. A raczej wykorzystywałam go
perfidnie w celu przeszukania ksiąg i znalezienia czegoś... Choć w sumie
bóstewka niekoniecznie musiały opuścić Jasność przy użyciu efektów
specjalnych. A kronikarza chyba trzeba było trochę wtajemniczyć, bo
jakoś trudno mu było zrozumieć po jakie licho mi to.
- Może to cię zainteresuje, pani - zasugerował w pewnym momencie - I
stanęły wysłanniczki niebios przed wybranym, rzecząc: "Ty dostąpisz
zaszczytu wzniesienia się ponad ziemię i wywyższenia nad tobie
podobnych". A potem schwyciły go za ręce i zniknęły w blasku Słońca... Dalej jest coś o potężnym błysku, który zadziwił wszystkich następnego dnia...
- To chyba sobie dokładniej przejrzę - zdecydowałam.
- Ależ pani, to są legendy... Nie muszą mieć pokrycia w rzeczywistości.
- Uważasz, że aniołki nie zabrałyby śmiertelnika do nieba? Zwłaszcza takie aniołki jak te z twojej książki?
Egil spojrzał na mnie z kompletnym brakiem zrozumienia.
- Zresztą nieważne... - westchnęłam.
- A jednak tu jesteś! - usłyszałam głos, który, jak mi się wydało, powinnam znać.
Odwróciłam głowę i omal nie spadłam z krzesła - za mną stała Yori-chan w
swojej postaci do Śnienia, a na twarzy miała szeroki, figlarny uśmiech,
którzy oczywiście całkiem do tej postaci nie pasował. Przyciągała
spojrzenia wszystkich obecnych w bibliotece - fakt, że nie było ich
wielu, ale jednak.
- Przeszukałam całe miasto, ale dopiero teraz przypomniałam sobie o
bibliotece - zachichotała. - Czemu oni się tak we mnie wpatrują?
- Raczej nie widują tu brunetek - wyjaśniłam. - Widzę, że zamarzyło ci się poznanie tego wymiaru na żywo...
- A i owszem - zrobiła dumną minkę. - Bo zamierzam wybrać się do tego waszego Słoneczka.
- Co... - zamurowało mnie. - Jesteś pewna? Przecież skąd możemy wiedzieć czy ci się uda?
- Trzeba było mi się nie żalić. Ja taka jestem wrażliwa na cudze zmartwienia...
- Ja bym to nazwała raczej ciekawością zawodową.
- To swoją drogą - mrugnęła do mnie. - Poza tym jestem przecież
niematerialna, więc krzywda mi się nie stanie... Jak następnym razem
wpadnę, to wam zdam relację. Mata ne!
Pomachała mi serdecznie i najzwyczajniej w świecie zniknęła.
Egil wpatrywał się w miejsce, gdzie stała, wielkimi oczami.
- Kto to był? - wykrztusił. - I w jakim języku mówiłyście?
- W ten'pei - odpowiedziałam mechanicznie. - Do licha, to może całkiem zmienić postać rzeczy...
Wstałam, zagarnęłam książkę z legendami i ruszyłam do wyjścia, a
kronikarz dreptał za mną z cokolwiek niepewną miną. Zdecydowanie miałam o
czym pogadać z Aeiranem, choćbym miała mu deptać po piętach po całym
tym wymiarze...
- Co to ma znaczyć: nie ma? - mój głos brzmiał nieco niewyraźnie.
- Dokładnie to - uśmiechnęła się uprzejmie Thedra. - Gdy tylko udałaś
się do biblioteki, wskoczył na swojego wierzchowca i tyle go widziałam.
Sprawiał wrażenie jakby miał już nie wrócić...
Momentalnie uszło ze mnie całe powietrze, usiadłam tam gdzie stałam. Na podłodze.
- Siły Wyższe, widzicie i nie grzmicie... - westchnęłam, ale zreflektowałam się: - No tak, w tym świecie przecież nie ma innych Sił Wyższych.
Egil łagodnie ujął mnie pod ramię i posadził w moim pięknie zdobionym fotelu.
- Jeśli rzeczywiście nie powróci - odezwał się. - To znaczy, że zaznasz wreszcie spokój.
- Nie zaznam spokoju dopóki nie wrócę w światy i nie napiję się zielonej z miętą - mruknęłam na to.
- Jak to... w światy? - zareagowała Thedra. - Przecież tego świata nie można opuścić od kiedy...
- ...Pewien zbuntowany bóg rozciągnął dokoła niego Ciemność. Wiem. I przekonuję się o tym na własnej skórze. Ale skoro
bogowie ten wymiar opuścili, to może i nam się... - urwałam, mając nagle
wrażenie, że powiedziałam za dużo. Spojrzałam na kapłankę i napotkałam
jej oszołomiony wzrok.
- Co to znaczy... Bogowie opuścili... - wyjąkała. - Ale przecież...
W oczach Egila odbijał się taki sam szok. Spuściłam głowę.
- Radziliście sobie bez nich długo, pewnie przez wieki - powiedziałam
cicho. - A skoro was opuścili, to widocznie nie byli was warci. Jasne?
- Ale gdybyśmy to ogłosili społeczeństwu - kronikarz najwyraźniej
uwierzył mi bez mrugnięcia okiem. - To wywołałoby zamieszanie! W co
będziemy wierzyć?
- Czy myślisz, że można wierzyć tylko i wyłącznie w bóstwa? - nadal nie
podnosiłam wzroku. Nie odpowiedział, pogrążając się w rozmyślaniach.
W końcu podniosłam się z fotela z pewnym mocnym postanowieniem.
- Coś zamierzasz, prawda? - zapytała Thedra.
- Nie da się ukryć. Trzeba poszukać Aeirana.
- Ruszam z tobą - oznajmił Egil. Spojrzałam na niego z wdzięcznością;
dobrze mieć przy sobie kogoś, kto zna się na tym świecie...
- Za pozwoleniem - odezwała się kapłanka tym tonem, który słysząc
czułam się nieco (?) niepewnie, a Egil zwykle - teraz też - próbował
wręcz wniknąć w ścianę. - Myślisz, że jak to będzie wyglądało, gdy tak
bez uprzedzenia sobie pojedziesz?
- Gdybym uprzedziła, nie wypuścilibyście mnie stąd - prychnęłam.
- Dlatego powiem moim zwierzchnikom, że wyruszasz, by objawiać się ludziom, a ja z tobą jako eskorta.
- A Egil jako ewangelista? - zaczął mnie dopadać wisielczy humor.
- Niezła myśl... To im też powiem.
- I tak po prostu nas puszczą? - zapytał kronikarz sceptycznie. - Wiesz jaki jest nasz Arcykapłan...
Thedra spojrzała na chłopaka z góry, co było godną podziwu sztuką, biorąc pod uwagę fakt, że była od niego niższa.
- A Arcykapłan wie, że jestem najlepszą kandydatką na zajęcie w
przyszłości jego miejsca - wycedziła powoli, piorunując go wzrokiem. -
Tak jak Arcykapłankami były moja matka, babka i prababka.
Egil wyszczerzył zęby w czymś, co byłoby uśmiechem, gdyby nie przeszkadzały temu nerwowe drgawki.
- Czy może były do ciebie podobne z charakteru? - zapytałam niewinnie.
- Powiadają, że owszem - Thedra popatrzyła na mnie tak samo jak na kronikarza. A ja dałam upust swoim nerwom.
- No to nie dziwota, że bogowie stąd pouciekali!
Wlepiła we mnie zdziwiony wzrok, poruszyła nosem jak królik, a następnie... Wybuchnęła serdecznym śmiechem.
Po chwili zaskoczenia nie mogliśmy jej nie zawtórować.
I w rezultacie, jak już wspominałam, jestem w podróży. Jadę sobie na
wierzchowcu podobnym do tych z Ciemności, ale mającym w pełni
wykształcone skrzydła... Na szczęście potrafi biegać, a nie tylko latać.
Za to Egil z radością dosiadł Nindë.
To, że jeszcze nie znaleźliśmy Aeirana, może świadczyć o naszej
opieszałości, ale cóż... Fakt, że do tej pory może już być gdziekolwiek,
ale Jasność jest małym wymiarem. A ja zamierzam go odnaleźć tak jak on
zawsze odnajdywał mnie. Bo przecież nigdzie nie jest napisane, że
przysięga n i e działa w obie strony, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz