Coś mi umyka. Coś mi umyka,
coś mi umyka, coś mi umyka, cośmiumyka. Coś. Mi. Umyka. Ale nieważne.
Jest na tyle ciekawie, bym dała radę wziąć się w garść, choć może zbyt
ciekawie na uwiecznienie w moich niepozbieranych myślach.
Ustaliliśmy w końcu, że spotkamy się w połowie drogi i tak też się
stało. Teraz jesteśmy sobie w miłym miejscu, do którego nawet dotarła
zima, przez co Shyam chodzi ze skwaszoną miną i narzeka na to białe
dokoła. Z kolei Aislinn chodzi skwaszona, ponieważ musiała -
przynajmniej na parę dni - opuścić wykopaliska, a kto wie, co się tam
może stać podczas jej nieobecności... Z drugiej strony, jak mi
wyjaśniła, gdyby tam została, kto by pilnował tego wariata?
Rzeczony wariat dał nam do zrozumienia, że robi nam wielką łaskę,
dotrzymując nam towarzystwa; kiedy zaś dotarliśmy do wyznaczonego
miejsca, w którym czekał na nas "Pędziwiatr" z trójką pasażerów, o mało
nie poświęcił swej starannie wypracowanej samokontroli na ponowne
ścięcie się z Xaiem (jakby mu nie starczył jeden najgorszy wróg).
Ogólnie było śmiesznie, bo każde z bóstw chciało, bym dalszą drogę
jechała właśnie z nim. Ellil, bo miał serdecznie dość robienia za
szofera dla "tych państwa", a Aislinn, bo ktoś powinien pilnować żeby
demon nie zwiał, kiedy ona prowadzi. Sugestię, żeby wsadzić go do
bagażnika, niestety zlekceważyła, ale i tak w końcu kontynuowałam jazdę z
nią. Po prostu dlatego, że prowadzi bezpieczniej niż Ellil, a to ma
pewne plusy, gdy droga jest pokryta lodem.
- Po raz ostatni ci tłumaczę, że nie zawracałbym sobie głowy takim
badziewiem jak przerabianie jakichś twoich wirusów - powiedział
kategorycznym tonem Xai, wcale nie przekonując tym Ellila.
To właśnie on był zdolny znaleźć nam pensjonat, który stał pod ciemnym i
groźnym lasem, a którego właścicielka o nic nie pytała. Choć otoczenie
(kolorowy pokój z kominkiem) sprzyjało raczej zabawie kolejką przy
choince, demon siedział w eleganckim garniturze i to go podsumowywało
najlepiej. Poza tym miał szare oczy, a włosy mieniły się srebrzyście,
podobnie jak u boga wiatru, choć kolorem wpadały raczej w róż (może tylko w tym świetle, ale widok był uroczy). I były
dłuższe.
- Dlaczego niby miałbym ci wierzyć? - Ellil nie dawał za wygraną.
- A myślisz, że to mi się kalkuluje? - Xai uśmiechnął się trochę
zaczepnie, a trochę z wyższością. - Ja psuję twoją robotę, a ty ją
naprawiasz? To by znaczyło, że pomagam ci zarobić - nie uważasz tego za
niedorzeczne?
Ellil zamarł z otwartymi ustami i po chwili machnął ręką z rezygnacją, a
ja zaczęłam rozumieć, dlaczego określał towarzysza J mianem "śliskiego
typa". Dziwne, łatwiej mi było zrozumieć po czymś takim niż po awanturze
jaką urządził Xaiowi (i tym razem nie mogącemu powstrzymać się od
śmiechu) rozgniewany Shyam. Po którego stronie, nota bene, powinnam była
stanąć. Jakoś wszyscy oczekiwali, że stanę. Tymczasem ja miałam wtedy
niezły ubaw i teraz też.
A przy okazji, pytałam J, jak to się stało, że jest w to wszystko
zaangażowany. Odpowiedziała, że miała u niego większe kieszonkowe niż u
tego drugiego "starszego braciszka" i że gromadziła dane na jego
komputerze, więc nie miał wyboru. Osobiście zaś odniosłam wrażenie, że
sam aż się palił do wniesienia jakiegoś wkładu w nasze działania.
Głównie dlatego, że twierdził dokładnie odwrotnie - cały czas
uśmiechając się tak jak już wspominałam.
Swoją drogą, Shyam chyba uczynił kolejny kroczek na długiej drodze
przystosowywania się do współczesności. Nie żeby przestał unikać
światła, ale po rozmaitych aluzjach odnośnie ubierania się jak co trzeci
zbuntowany przeciw światu nastolatek, doszedł do wniosku, że on tak nie
chce. Ku mojemu zdziwieniu, misji znalezienia mu nowego stylu podjął
się Ellil - czyżby faktycznie stanął po jego stronie przeciw Xaiowi?
Zniknął jakoś przed godziną i pewnie nie wróci, póki tego stylu nie
znajdzie. Przypomniałam mu kilka razy, że nic różowego i odblaskowego,
do licha, ale nie wiem jak bardzo go to obejdzie.
Tak, oczywiście, że wyżej stawiam pisanie o tym jak przedszkole się
kłóci od relacjonowania burzy mózgów i porównywania teorii. Po pierwsze,
dlatego, że burza mózgów jak dotąd trwała krótko i z przerwami. Po
drugie zaś, ponieważ nawet tyle wystarczyło, by zaczęła mnie boleć
głowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz