A może ja nigdy nie powinnam
była brać nikogo i niczego pod opiekę? Oszczędziłoby mi to wyrzutów
sumienia, że kogoś zaniedbuję... Cóż, Nindë na razie na mnie nie fuka;
otwieranie wymiaru na rozległe łąki skutecznie załatwia sprawę, za to
gdy przywołałam ją z zawiadomieniem, że pora na podróż, trochę się jakby
ociągała. Dziczeje mi jednak?
- Doprawdy, czyżbym miała być jedyna normalna w tym towarzystwie? -
odezwała się przeciągle, mierząc wzrokiem pozostałe wierzchowce. Na
temat Rob Roya i No Doubta miała już wyrobione zdanie, a widok Furii
tylko ją utwierdził w tej tak zwanej normalności... Swoją drogą,
pamiętałam, że Satsuki już od dawna snuła plany zdobycia sobie konia,
nie spodziewałam się jednak imponującego, rudo-czarnego stworzenia z
rogiem i skórzastymi skrzydłami. Wypytałam siostrę i dowiedziałam się,
że pewnego dnia po prostu zobaczyła to zjawisko stojące pod jej oknem i
nawet nie wie skąd się wzięło. Ważniejsze, że jej słucha... Zazwyczaj.
- A wjechać w aleję potrafi? - przeszłam do najważniejszego.
- Jak dotrzyma wam kroku, powinien - wzruszyła ramionami Sat, powstrzymując się chyba od dodania "mam nadzieję".
- A Rob Roy potrafi? - tym razem zabrała głos Nindë, szczerząc
złośliwie zęby. Zapytany tylko parsknął z rozdrażnieniem, na co
parsknęła również jego amazonka - ze śmiechu.
Chwilę potem dojechał Aeiran, czyli byliśmy już w komplecie i mogliśmy ruszać.
- No to na co się głównie nastawiamy? - zatarł ręce Clayd. - Na
eksplorację nieznanych światów czy na próbę zrozumienia samej alei?
- Zrozumienie alei to akurat twoje zadanie - przypomniałam. - I cieszę się, że tym razem jedzie ze mną ktoś kompetentny.
- Geddwyn też byłby kompetentny! - zaprotestowała Satsuki. - I wrażliwy
do tego... Dotarłby do duszy tej przestrzeni nawet jeśli żadnej
prawdziwej duszy tam nie ma!
- Tak, tak - prychnęłam. - Zresztą Geddwyn jest teraz zbyt zapracowany, żeby się szwendać po jakichś nieznanych wymiarach.
- On, zapracowany? - wtrąciła Vanny. - Czy ja dobrze kojarzę, że to właśnie on był zawieszony w obowiązkach opiekuna żywiołu?
- Był - pokiwałam głową. - Ale teraz gdzieś tam jest niekończąca się
susza i pożary... A na którejś Ziemi odwrotnie, woda szaleje i zabija.
Ktoś musi pomóc przywrócić równowagę - zakończyłam z westchnieniem.
Naprawdę nie najlepiej znoszę dowiadywanie się niezbyt miłych rzeczy o
własnym żywiole.
- Taaa... - Clayd uśmiechnął się krzywo. - A najlepiej ktoś, kto kiedyś
został odsunięty od roboty właśnie za zachwianie tej równowagi, co?
Paradoksalne jakby...
- Może już nie będzie zachwiewał - ofukała go Satsuki. - Ale teraz ruszam w tę podróż taka... Bez pary.
- I tak ci to przeszkadza? Pomyśl o tym jako o niezależności, wolności i
perspektywie spotkania kogoś nowego i interesującego, nic tylko poza...
Au. Cholera, no... Vanny, to nie było z podtekstem!
- Przestań go ciągnąć za włosy, bo jeszcze ten podtekst zdąży się pojawić - dołączyłam się.
- Mnie żaden podtekst nie ruszy - Satsuki wpadła w melancholię (serio czy udawaną?). - Ja tu się znalazłam jako przyzwoitka.
- Czyżby ktoś tu potrzebował przyzwoitki? - zapytała niewinnie nasza kuzyneczka.
- Niektórym z tego towarzystwa już nic nie pomoże - rzuciłam w przestrzeń, do nikogo konkretnego.
- No nie? - zgodził się Clayd tak radośnie i dumnie, że po prostu nie mogłam się nie roześmiać. Tak samo zresztą jak Vanny.
Trzymaliśmy się blisko siebie i wjechaliśmy do alei bez większych
problemów. Księżyc dopiero co przekroczył pierwszą kwadrę, więc było już
całkiem jasno i widzieliśmy, dokąd jedziemy... Jakby zresztą można było
jechać w innym kierunku niż przed siebie. Jechaliśmy dość wolno, o
dziwo w milczeniu. Chociaż może nie powinnam się dziwić, bo wszyscy
wyglądali na urzeczonych spokojem ten przestrzeni. Satsuki rozglądała
się na wszystkie strony - co prawda w alei niekoniecznie jest co
oglądać, ale moja siostra postrzega świat bardzo malarsko i kto wie, co
usłyszę, gdy spytam ją o wrażenia... Vanny nie wykłócała się z Rob
Royem, a Clayd był bardzo skupiony i wsłuchiwał się w ciszę. Natomiast
ja... Ja zastanawiałam się, ile dni się nam zgubi, gdy zaczniemy
buszować po wymiarach.
Podjechał do mnie Aeiran i złączyliśmy dłonie. Za to Nindë posłała No
Doubtowi miażdżące spojrzenie, prychnęła i o mało nie zepsuła nam
nastroju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz