Kaede poczuł się u mnie
swobodnie szybciej niż się spodziewałam. Znaczy, może "swobodnie" to
trochę na wyrost powiedziane, ale przynajmniej nie jest już non-stop
najeżony i gotowy do skoku, chwytu za gardło i rozszarpania. Teraz
przechodzi etap trzymania rąk w kieszeni i pyskowania.
A skoro już o rękach mowa - tak jak podejrzewałam, te rękawice mają mu
pomóc kontrolować żywioły. Tylko, że ci, którzy bawili się w szalonych
naukowców, nie wzięli chyba pod uwagę, że moc ognia będzie się aż tak
ostro kłócić z mocą lodu. Kiedy spytałam Kaede czy Sei'Hyô nie
instruował go jak kontrolować przeszczepioną moc, roześmiał się niezbyt
miło.
- Akurat on nie potrafiłby nikogo niczego nauczyć - prychnął.
Zastanawiałam się, czy ja bym nie mogła... Potrafię zamrozić wodę, ale
on chyba dałby radę wytworzyć lód nawet w próżni - o ile panowałby nad
swoimi umiejętnościami. W końcu wpadłam na pomysł, który może nie był
najlepszy, ale...
- Teraz musisz zadzwonić cztery razy - wyjaśniłam, wciskając Kaede do
ręki łańcuszek, którego drugiego końca żadne oko dotąd nie dostrzegło. -
Aby cztery duchy żywiołów przybyły na wezwanie, gotowe do
przeprowadzenia prób.
Przez chwilę patrzył sceptycznie na widniejącą przed nim bramę zameczku,
aż w końcu mocno szarpnął łańcuszek. I znowu. I jeszcze dwa razy. Na
wszelki wypadek odsunęłam się trochę. Poprzednim razem, kiedy to ja
byłam zajęta wzbudzaniem dźwięku dzwoneczków, osoba, którą sprowadziłam
na próby żywiołów, zdążyła wskoczyć w otwarty przeze mnie portal i tyle
ją widziałam...
Teraz więc wolałam nie ryzykować.
Kiedy tylko przebrzmiały ostatnie tony, brama uchyliła się leciutko.
Kaede próbował zajrzeć, co się za nią znajduje, ale gdy tylko postawił
nogę po drugiej stronie, zniknął jak zdmuchnięty. Znałam to doskonale.
Teraz i ja mogłam tam wejść, ale po prostu znalazłam się na dziedzińcu
Teevine, a nie na niedostępnym obszarze prób.
Za bramą czekał na mnie Arten.
- Miło cię widzieć - przywitałam się. - Brangien rozpaczała, że gdzieś pojechałeś i ją zostawiłeś.
- Bo marudziła, że nie ma ochoty na podróże - parsknął śmiechem. -
Chodź, posiedzimy sobie w leśnym. Tyle nam, zwykłym śmiertelnikom musi
wystarczyć.
Zwykłym śmiertelnikom, ha. Dawno mnie nikt tak nie określił. Ale cóż,
próby pozostają osobistą tajemnicą tego, kto je przechodzi; o żadnym
podglądaniu nie może być mowy.
W leśnym salonie zastaliśmy jeszcze kogoś. Siedział przy pianinie i z zadumą stukał w jeden klawisz.
- Geddwyn! Zakończyłeś już wykłady? - ucieszyłam się, wytrącając go z
zamyślenia. I musiałam powtórzyć pytanie, bo spojrzał na mnie wzrokiem
dość... Pustym.
Ale szybko mu przeszło.
- Czy zakończyłem wykłady? - prychnął. - Przywiało mnie tu tylko i
wyłącznie na próby, a ta pyta, czy zakończyłem już wykłady! Na twoje
szczęście zakończyłem.
- No to gdzie byłeś przed chwilą? - zainteresował się Arten. - I z kim?
- A to cię nie musi obcho... - zaczął Geddwyn, ale nagle zarzuciło nim tak, że o mało nie spadł ze stołka.
- Co ci jest?! - podbiegłam do niego, przestraszona. Odsunął mnie od siebie i potrząsnął głową.
- Mnie nic, ale... Kogoś ty nam przyprowadziła? - zapytał w oszołomieniu. - Szybko, idziemy!
Chwycił mnie za rękę i przenieśliśmy się do Komnaty Wichrów, zanim
zdążyłam zaprotestować, że to wbrew regułom. Pojawiliśmy się tam
równocześnie z Maeve, która skrzywiła się na mój widok, ale nic nie
powiedziała.
Wiatr, który unosił bezwładne ciało Tileya, był piekielnie silny i
lodowaty. Duch powietrza wyglądał jakby przyjął na siebie zmasowany atak
ognistych kul - co też pewnie miało miejsce - natomiast Kaede wydawał
się nie mieć dość. Kiedy przybyliśmy, obnażył kły... Tfu, zęby, w
groźnym uśmiechu.
- Przeszkadzacie mi - rzucił. - Czy rezultaty tych waszych "prób" zawsze są tak przewidywalne?
- Nasze próby nigdy się t a k nie kończą - do komnaty wkroczyła Brangien.
- Kiedyś musiał nadejść ten pierwszy raz - chłopak nie przestawał się uśmiechać. - Wygrałem.
- Gdyby Tiley wpadł na to, by walczyć na serio, skończyłbyś połamany o
podłogę, sufit i wszystkie ściany po kolei! - rozsierdziła się Maeve. -
Masz tu udowodnić swoją władzę nad żywiołem, a nie bezmyślną
gwałtowność!
- Nad żywiołem... Oczywiście, że mogę wam udowodnić - prychnął Kaede, wyciągając przed siebie rękę w czerwonej rękawicy.
I cisza. I nic się nie stało.
Tkwił tak bez ruchu i tylko jego oczy rozszerzały się coraz bardziej ze zdumienia, gdy wpatrywał się w swoją dłoń.
- Co do...?!
- Brangien, przestań go blokować, co? - ziewnął Geddwyn. - Zaczyna tu wiać nudą.
- Jeśli teraz przestanę, będzie eksplozja - wzruszyła ramionami jego siostra.
Tymczasem Kaede coraz bardziej pogrążał się w bezsilnej złości. Nie
mogąc wyzwolić swoich płomieni, opadł na jedno kolano i uderzył ręką o
podłogę. Drugą ręką.
Nie dość, że tuż przy Brangien wystrzelił nagle słup lodu, przed którym
ledwo odskoczyła, to jeszcze uderzenie zostawiło pęknięcie w podłodze.
- No, to rozumiem! - ucieszył się Geddwyn i zawołał do rudowłosego. - Jeszcze raz!
- Nie zachęcaj go! - wrzasnęłam. - On nad lodem nie panuje!
Trochę za późno. W komnacie panował coraz ostrzejszy mróz i wiedziałam,
że jeśli czegoś nie zrobimy, skończy się to gorzej niż w herbaciarni.
Ale Geddwyn nie przestawał prowokować Kaede. Po prostu stanął przed nim,
otaczając go lśniącymi strugami wody.
- Brangien, teraz go puść - powiedział niespodziewanie twardym głosem - A ty, mały, nie daj się prosić. Zamroź mnie, no już!
Chłopakowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zamierzył się na
Geddwyna z okrzykiem wściekłości... A może był to krzyk bólu? Ku mojemu
zdziwieniu, z jego dłoni wystrzeliła ognista kula. I natychmiast otoczył
ją lód. Kaede krzyknął jeszcze raz...
I nagle wszystko ucichło. Nawet wiatr przestał wiać. Maeve skorzystała z
okazji, podtrzymała ledwo przytomnego Tileya i opuściła komnatę.
Podbiegłam do chłopaków, to samo zrobiła Brangien.
- Zobaczcie, jakie to ładne - Geddwyn wziął do ręki kryształek lodu, w
którym buzował płomień. Ani nie gasł, ani lód się nie roztapiał.
Wyglądało to tak, jakby oba miały zamiar zwalczać się nawzajem przez
wieczność i żaden nie chciał przegrać.
Duch wody wręczył to zjawisko siostrze, a sam przykucnął przy Kaede.
- Jak można do tego stopnia nie znać własnej mocy? - zapytał cicho i chłodno.
- Własnej, akurat! - syknął rudowłosy. Po jego twarzy spływały krople potu i w ogóle nie wyglądał najlepiej.
- Będącej w tobie - Geddwyn odgarnął mu włosy z czoła, a następnie
szybkim ruchem zdarł z jego dłoni niebieską rękawicę. - Czy zatem t a k
powinno być?!
Brangien wzdrygnęła się i odwróciła wzrok; sama miałam ochotę zrobić to
samo. Bo dłoń Kaede wyglądała jak... Sama nie wiem jak to określić. Jak
odmrożona, potem trzymana w żarze i znowu odmrożona.
- Aż dziw, że ci jeszcze nie odpadła - pokręcił głową Geddwyn. - A
ciekawe, jak się miewa druga. I mam rozumieć, że to miało pozwalać ci
kontrolować moc? - spytał, gdy chłopak odebrał mu rękawicę i krzywiąc
się włożył ją z powrotem na rękę. - Trzeba ci będzie znaleźć coś
nowego... No i przyda się uzdrawianie. Długie.
- Nie decyduj o moim życiu, dobra? Nikt mną nie będzie rządził! - Kaede
próbował się podnieść, ale duch wody z zadziwiającą siłą przytrzymał go
na miejscu. Wymienił z siostrą porozumiewawcze spojrzenia, po czym
Brangien westchnęła ciężko, chwyciła chłopaka pod rękę i zniknęli.
Geddwyn zaś przeniósł siebie i mnie do swojego pokoju.
- Zaraz, co to miało znaczyć? - zdenerwowałam się, gdy już odzyskałam mowę. - Dlaczego go zabraliście?
- Ja bym się raczej martwił, dokąd Brangien go zabrała i co szwagier na
to powie - Geddwyn klapnął na tapczan, wracając do tego lekkiego,
szelmowskiego tonu, do którego przywykłam. - Ale że ty się boisz? Mały ma
potencjał i trzeba się nim zająć, chyba powinnaś to zrozumieć.
- I ty chcesz się nim zajmować? - uniosłam brwi. - A
zdajesz sobie sprawę, że z nim nie będzie tak jak z tymi dziewczynami z
Arquillonu?
- Chyba wiem jaka jest różnica między pensją dla panienek a szkołą wojskową! - prychnął, podkładając sobie ręce pod głowę.
- Czasem tej różnicy za bardzo nie widać - wreszcie się rozluźniłam i roześmiałam. - Znaczy, mam go wam zostawić?
- Chyba tak byłoby najlepiej. Jak dla mnie, jemu nie moc
trzeba utemperować, tylko charakter, a do tego się nie nadajesz.
- A wy niby się nadajecie?!
- Jeśli nadal będzie tak rozchwiany emocjonalnie - Geddwyn chyba nie
zwrócił uwagi na moje słowa - Wykończy mnie nerwowo zanim ja go wykończę
fizycznie. A trochę nie o to chodzi.
- Pytałam o coś. Niby nadajecie się bardziej niż ja?
Uśmiechnął się, wyjął rękę spod głowy i pociągnął mnie za kosmyk włosów.
- Chcesz się przekonać? Bo ja tak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz