- Idziesz, idziesz - przekonywał mnie Ellil. - Zobacz, nawet się słońce przedarło przez te chmury.
- Słońce też jest złe - orzekłam kategorycznym tonem.
- No to co jest według ciebie dobre?!
- Gwiazdy - mruknęłam, starając się skoncentrować na treści książki. Litery tańczyły mi przed oczami.
- Słuchaj - mój towarzysz tracił cierpliwość, a mnie by to nawet bawiło,
gdyby nie huśtawka nastrojów. - Co ci się stało, że zachowujesz się jak
rozpuszczony dzieciak? Do naszego przyjazdu tutaj byłaś całkiem... Bo ja
wiem, jak starsza siostra?
- Udawałam.
- No chodź, tam rozkopują grobowiec starożytnego mędrca - kusił. -
Poważano go bardziej niż władcę, dlatego zazdrosny władca kazał go
usunąć. Za co z kolei go obalono.
- I to aż takie interesujące? - może nie połknęłam przynęty, ale
powiedzmy, że zaczęłam wodzić za nią wzrokiem. - Czy w tym regionie
wkładało się zmarłym do grobów rzeczy osobiste?
- Tego pochowano z jego wiedzą - Ellil mrugnął i pociągnął mnie do wyjścia. - Koniec marudzenia, idziemy.
Mam takie szczęście, że kiedy tylko trafiam do jakichś wykopalisk, one
zawsze są w górach. Moja przyjaciółka Pai Pai, zanim wylądowała w
okolicach Alkhai Golt, uczestniczyła w badaniu wioski wybudowanej w
skałach, dla odmiany na pustyni. Jeszcze wcześniej, podczas jednej z, że
tak powiem, wycieczek edukacyjnych z Vylette, odwiedziłam mroźną,
naprawdę mroźną północ pewnego świata z - uwaga - północy Domeny
Promienistych, gdzie widziałyśmy wydobywanie skarbów z lodowca. Tym
razem zaś... Cóż, ani za zimno, ani za gorąco, za to straszliwie pusto,
jeśli nie liczyć tego jednego miasteczka. Czy wszystkie ważne persony
tej krainy są chowane na takich odludziach?
Jakimś cudem wjechaliśmy samochodem do upragnionej dolinki. Ścieżka była
wyboista i wąziutka - z b y t wąziutka - ale Ellil wyraźnie ma pewne
aspekty rzeczywistości za nic, zupełnie jakby był bóstwem ziemi, a nie
wiatru.
Byłam trochę zdziwiona, kiedy zobaczyłam teren prac archeologicznych.
Nie dlatego, że faktycznie wyglądał na miejsce wiecznego spoczynku
jakiegoś króla - ogromny, wykuty w skale grobowiec był imponująco
zdobiony już od wejścia (a nawet wcześniej, po obu stronach drogi, która
do niego prowadziła, stały rzędy posągów) i wręcz krzyczał swoim
wyglądem o zwrócenie na niego uwagi... Oparł się czasowi jak mało co - i
właśnie w tym rzecz. Co tu było do wykopywania?
Wyraźnie jednak coś było, skoro tylu ludzi się tu uwijało.
- Prześlizniesz się pomiędzy tymi ogrodzeniami tak jak pomiędzy skałami?
- zapytałam Ellila, obejmując wzrokiem pilnie strzeżony obszar.
- Rozumiem aluzję - prychnął. - Że niby ja mam szukać Aislinn, a ty tu sobie będziesz stać? Nic z tego.
Puścił moją rękę dopiero gdy przemknęliśmy do wnętrza grobowca. I
poszedł szukać, a ja mogłam tylko tam sobie stać, żeby się przypadkiem
nie zgubić.
- Nie stawaj tam!! - dobiegł mnie zdenerwowany głos. Było to po czasie
oczekiwania, który wydał mi się nieskończenie długi. Na tyle długi, że
przestałam się bać, że się zgubię, i zaczęłam wędrować. Właśnie miałam
zamiar obejrzeć sobie z bliska scenkę wyrzeźbioną w ścianie - klęczącego
człowieka, nad którym latały jakieś... Duchy? Oświecenie?
Zamarłam z jedną nogą w powietrzu i obejrzałam się na jasnowłosą kobietę, która szybkim krokiem szła w moją stronę.
- Czy ja nie mówiłam? Czy ja nie mówiłam?! - może i nie podniosła
krzyku, ale jej głos był donośny i chyba nawykły do strofowania innych. -
Wszystkim mówiłam, że w tym miejscu jest najbardziej zmyślna pułapka w
dziejach, a co to za beztroska?!
Spuściłam wzrok. Kawałek podłogi, na którym omal nie stanęłam, nie różnił się niczym od żadnego innego kawałka.
- Jak rozpoznać, że to akurat to miejsce? - zapytałam niepewnie,
odsuwając się na bezpieczną odległość. - Dlaczego nie jest zabezpieczone?
- Jesteś tu nowa, czy jak? Nikt jakoś dotąd nie pytał, wszyscy
wykonywali - blondynka spojrzała na mnie krytycznie. Niewysoka, w
okrągłych okularkach, wyglądała na kogoś, kto czytał o wszystkich
starożytnych grobowcach świata, po czym je osobiście zwiedził i świetnie
się w nich orientuje. Ale żeby aż tak?!
- No, już - przerwała mój potok milczenia. - Nie stój jak kołek, tylko
jazda do zachodniej komnaty. Tam roboty jeszcze wiele, a ludzi zawsze
jakoś za mało.
- Czekaj, czekaj! - już biegł ku nam Ellil, zaskakująco wystraszony. - Nie rozdzielaj mnie z koleżanką tak od razu!
- Nikt tu nie mówi o żadnym rozdzielaniu - ucięła kobieta, która
najwyraźniej była samą Aislinn, boginią słońca. - Ty też się przydasz w
zachodniej komnacie, bardziej niż myślisz.
- Czy ja wyglądam na hienę cmentarną?!
- Tak - oświadczyła kategorycznym tonem.
- Dzięki za te wyrazy uznania, ale grzebanie w skamielinach jeszcze nie zaczęło mnie pociągać.
- No to po co tu jesteś? Bo chyba nie dlatego, że się stęskniłeś... -
zdziwiła się jasnowłosa, ale zamilkła nagle i rozejrzała się wkoło. Było
podejrzanie pusto i cicho - czy bliskość tajemniczej zachodniej komnaty
odstraszała ekipę, czy taka szefowa? - więc popatrzyła na mnie, a
potem, pytająco, na Ellila.
- Twoja wyznawczyni, czy jak?
- Czy ja wyglądam na obiekt złowieszczych kul... - urwał, pewnie
przypominając sobie, co w ostatnich dniach rozumieliśmy pod pojęciem
złowieszczych kultów. - Nie, po prostu aktualnie razem pracujemy. W
każdym razie wtajemniczona - demon.
- A to ciekawe... - Aislinn znów przeniosła wzrok na mnie, a potrafiła
robić to bardzo szybko i niespodziewanie, zbijając z tropu. - W czym się
specjalizujesz?
- W ponurych typach w czerni, których domeną jest mrok - bąknęłam, uciekając przed jej piorunującym wzrokiem.
- Co?! - powstrzymała się od złapania się za głowę, za to odwróciła się
na pięcie i zaczęła strofować Ellila: - Sprowadziłeś na moją głowę
demona trzymającego z Shyamem?! Na przeszpiegi może?!
- W życiu nie słyszałem, żeby Shyam z kimkolwiek trzymał - prychnął mój towarzysz. - A co, już był?
- A powinien? - zdziwiła się Aislinn. - Nie widziałam go od paru spokojnych wieków. Niemal za spokojnych.
- To dlatego, że przez te wieki siedział w zaklętym amulecie - Ellil
wyszczerzył zęby, ubawiony. - To nie ty go tam zapieczętowałaś?
- W amulecie - tym razem już złapała się za głowę i wzniosła oczy ku
niebu. - O bogo... Ech, co za dureń daje się uwięzić w amulecie? Wyżej go
ceniłam, też coś!
- Cóż, jemu się wydaje, że jednak ty. I teraz cię szuka.
- A wy szukacie jego - domyśliła się bogini i tym razem zmierzyła
wzrokiem nas oboje (w tym momencie doznałam wyjątkowego zaszczytu
wyniesienia do poziomu równego z bogiem wiatru; doprawdy, spojrzenie
pani słońca wielkim jest zaszczytem!). - I dlatego mi przeszkadzacie.
- Nie tylko jego szukamy - sprostowałam. - Każda istota nadprzyrodzona może pomóc i właśnie ciebie... nam polecono.
- Polecono, hm? - popatrzyła na mnie z ukosa. - Będziecie mogli mi
przeszkadzać dopiero kiedy uporam się z tą przeklętą zachodnią komnatą, a
przy tym tempie prac może to zająć następne parę wieków.
- Skoro tak, to co ci szkodzi poświęcenie nam jednej krótkiej chwilki? - wtrącił Ellil.
- Wiem, że ty wszystkiemu poświęcasz tylko krótkie chwilki -
nieoczekiwanie chwyciła go za rękaw. - Więc pewnie chwilkę zajmie ci
udzielenie mi pomocy przy tym bałaganie i wtedy wszyscy będziemy
szczęśliwi.
- I wtedy ty nam pomożesz? - upewniłam się, zanim sama zostałam złapana w ten sam sposób.
- Tak, tak, cokolwiek, byle szybko i łatwo - odpowiedziała Aislinn
enigmatycznie. - Im bliżej zimy, tym moja moc jest bardziej przytłumiona,
a nie wiem, jak długo ta nieszczęśnica będzie się jeszcze pałętać bez
snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz