Może gdyby nasz samochód w
którymś momencie nie spróbował wznieść się w powietrze i nie skończył w
rezultacie oparty o fontannę, nie zaszlibyśmy tak daleko w tak krótkim
czasie. Tylko trochę trudno przekonać o tym Aislinn.
- Więcej nie usiądę za kierownicą tego diabelstwa!! - zagrzmiała po wygramoleniu się zza owej kierownicy.
- Naprawdę, mogłeś zdjąć czar z a n i m samochód uniósł się w górę - syknęłam w kierunku niewidzialnego Kylpha.
- Nie mogłem - odszepnął bez cienia skruchy. - Dech mi zaparło z zachwytu własnym talentem.
- I pewnie nawet nie przeprosisz?
- A o co zakład, że wsadziłaby mi te przeprosiny w gardło? Poza tym nie
mogę mieć wyrzutów sumienia, skoro zebraliśmy taką publiczność...
Rozejrzałam się i westchnęłam, bo rzeczywiście, trochę się tej
publiczności nazbierało. A zaczęło podchodzić jeszcze więcej, kiedy tuż
obok nas zatrzymała się promieniejąca nowością limuzyna z obowiązkowo
przyciemnionymi szybami.
- ...nie - jęknęła Aislinn na ten widok. Słysząc to parsknęłam śmiechem i
nawet Tarquin, który już zdążył wyciągnąć nasze rzeczy z samochodu,
okazał cień zainteresowania.
- Przynęta, do środka! - zawołał szeroko uśmiechnięty Xai, otworzywszy tylne drzwi limuzyny.
- Nie mogłeś sobie darować, co?! - bogini słońca prędko odzyskała werwę i
podeszła do niego z zaciśniętymi pięściami. - Specjalnie sobie wybrałeś
taki moment na przyjazd?!
- Cieszcie się, że to właśnie ten moment - odparował spokojnie. - Już
nadjeżdża policja, więc chyba lepiej, żebyście się stąd ulotnili,
prawda?
Chcąc nie chcąc, załadowaliśmy się wszyscy do olśniewającego pojazdu,
zaopatrzonego w barek i herbatę - hura! Aż dziwne, że basenu nie było.
- Możesz już się pokazać, Xai jest z nami - poinformowałam Kylpha, kiedy próbował niezauważenie podkraść słodycze.
- Jak najbardziej z wami - przytaknął demon, wpatrując się w nas takim
wzrokiem, jakby znalazł brylant w kaszance. - Żebyś wiedziała, jak mi
brakowało kogoś takiego jak wy... I w dodatku jeszcze nowe twarze...
- Nie wątpię, że brakowało - Aislinn pokiwała głową z grobową miną. - O co niby chodzi z tą przynętą?
- Co?... Ach. Ot, tak mi się powiedziało.
- I myślisz, że taka wymówka wystarczy?
- Nie, ale chciałem was uspokoić, a ty tego nie doceniasz - Xai wyjął
kieliszki i nalał sobie likieru (fuj), nie zapominając oczywiście nas
poczęstować. Kylph wypił duszkiem, Aislinn przyglądała się swojemu
kieliszkowi jakby zawierał truciznę (Antyboski Likier - ukatrupi każdą
nadprzyrodzoną istotę na miejscu!), zaś ja i Tarquin pozostaliśmy przy
herbacie. Tylko że ja przynajmniej czekałam aż podstygnie.
- Uspokoić, to znaczy, że powinniśmy być czymś zaniepokojeni? -
zapytałam, jako że bogini nadal wpatrywała się z uwagą w swój napój.
- Ależ skąd! - Xai zamachał wolną ręką. - Wręcz przeciwnie, powinniście
się cieszyć! Waszym przeznaczeniem jest zostać zbawcami świata, ot co.
- Interesujące - odezwał się cicho Tarquin, a w jego oczach błysnął
wyraz uznania. - Masz jakiś plan i chcesz nas do czegoś wykorzystać. Czy
to z powodu naszej magii? Od kiedy tu jesteśmy, wydaje się być tematem
numer jeden.
- Ty i tak nie masz się czym pochwalić - mruknął Kylph, zapatrzywszy się przed siebie.
- To może być trudne, bo mamy osłonę z mocy J-chan - wzruszyłam ramionami. - Nawet nie wiemy jak ją zdjąć.
- Nie martwcie się, ja wiem - "pocieszył" nas Xai. - Sam mam taką. I
Shyam też ma, tylko o tym nie wie, więc może mu nie mówcie. Nie żeby
komukolwiek się opłacało go atakować...
- Co ty sugerujesz?! - Aislinn zamachała rękami, zapominając, że trzyma
kieliszek i wylewając jego zawartość na siedzenie i swoją spódnicę. - Że
chomikujesz gdzieś jej moc?!
- Trzymam na specjalną okazję - demon uśmiechnął się ujmująco. - Pożyczyła mi trochę. Cóż mogę poradzić, że tak mi ufa?
- Dlaczego więc nie zrobiłeś z niej użytku, zamiast czekać na nowe przynęty?!
- Ależ robiłem - pokręcił głową. - Naznaczyłem nią kilka osób... Ale
przeciwnicy zlokalizowali, napoczęli i dali spokój. Może jest
niestrawna. A może też mają jakiś swój plan wobec niej.
Słuchałam go z uwagą, wyglądając przy okazji przez okno. Zdążyliśmy już
wyjechać z miasta; naszym celem było sąsiednie. Ze znajomą biblioteką,
parkiem i wydawnictwem (i kliniką, ale to już pomińmy).
- Nie masz wrażenia, że za dużo nam mówisz? - uśmiechnęłam się, kiedy przerwał. - To nie w twoim stylu.
- Nic a nic - usłyszałam w odpowiedzi. - Nie powiedziałem wam przecież, co to za specjalna okazja, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz