Przyznaję, że nie
spodziewałam się takich ceremonii i ceregieli w mocno podniszczonym
pałacu na spalonej ziemi, gdzie wszyscy trwali w pełnej gotowości. Ale
cóż, mimo wszystko to jednak pałac. I podjęto nas z honorami... Już o
mało nie napisałam z rozpędu "należnymi", ale niby z jakiej racji?
- Nie śmiem proponować, byście czuli się jak u siebie w domu -
powiedział nam Diarmaid III z Dynastii Gemedes, gdy jego nadworna
arcymagini sprowadziła nas do pałacu. - Rozgośćcie się jednak na tyle, na
ile to możliwe.
- Wasza królewska mość, nalegam na ostrożność! - szeptał mu scenicznie
niewysoki mężczyzna w kapłańskiej szacie z symbolem płomienia na każdym
rękawie. Jego sztywne włosy, zaczesane do tyłu, wyglądały jak czarne
pióra, ale z twarzy przypominał raczej rybę. - Tej kobiety przeznaczenie
nie uwzględniło, poza tym przyjrzyj się znakowi na jej obliczu. Bez
wątpienia jest podstawiona przez srebrnych...
- Nie wyrzucę nikogo z moich włości, nawet gdyby przybył od Caranilli -
głos naszego wybawcy nie niósł ze sobą gniewu, a jedynie spokój, ale
sprawił, że kapłan natychmiast zamilkł, a jasnowłosa czarodziejka
uśmiechnęła się z satysfakcją.
Nie miał korony ani nawet tronu, ale zrobił na mnie wrażenie króla w
każdym calu. Władcy, który budzi uwielbienie poddanych i szacunek
wrogów, nawet się zbytnio nie wysilając. Gdyby tylko nie miał takich
smutnych oczu... Niestety wojna robi swoje, zostawiając po sobie
spustoszenie - takie piękne miasto tu... kiedyś było - i troskę. Nie
wiem jeszcze przeciw komu jest prowadzona i co mają z tym wspólnego
tamci srebrni, podobnie jak nie rozumiem, o co chodzi z tym
przeznaczeniem.
Może czarodziejka Muirenn, która podjęła się roli naszej przewodniczki,
oświeci mnie w tej materii? Na razie dostałam w miarę porządną komnatę
tylko dla siebie i swojego pamiętnika, i zastanawiam się, gdzie podział
się Kylph i co planuje zbroić. Wiem przynajmniej, że Shyam i Tarquin
okupują bibliotekę, a raczej komnatę, do której przeniesiono ocalałe
książki, gdy z głównej biblioteki zostały gruzy.
Nie ma tu wielu ludzi... To znaczy, są żołnierze, ale ich obecność jest
ledwo zauważalna - zwykle stoją na baczność jak posągi i czekają nie
wiadomo na co. Są też niedobitki służby, przemykające po pałacu cicho
niczym koty. Jest Muirenn i Oswin, sceptyczny kapłan boga
sprawiedliwości. A, no i jest jeszcze jeden gość, podobno cudzoziemiec,
który przybył z propozycją wsparcia w zmaganiach z wrogiem. Na razie go
nie spotkałam, zdaje się, że rozmawia wyłącznie z królem.
Niby moglibyśmy wrócić do J zanim podniesie raban, że ukradłam jej
Shyama, ale za bardzo jestem ciekawa, czego od nas chcą w tym nieznanym
świecie pod fioletowym niebem. Dziwne, ale mam wrażenie, że gdybym
należała do tej rzeczywistości, naprawdę czułabym się tu jak u siebie.
Jakbym wróciła do upragnionego domu.
Żeby tak jeszcze nie kłuło mnie wewnątrz na myśl, że... Że mogłam zwrócić te wypożyczone książki p r z e d wyprawą do podziemi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz