Śniło mi się, że szłam
jakimś ciemnym zaułkiem w bezgwiezdną noc. Panowała tam cisza i
niepokojąca atmosfera, a we mnie coraz bardziej narastała determinacja
żeby kogoś odnaleźć. Kogo i dlaczego, nie miałam pojęcia, chociaż po
podświadomości błąkało mi się wrażenie, że raczej nie znajdę tego kogoś w
takim miejscu jak to.
Słysząc czyjeś kroki zza rogu, przystanęłam, przybierając pozę obronną. A
może bojową? Też coś, z kim miałabym się tutaj bić? Zresztą kiedy ja
się ostatnio biłam, tak na pięści? W którym życiu?
Tamta druga osoba też się zatrzymała i wyglądało na to, że każde z nas
czeka aż to drugie się pokaże. W końcu straciłam cierpliwość, wypadłam
zza rogu... I omal się nie zderzyłyśmy.
Moim oczom ukazała się smukła sylwetka wciśnięta w lawendowy kombinezon,
skrajnie inna od swojej prawdziwej postaci. Tylko radosny uśmiech,
który zastąpił chłodny wyraz jej twarzy, był przyjemnie swojski.
- Miya-chan! - zawołała Agentka Yori Yumeno. - To ty się tu tak czaisz i nic nie mówisz?
- No, chyba ja - roześmiałam się. - Jesteś tu naprawdę czy tylko mi się śnisz?
- Też pytanie. Śnię ci się, tak to trudno zauważyć?
- Oj, wiesz co mam na myśli. Czy jesteś projekcją mojej podświadomości, czy własnej świadomości?
- To drugie, choć nie spodziewałam się, że zawędruję do twojego snu - uścisnęła mnie spontanicznie. - Kopę lat!
Faktycznie, nie widziałyśmy się, od kiedy pomogła mi wyciągnąć z pewnego
snu Symbol Aeirana i samego Aeirana przy okazji. Trochę szkoda, bo jeśli
miałabym nawiązać bliższą znajomość z kimś z Agencji, to chyba właśnie z
nią.
- Coś się stało? - zapytałam, bo Yori zaczęła mi się dziwnie przyglądać.
- Nic... nic - zakaszlała parę razy, a ja zaczęłam się zastanawiać co
właściwie na sobie mam. W żadnym swoim śnie nie wiedziałam jak
wyglądam...
Ona tymczasem powoli zaczynała się rządzić w moim śnie. Ale nie miałam
jej tego za złe, bo 'rządzenie się' polegało w tym wypadku na zmianie
lokalizacji na przytulniejszą i wywołaniu projekcji czarek z herbatą. W
jednej chwili miałyśmy na sobie urocze kimona i delektowałyśmy się
zieloną. Smakowała jak prawdziwa.
- Zazdoszczę ci, że potrafisz kontrolować otoczenie i swój wygląd - westchnęłam z głębi serca. - I nie tylko swój, jak widzę.
- Zawsze możesz zostać zawodową Śniącą i się nauczyć - zachichotała Yori. - Albo zawodowym koszmarem.
- Chyba podziękuję. Po tamtym jednym razie przez pół dnia chodziłam ledwo przytomna, za więcej już dziękuję...
- No to powinnaś rozumieć dlaczego wiecznie chodzę po Agencji w piżamie - roześmiała się.
- A gdzie tym razem masz zamiar powędrować? - zainteresowało mnie.
- W zasadzie nie wiem czy gdzieś mnie jeszcze nie było - wzięła kolejny łyk herbaty.
- A w miejscu nazywanym Shiroaki?
- A, chyba nie - zmarszczyła lekko brwi. - To chyba w innej domenie?
- Owszem - kiwnęłam głową. - Z tego co wiem, na zachód od Zachodu, czyli już w Srebrnej.
- Czyżbyś chciała się wybrać, a nie wiesz, czy warto?
- Zastanawiam się - przyznałam. - Ale są dwa powody, dla których siedzę w
domu. Pierwszym są zmiany w przestrzeni... Kto wie gdzie by mnie
rzuciło?
- Rzeczywiście... Hail Havoc, tak? - zmartwiła się Yori - Ale to nic,
zaczyna mu się już nudzić, niedługo powinien opuścić Domenę
Promienistych.
- I całe szczęście - odetchnęłam z ulgą. - A drugi powód jest taki, że
trochę się boję mieszać w coś, co może się tam rozegrać... Mam wrażenie,
że wdarłabym się tam na siłę.
- Hm, hm. Mogłabym znaleźć to miejsce we śnie i się tam wybrać, co ty na to?
- Daj spokój, nie chcę cię tak perfidnie wykorzystywać.
- To zabrzmiało jakbyś mnie podpuścić chciała!
- A skąd! - żachnęłam się. - Już i tak mam u ciebie dług wdzięczności.
- O tym jeszcze pogadamy, jeśli zechcesz - mrugnęła do mnie. - Ale skoro
trafiło się miejsce, o którym jeszcze nie słyszałam, mam ochotę je
odwiedzić. Chcesz żebym sprawdziła dla ciebie coś konkretnego?
- Jest coś - pogrzebałam w pamięci. - Klan Zaćmienia Słońca... I niejaka Hikari Kusanagi.
Z zaskoczeniem patrzyłam jak wyraz twarzy Yori diametralnie się zmienia.
- K... Kusanagi? - wyjąkała. - Hikari-chan?
Spojrzałam na nią pytająco.
- Taka? - poderwała się i stworzyła projekcję ładnej dziewczyny,
wyglądającej na około 18 lat. Nosiła szkolny mundurek, miała długie
ciemne włosy związane w koński ogon i bardzo sympatyczny uśmiech.
- Nie wiem - pokręciłam głową. - Wiem tylko że istnieje... I że być może
powinnam się z nią zobaczyć. Czy ty ją znasz, Yori-chan?
- Z osobą, którą znałam - odpowiedziała głucho - straciłam kontakt
prawie trzy lata temu. Przez ten czas nie wiedziałam, gdzie jest ani co
się z nią dzieje...
Urwała, a na jej twarzy ciągle odbijał się szok.
- Przyśnię ci się jutro, dobrze? - odezwała się ponownie. - Wtedy... pogadamy.
Wyskoczyła z mojego snu tak gwałtownie, że aż sama się obudziłam.
- Mogę tu trochę posiedzieć? - Vaneshka zajrzała nieśmiało do herbaciarni.
- No pewnie, zawsze jesteś mile widziana - uśmiechnęłam się. - Akurat intuicja mi szepnęła, że powinnam jaśminowej zaparzyć.
- O, w takim razie się skuszę - usiadła przy stoliku i natychmiast
podleciał do niej Tenari, wyraźnie zadowolony z odwiedzin tej
najłagodniejszej z jego dobrych wróżek.
- Może ty go uspokoisz - mruknęłam. - Ostatnio lubuje się w opowieściach pełnych akcji i grozy, i szaleje jeszcze bardziej.
- Chętnie. Tym bardziej, że nie wrócę do Marzenia przez co najmniej pół dnia.
- Coś się stało?
- Owszem - westchnęła pieśniarka. - Leo sprząta.
Wytrzeszczyłam oczy do granic możliwości.
- Oznajmił, że pora na wiosenne porządki - wyjaśniła. - I dosłownie
wygonił mnie z domu, żebym mu się nie plątała gdzie nie trzeba... Chyba
chce mi się odwdzięczyć - dodała, widząc, że zaczynam chichotać - Aż mi
głupio trochę...
- Pozwól mu. Będzie miał satysfakcję, a ty porządek.
- W zasadzie... - Vaneshka umilkła na chwilę, jakby bała się odezwać.
Ożywiła się dopiero gdy Tenari zaczął ją łaskotać. Może chciała zapytać o
Aeirana?
- A propos wiosny, jak się chowa twoje drzewko? - zapytałam, gdy oboje już mieli dość.
- Listki się zaczynają na nim pokazywać! - zawołała z radością. - Jest takie śliczne, że chciałoby się na nie patrzeć bez końca!
- Ma dobrą opiekę - zauważyłam. - I jeszcze wysłuchało takiej ślicznej
pieśni... Nie ma innego wyjścia, jak tylko wyrosnąć na wspaniałe drzewo.
Zarumieniona spuściła oczy.
- A wiesz - odezwałam się po chwili. - Jakoś do tej pory nic nie zaśpiewałaś dla mnie.
Nie odpowiedziała, unikając mojego wzroku.
- Nie zrozum mnie źle, nie zamierzam cię nakłaniać - powiedziałam
szybko. - Po prostu ciekawa jestem, jak byś zaśpiewała o kimś z taką
rozchwianą osobowością jak moja.
- Przyjdzie na to czas - odrzekła, uśmiechając się lekko. - Teraz trochę mi przeszkadza nadprogramowy akompaniament.
- Że co? - nie zrozumiałam, ale po chwili uświadomiłam sobie, że ten
dziwny dźwięk, jaki od pewnego czasu natrętnie rozbrzmiewał, to nie
tylko mi w uszach.
- Co to za wariacki gwizd? - wyjąkałam.
- Pewnie czajnika - odrzekła ze spokojem Vaneshka. - Wspominałaś coś o parzeniu jaśminowej, prawda?
I tym sposobem odśpiewanie pieśni zostało odłożone na czas nieokreślony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz