- Słyszałam, że wysłałaś
swojego brzdąca do Poznawalni - zagaiła Renê. - Trochę szkoda, że jeszcze
go nie znam. Już prawie zapomniałam, jak Kay i Xella-Medina byli
mali...
- Pewnie właśnie dlatego ci szkoda - zostawiłam jej rozszyfrowanie tych słów. - I przepraszam, gdzie go wysłałam?
- No, tam gdzie San swoją wychowankę przecież - roześmiała się. - Może się tam spotkają?
- Nie śmiej się ze mnie, znajoma go zabrała, nie mówiąc gdzie -
westchnęłam. - A te dwie małpy, twoja córka i przyszła synowa, też się
podśmiewają ukradkiem, myśląc, że nie słyszę.
- No patrz, czyżby w twojej domenie jeszcze nie znano Poznawalni? -
zadumała się Renê. - A to jest takie skrzyżowanie szkółki z placem
zabaw... No, może nawet przedszkola. I to niezależnie od wieku.
- Teraz dopiero mi namąciłaś - mruknęłam. - To jak jesteś taka dobrze
poinformowana, powiedz, co to przedszkole ma wspólnego z END-em.
- Z END-em, z END-em... Że co, że jeden facet z Van Hoen jest
współzałożycielem Poznawalni? To nie ma nic wspólnego z END-em -
prychnęła. - A co, nacięłaś się na nich ostatnio? Bo masz minę, jakbyś
chciała w kogoś gromem cisnąć.
- Potem ci opowiem - spojrzałam w górę. - Bo na razie twoje drogie dziecię siedzi na schodach, podsłuchuje i się cieszy.
Na te słowa Xemedi-san podniosła się z gracją i zjechała po poręczy, faktycznie ciesząc się nieziemsko.
- Zdecydowanie twojemu drogiemu dziecięciu przydałoby się przedszkole - skomentowałam grobowym tonem.
Poszłam potem z Renê na wieżyczkę i opowiedziałam jej jak to się
nacięłam na END. Słuchała z uwagą, a na jej ustach błąkał się uśmieszek.
- Czy ja dobrze czuję, że mi zazdrościsz? - zapytałam.
- Nie zazdroszczę. Wspominam. Gdzieś tam - wskazała rozciągający się
wokół kosmos - jest jeszcze tyle czasów i przestrzeni, tyle
rzeczywistości, w których mnie jeszcze nie było...
Skinęłam głową. Wiedziałam, że mówiąc o rzeczywistościach, nie ma na myśli światów, przynajmniej niedokładnie.
- Wolałabyś być teraz w którejś z nich?
- Nie, nie - pokręciła głową. - Już i tak nawiedziłam zbyt wiele, a
lepiej by coś pozostało intrygujące, w sferze domysłów - teraz brzmiała
zdecydowanie jak matka swojej córki. - A ty? Nie chciałabyś zostawić
tego, co masz tu i teraz, i zacząć żyć inaczej?
- Żyję inaczej w każdym kolejnym życiu - odparłam. - Choć może tylko mi
się tak wydaje? Ale, jak powiedziałaś, to, co jest tu i teraz - m a m. Nie mogę tego zostawić dopóki mnie nie zostawiło.
- Chyba tak - roześmiała się Renê. - W końcu sama robiłam tak tyle razy,
że z czasem zaczęłam doceniać posiadanie czegoś stałego. A ty przecież
jesteś bardziej stała niż ja.
Nie odpowiedziałam, pozwalając sobie mieć własne zdanie na ten temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz