Co powinnam napisać? Że
ciężko mi było wrócić do domu? Nie tylko dlatego, że potrzebne było do
tego otwarcie czarnej dziury, czynność nie dość, że wyczerpująca, to
jeszcze naruszająca strukturę tej rzeczywistości? Niekoniecznie dlatego,
że nagle poczułam się jakbym przechodziła z jednego życia do drugiego,
na pół już zapomnianego?
Również dlatego, że każde nasze pożegnanie wydaje mi się ostateczne...
A jednocześnie każde powitanie jest lekkie, jakbyśmy się nie widzieli najwyżej jeden dzień.
Przynajmniej dla mnie.
W domu zastałam Vaneshkę, pieczołowicie ścierającą kurz z toaletki.
- Co ty robisz najlepszego? - jęknęłam.
- Ależ nie jęcz - uśmiechnęła się. - Ja się wcale nie czuję jak wyzyskiwana służąca.
- Nie o to chodzi. Odbierasz mi najbardziej pracochłonne, a jednocześnie najprzyjemniejsze zajęcie.
- Wiesz, u mnie mieszka Leo - przypomniała, jakby to miało wszystko wyjaśnić. - Tenari jest w herbaciarni, ćwiczy telepatię.
- Ćwiczy? Muszę to zobaczyć - roześmiałam się, wysypując na łóżko
zawartość swojej torby. Nie chciało mi się na razie tego wszystkiego
układać, wolałam najpierw przywitać się z małym. Stęskniłam się.
Tenari rzeczywiście ćwiczył, co na oko przypominało medytację... Tyle
że nie był sam. I nagle przestraszyłam się tego, o czym może myśleć. Nie
robiąc hałasu cofnęłam się z powrotem do mieszkania.
- Co on tu robi?! - syknęłam do Vaneshki.
- Xella-Medina sprowadziła go następnego dnia po twoim wyjeździe -
wyjaśniła. - Kiedy dowiedział się, co potrafi Tenari, był wniebowzięty.
Ja zaś byłam lekko zdenerwowana, prawdę mówiąc...
- Więc tym bardziej trzeba było nie wpuszczać tak bez pytania!
- Xella-Medina powiedziała, że wiesz - pieśniarka zupełnie nie zwracała
uwagi na ton mojego głosu. - A skoro tak, nie miałam tu wiele do
powiedzenia.
- Czy ty sobie nie zdajesz sprawy, że jeśli o n a nagle wyskakuje z pomocą, to znaczy, że coś knuje?!
Teraz Vaneshka nie wytrzymała. Przybrała obrażoną minę.
- Od kiedy ją znam, nie zrobiła nic, za co miałabym się na nią gniewać!
- rzuciła z przekąsem, powiedziała do widzenia i ulotniła się.
Pozostało mi tylko wrócić do herbaciarni, gdzie nawet Strel wyglądała na
pogrążoną w skupieniu. Choć przypuszczam, że raczej spała.
- Dobry wieczór, chłopaki - powiedziałam złowieszczo.
Natychmiast odebrałam telepatyczną odpowiedź w stereo, po czym Tenari
otworzył oczy i do mnie podleciał, natomiast Rigel wstał i się ukłonił.
Chyba wolał trzymać się z dala ode mnie.
- Twój wychowanek szybko się uczy - przekazał. - I świetnie sobie radzi z wizjami. Kto mu dał podstawy?
- Neil Jones - fuknęłam. Wzruszył ramionami, wyraźnie nie kojarząc. Ha.
Gdybym powiedziała "Obserwator", pewnie padłby na kolana z zachwytu.
- Uwielbiam, gdy co ważniejsze wydarzenia przebiegają bez mojej wiedzy -
nie przestałam fuczeć, a Ten-chan spojrzał na mnie z wyrzutem
- Czemu nie chcesz mnie lepiej słyszeć?
- Bo już cię i tak świetnie słyszę - odpowiedziałam machinalnie i naraz
zdałam sobie sprawę, że przekaz był czyściutki, bez żadnych zakłóceń.
- Jak wspominałem, szybko się uczy - uśmiechnął się (triumfalnie?) Rigel. - Miałem z nim poćwiczyć wyrażanie emocji, ale twoje myśli są w tej chwili aż nazbyt widoczne, więc...
- Dlaczego to robisz? - przerwałam, zanim zdążyłam usłyszeć coś, co by
mi się nie spodobało. Tenari wyfrunął mi z objęć i rozpoczął radosny lot
po herbaciarni.
- Nigdy dotąd nikomu nie udzielałem lekcji - telepata ponownie wzruszył ramionami. - I nie martw się, robię to jako osoba prywatna.
- To mnie jakoś nie pociesza - westchnęłam. - Ale Ten-chan się cieszy... Póki co, możesz przychodzić.
Uśmiechnął się, tym razem z ulgą, posłał mi kolejny ukłon i opuścił Blue
Haven. A ja usiadłam na kanapie i pogłaskałam śpiącą Strel po łebku.
- Ten-chan, pokażesz mi coś? - zapytałam cicho, ale usłyszał bez
problemów. Podleciał i usiadł obok, spoglądając na mnie z taką powagą w
swojej dziecięcej buźce, że omal się nie roześmiałam.
Spojrzał mi w oczy i pokazał. Najwyraźniej odgadł, co miałam ochotę
zobaczyć. Pokazał mi strzępki wizji, na pozór oderwanych i nie mających
ze sobą nic wspólnego, ale zdołałam je sobie poukładać i wysnuć parę
wniosków. Zwłaszcza gdy zakończył zawieszoną wśród gwiazd stacją
kosmiczną.
- Niech żyje telepatia - mruknęłam. - I po tym chciałeś wybrać się w kosmos?
- To byłby inny kosmos - zaprotestował.
Cóż, może i tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz