Mam wrażenie, że zostawienie
tamtej pułapki w podłodze bez odgrodzenia było metodą selekcji członków
ekipy - kto zapamięta, gdzie ona jest, zasługuje na dalsze poznawanie
starożytnych sekretów pospołu z szefową, a kto nie, ten...
W każdym razie szybko wyjaśniła się tajemnica niesławnej zachodniej
komnaty. Otóż zawierała ona całą masę skrytek, a każda skrytka była
zabezpieczona czymś paskudnym. Ponieważ odkrycie tego zdążyło już zepsuć
pewną część ekipy, Aislinn uprzejmie poprosiła Ellila, żeby zajął się
odbezpieczaniem na odległość... Po prostu zostawiła go samego w
komnacie, z której po chwili zaczęły dochodzić huki i trzaski. Nie wiem,
co bóg wiatru tam napotkał, ale w następnej chwili wypadł stamtąd i
oznajmił, że wiele w swojej egzystencji doświadczył, ale na coś tak
ohydnego mogli wpaść tylko ludzie.
Aislinn nie dała za wygraną i następnego dnia zapędziła go tam jeszcze
raz. Po wszystkim - a trochę czasu zleciało - reszta ekipy wysprzątała
tam, z równie zdegustowanymi minami jak nasz królik doświadczalny, i
mogliśmy się wreszcie zająć tym, co najważniejsze. Odkrywaniem wiedzy. W
skrytkach znajdowała się masa zwojów z filozoficznymi i naukowymi
zapiskami, jakie zostawił po sobie starożytny mędrzec. Nie mogłam się
nadziwić, ile ich było. Ten człowiek musiał mieć niezwyke pojemny umysł i
podziwu godną podzielność uwagi... I oczywiście gromadkę skrybów do
dyspozycji.
- Lepiej nie dotykaj, światło może je zniszczyć - ostrzegł Ellil, nie kryjąc złośliwego uśmieszku.
- Gdybym niszczyła antyki samym dotknięciem, nigdy nie zostałabym
archeologiem - odcięła się Aislinn, rozsiadłszy się na podłodze wielkiej
przyczepy campingowej, którą zajmowała w pojedynkę, dopóki się nie
pojawiliśmy. Pergaminy walały się wokół niej byle jak i nie mogłam
pozbyć się obawy, że właśnie my będziemy je potem segregować.
- Dlaczego pochowano faceta z całą jego wiedzą? - trudno mi było zrozumieć. - Nie zostawiono nic dla potomności?
- Ależ zostawiono - pokręciła głową. - Ale kopie, niejednokrotnie
przepisane niedokładnie. To wszystko tutaj, to oryginały. Bezcenne.
- W takim razie dlaczego wcześniej ich nie odkryto? Ten grobowiec... Jak by to ująć? Nie jest trudny do odnalezienia.
Bogini podniosła wzrok znad jednego z pergaminów i poprawiła okulary.
- Wcześniej był strzeżony - uśmiechnęła się jakoś niewesoło, nieludzko. - Ale w końcu przestał.
Później odcięłam się od świata - przynajmniej mentalnie - dając się
ponieść rozmaitym emocjom, tłumionym o wiele za długo i nawet Aislinn
nie zdołała mnie przywołać do porządku, dopóki siedziałam z nosem w
zeszycie i pisałam miniaturki o miłości. Pięć mi wyszło, ale mogłabym
tak dłużej i więcej. Bo tak. Powstrzymałam się jednak w porę. Również bo
tak.
Widać więc, że wszyscy byliśmy bardzo zajęci, prawda? Dlatego dopiero
wczoraj znaleźliśmy trochę czasu by usiąść we trójkę i pokonspirować.
Zwłaszcza, że wcześniej Aislinn ofukiwała nas przy każdej próbie
podjęcia Poważnej Rozmowy, mówiąc, że wieszczb o końcu świata już się
ostatnio nasłuchała, a nawet jeśli, to świat może poczekać, aż ona
skończy eksplorować.
Dowiedziałam się od niej, że istoty nadprzyrodzone, które nie pogrążyły
się we wiecznym śnie ani nie postradały zmysłów (za bardzo), zdają sobie
sprawę, że coś ze światem jest nie tak. Nie mają tylko pewności, co i
dlaczego. To fakt, jeśli mamy jakiegoś konkretnego przeciwnika, to
dobrze się przed nami kryje.
- Czy my też kwalifikujemy się do kategorii "magia"? - zapytała bogini,
przyglądając się z ciekawością amuletowi, który trzymałam w dłoni. - Czy
to na pewno zrobiłoby nam krzywdę?
- Shyam w tym siedział - przypomniał Ellil. - Poza tym przecież nie
chcemy stracić kolejnej osoby z mocą. Im mniej nas, tym szybszy koniec.
- A to dopiero - skrzywiła się. - Czy świat nie może istnieć bez magii?
- Zawsze jest jakaś magia - powiedziałam. - W każdym świecie, choć czasem
jest jej niewiele albo ludzie nie potrafią jej sobie przyswoić. Ale
jest, inaczej nikt by nie wpadł na taką możliwość. Nie byłoby baśni.
- No dobrze - poddała się, ale zaraz wyciągnęła rękę do amuletu. - To ile
nam jeszcze zostało czasu? Zdążę zakończyć badanie grobowca i wrzucić
ten wisiorek pod lupę?
- Parę lat, ale wstrzymaj się! - Ellil odciągnął ją z przesadną
desperacją. - Aż tak się solidaryzujesz z Shyamem, że aż chcesz podzielić
jego niedolę?
- Nic z tych rzeczy, ale jestem ciekawa - wyrwała mu się. - Zwłaszcza
tego, czy jestem jeszcze aż tak potrzebna do funkcjonowania świata.
- W jakim sensie? - zapytałam ostrożnie. Zdaje się, że rozbudzanie ciekawości tej pani to niebezpieczne zajęcie.
- No, na przykład czy słońce by wzeszło, gdybym została zapieczętowana.
- Nie. Zwykła kula płonących gazów rozjaśniłaby świat - przytoczyłam
słowa z jednej z tych opowieści, które nie ja napisałam, wskutek czego
mam kompleksy.
- Chyba rozumiem, co masz na myśli - zadumał się Ellil. - Ale czy tak już
nie jest? Ludzie o nas zapomnieli. A ja nie mam zamiaru rezygnować z
planów wyrwania się stąd.
- Och, nie narzekaj - Aislinn powróciła do swojego zwykłego tonu. - Jeszcze się nie wyrwałeś, więc nadal możesz mi trochę pomóc.
- Z czym, z segregowaniem tych papierzysk?! - chyba trochę się załamał. - Nic cię nie obeszło to, co tu usłyszałaś?!
- A nie zauważyłeś, że obeszło? - odparowała spokojnie. - Skoro jednak mamy jeszcze parę lat, to dlaczego czekać bezproduktywnie?
Bezproduktywnie to raczej podchodzimy do znalezienia naszego
uciekiniera. Bo przydałoby się go znaleźć, żeby nam zdradził coś więcej
na temat swojego uwięzienia w amulecie. Nie porzuciliśmy nadziei, że to
jakiś trop, choć naszyjnik teraz wydaje się zupełnie nieszkodliwy. Ani
ja nic od niego nie wyczuwam, ani, jak mi się wydaje, nie zrobiłby już
krzywdy tej dwójce bogów. Ale i tak lepiej uważać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz