- Można? - Aeiran zmaterializował się w herbaciarni.
- Można. Trzeba! - zerwałam się z kanapy i chwyciłam go za ręce. - Jesteś moim pierwszym gościem w tym roku, tylko się cieszyć!
- Czy z tym też jest związany jakiś noworoczny przesąd?
- A wiesz, że chyba jest? - zamyśliłam się. - Ale to akurat najmniej istotne. Cieszę się, że to właśnie ty.
Usiedliśmy sobie wygodnie i wlepiłam w niego rozgwieżdżone spojrzenie.
- A wiesz, dlaczego się cieszę? - zapytałam. - Bo wreszcie pora coś nadrobić. Opowiadaj!
- O czym? - zdziwił się i nawet było to po nim widać.
- Dwa miesiące byłeś w podróży, a teraz chcesz wiedzieć o czym
opowiadać? - roześmiałam się. - No, co? - zapytałam, widząc, że nie
spuszcza ze mnie oczu i odwzajemnia uśmiech. Po swojemu lekko,
powściągliwie, ale...
...Dla mnie.
- Ech, ty - wstałam, mierzwiąc mu włosy. - Dam ci trochę czasu, żebyś wymyślił, o czym.
Czas, jaki zajmuje postawienie czajnika na gazie, nie jest zbyt długi, więc szybko wróciłam z kuchni by kontynuować.
- Więc jak? Znalazłeś jakieś ślady tamtych bóstw?
- Owszem - Aeiran skinął głową. - Jeden zniszczyłem. Drugi... Niemal odwrotnie.
- Że co?! - wybuchnęłam. - Na co ty się narażałeś?!
Złapał moją rękę, przytrzymując mnie na miejscu. Co nie do końca mnie uspokoiło.
- Było coś podobnego do... Do tej przeklętej perły, pamiętasz ją? -
zaczął spokojnie. - Praktycznie stworzyło od podstaw świat. Mały, ale
urzekający. Jednak stworzyło też coś złego. I zjednoczyło się z tym.
Westchnęłam. Mogłam sobie sama dopowiedzieć, że cokolwiek to było, Aeiran
stoczył z tym walkę. Nie byłam jednak pewna czy chciałabym tę walkę
oglądać.
- Był kiedyś taki mały kamyczek o wielkiej mocy - odezwałam się. - Dawał
życie trzem pięknym krainom, ale pewnego dnia trzeba było go zniszczyć.
Na szczęście mieszkańcy w porę uświadomili sobie, że to od nich samych powinno
zależeć istnienie owych krain.
- Chyba wiem, do czego zmierzasz. Ale ci, których ja napotkałem, nie mieli takiej szansy.
- Dlatego otworzyłeś im przejście do innego świata - dopowiedziałam. - Czy to przynajmniej jakiś dobry świat?
- Skąd wiesz? - znowu zaskoczenie. Doprawdy, on przy mnie traci nad sobą kontrolę!
- Aha! Tak myślałam! - zawołałam. - Przejeżdżałeś znowu przez tę nieznośną aleję!
- Domyślam się, że i ty się tam znalazłaś niedługo po mnie. Mam się również domyślać, że następnym razem wybierzesz się ze
mną?
- Jeśli planujesz następny raz, raczej beze mnie nie pojedziesz -
wzruszyłam ramionami i w tym momencie usłyszałam gwizd czajnika. - Oj,
chyba pora żebym tam poszła.
Podniosłam się, ale nie zrobiłam nawet kroku, bo Aeiran nie puścił mojej ręki.
- Zostań.
- Zaraz, moment - powiedziałam. - Nie żeby herbata była dla mnie
ważniejsza od ciebie, ale nie chcę żeby mi czajnik trafił na śmietnik.
- Zostań - powtórzył. -Teraz już nie zamierzam wypuścić cię z rąk.
- Śmiejesz się ze mnie! - oburzyłam się, padając z powrotem na kanapę.
- Gdzieżbym śmiał się śmiać? - zapytał śmiertelnie poważnym tonem. A ja
zrobiłam coś, co jeszcze niedawno uznałabym za niesłychane - złapałam
poduszkę i zaczęłam go nią okładać. A czajnik gwizdał jak opętany.
Jak powiedziałaby Lilly, jesteśmy widać na etapie szarpania się za warkoczyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz