Czy tamta rozmowa naprawdę
tak wyglądała? Kiedy zasiadłam do jej zapisywania, poczułam, że mam
pustkę w głowie... Czuję się wybita z rytmu, mam wrażenie, że wszystko
wyglądało zupełnie inaczej - poza scenerią i paroma szczegółami. Na
przykład mojej dyskusji z Devną nie neguję, może dlatego, że akurat
własnych słów powinnam być pewna? Śmieszne, nie sądziłam, że
kiedykolwiek będę sama dla siebie odniesieniem do rzeczywistości -
zwłaszcza, że w wymiarach nadprzyrodzonych, takich jak Refren, nic nie
jest do końca pewne. Ale też biorę pod uwagę, że nasza dyskusja była o
przeznaczeniu, a taka prędzej czy później powinna się odbyć... Chociaż z
kolei to się kłóci z moją opinią na temat " czy pisać o tym, co jest,
czy o tym, co być powinno". Jeśli wybrałam tę drugą opcję, choćby i
nieświadomie, jednak sama sobie przeczę. Nawet jeśli tylko w takich
drobiazgach - w końcu można zaczynać od drobiazgów, a skończyć na
próbach ulepszania światów według własnego widzimisię.
Czy lepiej jest przeszkadzać opowieściom, czy pozwalać, żeby się działy?
Może wizyta w Refrenie spowodowała, że wracam do rozmyślania na ten
temat, a może jedna z moich ulubionych książek, którą właśnie czytam
ponownie, a która zawsze mnie niepokoi... Ale chyba pora odłożyć na bok
refleksje, bo Lilly zaczyna mieć do mnie pretensje, że zamiast słuchać,
co mi ma do powiedzenia, ciągle coś czytam (dziwne, ale nie przepada za fantasy), a jak nie, to piszę.
Przy okazji nadmienię jeszcze, że pozwoliłam, by kolejna opowieść
przeszła mi koło nosa. Mianowicie Aeiran jednak zdecydował się wybadać
jak się mają sprawy w Ciemności i pojechał tam razem z Aldriną. Nie
wiem, co może z tego wyniknąć, ale chyba nie powinnam się za bardzo
niepokoić, zwłaszcza, że raczej na Ciemności poprzestaną. Z Jasności za
trudno wrócić...
Trochę szkoda, że Aeiran kategorycznie nakazał mi wracać do domu i tam
bezpiecznie siedzieć, ale po moich ostatnich eskapadach w zasadzie mnie
to nie dziwi. Zaskoczyło mnie za to, że wybrała się z nimi Nindë. Ale
może jej po prostu nie doceniam? Znamy się na tyle długo, że powinnam
wreszcie zacząć.
Oczywiście nie pojechałam do domu, tylko zostałam w DeNaNi, żeby
odwiedzić srebrne smoki w Naith. Bądź co bądź, u Lilly jest absolutnie
bezpiecznie (dla każdego, kto jest przyzwyczajony do charakterku jej
babci). Chętnie skrzyknęłabym całą naszą szóstkę, ale pozostałe są w tej
chwili nieuchwytne. Pewnie uda im się zebrać dopiero na moje urodziny,
chyba, że Pai Pai postanowi wyprawić swoje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz