Słońce świeci jak szalone.
Na szczęście nie grzeje jak szalone, bo jest zima i grube warstwy śniegu
pokrywają świat, ale jaśnieje jakby wskazując kierunek zdrożonym
wędrowcom zmierzającym gdzieś, gdzie jest ciepło i gdzie się ogrzeją. Do
słońca oczywiście nie dojdą, ale może po drodze znajdą jakiś gościnny
dom z kominkiem. Życzę im tego, kimkolwiek są. O ile w ogóle są.
Trzeba będzie rozpalić we własnym kominku, gdy wrócę do siebie.
Słońce świeci. Śnieg odbija jego promienie, jeszcze bielszy niż zwykle,
jeszcze bardziej błyszczący. Na lewo ode mnie jest zamarznięte jezioro,
iskrzące i zapraszające by się na nim poślizgać. Ciekawe czy ma dobre
intencje, czy raczej załamałoby się pod pierwszą osobą, która weszłaby
na lód? Po prawej widnieje zarys Góry Wieczności. Tam rosną nocne łzy.
Piękna jest zima gdy prawdziwą zimę przypomina. Ale czy naprawdę
powinnam o tej porze roku tęsknić za baśnią? Może lepiej poczekać do
wiosny, za którą zresztą też tęsknię? Zimowe baśnie zawsze wydawały mi
się jakieś... Lodowate.
Tak, osoba potrafiąca w razie czego zamrozić wodę jednym czarem, ma
pretensje do zimowych baśni. Czyżby ciepła mi było trzeba? A czy już go
nie mam pod dostatkiem?
Ale ja wiem, skąd mi się to bierze. Naczytałam się różnych rzeczy i od
razu zaczęła mi się marzyć jakaś czarodziejska podróż tam, gdzie kończy
się rozsądek a zaczyna się natchnienie. Tylko że muszę to na razie
odłożyć. Gdybym miała spełnić te marzenia, nawet nie wiedziałabym od
czego zacząć. Nie widzę w tej chwili żadnego punktu zaczepienia.
Dlatego właśnie bezczelnie włażę w spokojny zimowy nastrój ciężkimi
butami. W ciemnych okularach, ze słuchawkami na uszach, z Led
Zeppelin w słuchawkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz