Czuję się jak... Alicja w Krainie Czarów? Nie jestem pewna dlaczego akurat takie porównanie przyszło mi do głowy.
Może inaczej. Czuję się jak wyszarpnięta z sielskiego
impresjonistycznego obrazu i przyklejona do zdjęcia nowoczesnego miasta
ze świecącymi wszędzie neonami.
Może nie powinnam tu być? Drzewa wreszcie zaczęły kwitnąć, a ja to ignoruję i lecę w kosmos...
Jest sobie malutka planeta, która byłaby Ziemią Obiecaną dla każdego,
kto trzyma się teorii, że tak zwani obcy są małymi zielonymi ludzikami.
Mieszkańcy tej planety tacy właśnie są. Poza tym handlują wszystkim ze
wszystkimi i niczemu się nie dziwią. Dziecko ze skrzydłami też nie
wzbudza sensacji.
Nic się tu nie zmieniło przez te kilka lat od mojej poprzedniej wizyty. Mam wrażenie, że to było w innym życiu.
"To śmieszne lądowisko" rzeczywiście jest zawieszone dziesięć metrów nad
ziemią i można się tam dostać windą. To wynik oszczędnego
gospodarowania powierzchnią tej małej planetki. Poniżej znajduje się
skrzyżowanie centrum handlowego z lunaparkiem. Pełnym neonów.
Łatwo znalazłam ten jeden jedyny wyróżniający się statek wśród
pojaździków małych zielonych, których nie sposób z niczym pomylić. Nasz
potencjalny środek transportu wyrastał ponad nimi jak góra. I trochę
mnie zaskoczył. Moja rozmówczyni przekonywała, że jest najładniejszy,
ale to...
No dobrze, wiem, że nie każdy pojazd kosmiczny musi być bojowym
myśliwcem albo choćby rakietą, ale to coś przypominało mi raczej łódź
podwodną ze śmigiełkami z tyłu i zastanawiałam się jak coś takiego w
ogóle lata... Ale to pewnie nie na mój rozum. Było to niebieskie, co mu
się chwaliło. Aż się spodziewałam, że będzie się nazywać "Nautilus" czy
jakoś w tym stylu, tymczasem zobaczyłam nazwę wypisaną jakby... Greckimi
literami? Z trudem wstrzymałam się od dreszczy - bo przecież nie tylko
omega istnieje w greckim alfabecie - i odczytałam: Peripeteia. A zatem nie dziwota, że właśnie oni się zgłosili. Poszukiwana przygoda...
Oni pierwsi do nas podeszli i nawiązali kontakt. Oboje piegowaci,
uśmiechnięci i blondwłosi, choć pilotka ma włosy jaśniejsze niż jej
brat-nawigator.
- Cześć i czołem - mocno potrząsnęła moją dłonią. - Ja jestem Zięba, a ten obok to Jastrząb, chociaż nie wygląda.
- Efekt mutacji czy zabawy genami? - chłopak tymczasem przyglądał się Tenariemu.
- Demon - wyjaśniłam z kamienną twarzą, wywołując jego zmieszanie. Cóż,
demonów raczej się nie spotyka w przestrzeni kosmicznej. Litościwie nie
powiedziałam im, że też mogę mieć skrzydła jeśli zechcę i w ogóle mam w
sobie coś ze smoka...
Nie mieli dotąd okazji na zwiedzanie światów, chociaż zdają sobie sprawę
z ich istnienia. Ale jak się jest kurierem, jak oni, ma się sporo do
roboty i bez skakania po wymiarach.
Zdaje się, że zaczynam ich brać pod lupę i oceniać z kronikarskiego punktu widzenia, więc lepiej na razie przerwę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz