Czasem mam ochotę się zaszyć
samotnie gdzieś, gdzie mnie nikt nie znajdzie, gdzieś z dala od
czających się wszędzie opowieści, od własnych i cudzych problemów, tylko
z moją herbatą, z książkami... Ze słuchawkami na uszach, z moim
ulubionym gitarowym jazgotem. Daleko, na zawsze. I to jest, jak dla
mnie, zupełnie normalna ochota.
Ale nie, nie na zawsze. Po pierwsze, szybko by mi się znudziło. Po
drugie, jest Tenari. Po trzecie, są moi przyjaciele. Po czwarte, za
bardzo za kimś w tej chwili tęsknię i być może to się przyczynia do
mojego obecnego nastroju. Więc czuję, że jednak nie na zawsze i to też
jest zupełnie normalne uczucie.
Widocznie odreagowuję pewne rzeczy na raty i jeszcze się to nie
zakończyło. Poza tym jestem zmęczona. Nie tyle nawet natłokiem ostatnich
wydarzeń, co robieniem - komu? - wyrzutów, że mogło być lepiej. Och, do
licha! Gorzej też mogło być!
Jeszcze na chwilkę wyściubię nos ze swojej skorupy, żeby napisać do
Vanny. Przyszła dzisiaj depesza od Lexa, żebym jej przekazała
podziękowanie, bo osobiście się boi. I że też zamierza zaszyć się
gdzieś, gdzie go jeszcze nie było. Już zakończył te swoje sprawy z
Koroną, czymkolwiek była?
A siły - te fizyczne i psychiczne - pewnie zdążę odzyskać kiedy zakwitną akacje. Nie mogłabym przegapić kwitnienia akacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz