Ponieważ Pai Pai jednak nie
planowała wyprawiać urodzin, wybrałam się tylko nabyć jej jakiś prezent -
padło na książkę o rzadkich ziołach. Przedtem zaś wysłałam depeszę do
Yori, z prośbą, by mi się jak najszybciej przyśniła. Przyznam, że czułam
się trochę jak bohaterka jakiejś opowieści szpiegowskiej, niepokojąc
się czy wiadomość przypadkiem nie przejdzie przez ręce wszystkich
Agentów po kolei, ale też nic strasznego z niej nie wynikało...
- Słuchaj, potrzebny mi jeden facet - walnęłam od razu z grubej rury.
Zamierzałam zacząć od zupełnie czego innego, ale byłam zbyt rozstrojona
żeby rozsądnie myśleć. Sen miałam dziwny, a potem Yori przeciągnęła mnie
dość gwałtownie do własnego.
- A co, brak ci? - zdziwiła się.
- Oj... Czekaj, niech pozbieram myśli - potrząsnęłam głową. - Chcę się o
kimś dowiedzieć czegoś więcej poza nazwiskiem. A ty podejrzanie często
znasz te osoby, o które mi chodzi...
- A, chyba, że tak - zrozumiała. - Ale czekaj, ja ci jeszcze wiszę jeden
obiekt zainteresowania i to ho-ho, od kiedy... Już ci niepotrzebny?
- No tak... Dawno znikł mi z oczu - przypomniałam sobie, o kim mówi. - Ale jeśli się znów pojawi, upomnę się.
- Nie wątpię. A ten nowy obiekt to kto?
- Podobno jest naukowcem, czy kimś takim - westchnęłam. - I nazywa się Zenigata.
Yori spojrzała na mnie zupełnie pustym wzrokiem, przekrzywiając lekko głowę. Przyznam, że nie spodziewałam się takiej reakcji.
- Och. Jasne. Zenigata. I może Reiji do tego?
- Imienia nie znam, ale możliwe.
- To zapomnij - fuknęła i okręciła się na pięcie.
- Czekaj, faktycznie go znasz?! - doskoczyłam do niej natychmiast, ale odwróciła głowę.
- Mieliśmy z nim do czynienia - przyznała niechętnie. - Z nim i tą
drugą, Mizuhaną, ale ona wtedy prawie umarła - dodała ciszej. - Potem się
zastanawiał, do czego jej użyć.
- W jakim sensie? - nie zrozumiałam... Albo nie chciałam zrozumieć. Nagle zrobiło mi się zimno.
- Mówiłam, zapomnij - ucięła. - Jak chcesz się zaznajamiać z wariatami z
Van Hoenu, eksperymentującymi na ludziach, to zaznajamiaj się sama.
- Dzięki, ale akurat na bliższą znajomość nie reflektuję - mruknęłam. A
bałam się, że będę musiała zaczynać poszukiwania od Saedd Ménn... O ile
się w nie w końcu włączę, oczywiście. - Już o nic nie pytam.
- No i dobrze. Chodź, napijemy się herbaty - zaproponowała Yori, której
momentalnie poprawił się nastrój. Zmaterializowała nam nową scenerię,
która tym razem nie była w orientalnym stylu. Zasiadłyśmy przy stoliku, w
sali, która była słabo oświetlona, ale przysięgłabym, że miała czerwone
ściany albo przynajmniej bordowe. Sama Śniąca zaś była ubrana w "małą
czarną".
- Coś ci się stało? - zapytałam słabo.
- Nic a nic - odpowiedziała spokojnie i wyśniła nam po filiżance Irish Cream.
- Pogadajmy więc o czymś ciekawszym, skoro już zajmuję ci czas -
zaproponowałam. - Widziałaś się z Vanny w sprawie wyciągania jednego
delikwenta z koszmaru?
- Tak, w tej sprawie też - potwierdziła enigmatycznie. - Zajrzałam do
tego koszmaru i okazało się, że facet jest w stanie półmaterialnym i
potrzeba naprawdę zaawansowanego Śnienia...
- Nie mów, że zbyt zaawansowanego, bo nie uwierzę - przerwałam. -
Przecież nawet ja zrobiłam raz coś takiego. Bez specjalnych przygotowań,
znając od ciebie tylko teorię...
- To była taka teoria, którą akurat tobie mogłam wyłożyć - skwitowała. -
Wszyscy inni w praktyce... Raczej by się na niej wyłożyli.
- Przepraszam, ale chyba nie bardzo... - wykrztusiłam, kiedy już
odzyskałam (względnie) głos. - Jestem jakaś inna niż inni? Znaczy,
wyczułaś we mnie wtedy coś wyjątkowego?
- Wiesz, może i jestem małą trzpiotką, ale nie instruuję w Śnieniu
każdej pierwszej napotkanej osoby - w tym momencie wcale nie brzmiała
jak mała trzpiotka.
- Ale ja ledwo pamiętam własne sny, chyba, że ty albo Vanny je
odwiedzacie! - wyjąkałam. - Zresztą to są wtedy bardziej wasze sny niż
moje. Nie jestem materiałem na Śniącą!
- Nie, nie jesteś - przyznała. - Ale czujesz się częścią naszych snów, prawda?
Zabiła mi klina tymi słowami. Choć raz rzuciłam Vanny półżartem, że
nadaję się raczej na koszmar niż na Śniącą, nie zastanawiałam się nad
tym specjalnie. Tymczasem, jakby poważniej pomyśleć... Rzeczywiście
czułam się na miejscu w cudzych snach. Mniej lub bardziej, ale wciąż na
miejscu.
- A właśnie, co do tego faceta - przypomniała sobie Yori. - Otóż jest na
tyle materialny żeby śnić ten swój koszmar i jednocześnie na tyle
nierzeczywisty, by być jego częścią. A Vanny-chan jest zbyt niepewna
siebie i właściwie o to się wszystko rozbija.
- A nie możesz jej po prostu pomóc?
- Będę ją asekurować, ale porządny trening jej się przyda - prychnęła. - Chyba mało ją nauczyli w tej szkole między wymiarami.
Odchrząknęła - czy w kontrolowanym śnie można złapać chrypkę? - i
zanurzyła usta w herbacie. Ja też wypiłam trochę swojej. W tle
pobrzmiewał jakiś cichy jazz - kolejna nowość.
- Powiedz mi jeszcze - zaczęłam po chwili. - Dlaczego tak wtedy
odgrażałaś się Vanny, że ją dorwiesz? Stało się coś... Niedobrego?
- Czy niedobrego, jeszcze nie wiem - Yori pokręciła głową. - Wiem tylko, że ktoś gdzieś szukał zbyt głęboko, no i się doszukał.
- Czego? - zapytałam, ale ona nie zwróciła uwagi, zapatrzona we własne myśli.
- Właściwie nawet nie wiem, kto - ciągnęła. - Ale nasza mała społeczność Yumemi
jest tym zaalarmowana... No to postanowiłam ostrzec Vanny-chan, o ile
ktoś wcześniej tego nie zrobił. Ona jest wrażliwa, może dostrzec różne
rzeczy... A tu tymczasem widzę, że gubi się we własnych snach!
Zdecydowanie mogłaby dla odmiany zająć się o g ó ł e m snów.
- I powiedziałaś jej to? - odstawiłam filiżankę.
- Jasne, a nawet więcej. Ale to nie dla pierwszych lepszych koszmarów -
pokazała mi język. - Pytanie tylko, czy coś w ogóle do niej dotarło.
Obudziłam się z uczuciem niedosytu. Oczywiście nadal mnie gnębiło
wrażenie, że o czymś zapomniałam odnośnie zaginionej Callinii, ale to
nie wszystko. Miałam zamiar pogadać z Yori o różnych rzeczach
niezwiązanych ze Śnieniem. Może za to z Agencją, ale nie ze Śnieniem.
Najwyraźniej jednak, żeby zwyczajnie poplotkować, powinnyśmy spotkać się
kiedyś na jawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz