Nic dodać, nic ująć -
zwiedzam. Szkoda tylko, że taszczona w lektyce. Ale cóż miałam poradzić,
że nie przepadam za tym natarczywym blaskiem Świętego Słońca?
Powiedziałam Thedrze coś tam, chyba że nie chcę by się na mnie gapiły
tłumy (równie natarczywych niekiedy) wiernych, więc wymyśliła tę
lektykę. Nie mogłam nie odmówić - ta kobieta potrafi być
apodyktyczna...
Na domiar złego przydzieliła mi szóstkę bodyguardów, uzbrojonych w
giwery - giwery! - naładowane podobno energią prosto ze Słońca.
Zastanawiam się, czy w Ciemności wpadli na coś takiego, bo jakoś nie
zauważyłam.
Na szczęście mam osobistego przewodnika w osobie Egila, który jest w tej
chwili dla mnie najlepszym towarzyszem. To prawdziwa chodząca
biblioteka i kopalnia wiedzy. Najpierw opowiadał mi o doniosłych
wydarzeniach z przeszłości, a ostatnio trochę się jakby oswoił i miewa
dla mnie najświeższe ploteczki (!)... Dodatkowo towarzyszy nam Nindë,
zmieniona tym razem w ptaka. Uparła się, że jako istota ambitna chce się
podszkolić w lataniu, a skończyło się na tym, że zazwyczaj siedzi na
dachu lektyki i strzela perfidne komentarze na temat wszystkiego, co się
napatoczy. Ma postać gołębia - czarnego, oczywiście... W każdym razie
utrzymuje, że to gołąb.
Egilowe opowieści i tęsknota za domem niezaprzeczalnie budzą we mnie
wspomnienia. A że niekoniecznie mam teraz o czym pisać, zaczynam cofać
się trochę w czasie. Bo przecież ten pamiętnik zaczęłam pisać dopiero w
drugiej połowie zeszłego roku, wcześniej jakoś nie ciągnęło mnie do
regularnego zapisywania własnych przeżyć. Zawsze dotąd miałam wrażenie,
że żyję nie swoim życiem, tylko bohaterów moich opowieści, ale jak się
tak zastanowić, było w przeszłości parę zdarzeń wartych spojrzenia na
nie jeszcze raz i być może zapisania. Pierwsze wizyty w DeNaNi, próby w
Teevine i jeszcze parę scenek bez wyraźnego kontekstu... Mam przeczucie,
że gdy wrócę wreszcie do domu, założę sobie nowy zeszyt - do
retrospekcji.
Ale póki wciąż tu jestem, muszę się kiedyś wymknąć czujnym spojrzeniom
ochroniarzy i zwiedzić bibliotekę. Jak stwierdził Egil, uśmiechając się
przy tym przepraszająco, z zebranych tam ksiąg mogę się dowiedzieć czego
tylko zapragnę, bo niestety nawet on nie wie wszystkiego. Cóż,
pozostaje mi się podszkolić w rozszyfrowywaniu tutejszego pisma - co mi
powoli, ale nawet nieźle idzie, choć tak naprawdę nie mogę u nikogo
szukać potwierdzenia tego faktu i zaświecić oczętami, czekając na
pochwałę za poczynione postępy. Nawet... Nie, z w ł a s z c z a u Aeirana, który
zawzięcie schodzi mi z drogi, a ja nie mam pojęcia dlaczego.
I ciągle wygląda jakby go dopadło skrajne zmęczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz