Wróciliśmy wczoraj… I natychmiast wyskoczyliśmy do DeNaNi, na łono
natury. Rozgwieżdżone noce są najpiękniejsze, to prawda, ale jednak
błękitne, słoneczne niebo stanowi miłą odmianę. Wybraliśmy się do
Lee’Lath, do tych uroczych, teggickich lasów, które wyglądają jak
marzenie każdego dziecka – zakamarków, w których może kryć się wszystko,
tajemnych przejść między chaszczami i świetnych drzew do włażenia. W
dziupli jednego z nich Tenari znalazł pojemnik z sokiem i worek
cukierków, ale udało mi się wyperswadować mu ich zjedzenie. Najpewniej
ktoś też uznał, że to świetne miejsce do zabawy i zostawił tam prowiant
na później…
Nawdychawszy się świeżego powietrza przenieśliśmy się do Tarahieny, z
nadzieją, że zobaczymy Galę Niezwykłych Myśli, ale niestety – zjazd
wynalazców, artystów i innych zwariowanych indywiduów z jakiegoś powodu
został przesunięty na lipiec. Na lipiec! Komu będzie się chciało myśleć w
takim upale? No cóż, trudno. Wróciliśmy do domu późnym wieczorem –
znowu tylko na chwilę, bo zachciało się nam pójść potańczyć we dwoje, a
Tenari grzecznie położył się spać. Wprost niewiarygodne, jakie to
dziecko jest bezproblemowe; przypuszczam, że każda inna matka uznałaby
to za podejrzane. Pamiętam, jakie zamieszanie robił, kiedy był młodszy –
z dziwnymi porami chodzenia spać, chwytaniem wszystkiego, co popadło,
no i z początku trudno było wymyślić, jak toto wychowywać… Jednak od
kiedy nauczył się telepatii, zaczął najpierw zadawać pytania, a dopiero
potem pchać się do czegoś z łapami, co mocno ułatwiło sprawę. I może to
dziwne, ale to przechowywanie go u rozmaitych ciotek wydaje się… Dobrze
na niego wpływać, naprawdę.
Dopiero dzisiaj rozejrzałam się porządnie po mieszkaniu i herbaciarni, i
doszłam do wniosku, że należałoby trochę posprzątać. Wezwałam więc
Chmurkę i Obłoczka, które co prawda najpierw robią większy bałagan, a
dopiero potem wszystko sprzątają, ale ja też tak robię, nie ma co
ukrywać.
- Co widzisz? – Aeiran usiadł obok mnie na kanapie, kiedy
przyglądałam się miniaturce światów. Nieopodal Tenari przeglądał
zawartość Szafy, a w mieszkaniu trwał tajfun, zwany dla niepoznaki
„sprzątaniem”.
- Chyba powinnam przestać się zastanawiać nad zmianami w światach, jak
radziła Renê – westchnęłam. – Tylko kręci mi się w głowie, kiedy próbuję
rozróżnić, co było już wcześniej, a co przyszło dopiero niedawno.
Podałam mu puzderko, a sama sięgnęłam po herbatę, którą zaparzyła nam Chmurka. Była przeraźliwie mocna.
- Zerknij na górę, na Północ – powiedziałam niby to obojętnie.
- Na tę czarną plamę na samej granicy? – od razu zauważył. – Co to jest?
- To Wędrująca Ciemność – powiedziałam powoli. – Alternatywna, o zupełnie
innych dziejach niż twoja. Miałam nadzieję, że tu nie dotrze.
- Nie potrafię wyobrazić sobie i n n e j Ciemności – pokręcił głową i
zamknął puzderko. – Jeśli zamierzałaś mnie ostrzec, żebym się tam nie
zbliżał, nie musisz się trudzić.
Parsknęłam śmiechem, w którym było trochę ulgi i trochę histerii, i
przez to zakrztusiłam się herbatą. Tymczasem Ten-chan dorwał jakieś
ocieplane pudełeczko, z którego wyciągnął naszyjnik z wielkim czerwonym
motylem. Złapawszy go za tasiemkę, zaczął przyglądać mu się ciekawie, a
po chwili wołać do nas mentalnie, że ta rzecz macha skrzydłami… Zanim
podeszłam, dmuchnął na tego motyla – i nastąpiło zwarcie.
To było trochę jakby w herbaciarnię uderzył piorun, rozszedł się po
ścianach i kablach – na szczęście nielicznych – a potem równie szybko
wrócił do chmury… Znaczy, do naszyjnika. Tenari siedział w oszołomieniu,
z włosami jeszcze bardziej sterczącymi, ale raczej nic mu się nie
stało. Za to wszystkie lampy przestały nadawać się do użytku, podobnie
jak moja nieszczęsna wieża i zapewne sprzęt kuchenny, ale to będę
musiała jeszcze sprawdzić. Dopiero po sprzątnięciu mieszkania moja
obsługa ma zamiar poszaleć w kuchni, więc nie ma co tam na razie
wchodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz