- Mam do ciebie pewną prośbę - Vaneshka uśmiechnęła się nieśmiało.
- Mów śmiało - odwzajemniłam uśmiech i postawiłam herbatę na stoliku.
Zanim jednak usiadłam, nie omieszkałam podejść do siedzącego na kanapie
Tenariego i zaklaskać mu przed oczami. Zamrugał i skrzywił się, ale
przestał się pogrążać we własnych i cudzych myślach.
- Podano do stołu, paniczu - powiedziałam dobitnie. - I mógłbyś też go
zaprosić na herbatę, zamiast tylko siedzieć wiecznie wyłączony.
Tenari grzecznie podleciał do stolika i wziął swoją cynamonową, ale moje
słowa go rozbawiły, jakbym domagała się gwiazdki z nieba.
- To może inaczej - westchnęłam. - Uświadom go, że jutro przychodzi na herbatę.
Mały posłał mi uśmiech pod tytułem "tak lepiej", po czym wrócił na
kanapę ze swoją filiżanką. Ja natomiast usiadłam, narzekając w duchu, że
oto z własnej woli pogłębiam konszachty... Znaczy, kontakty z Chaosem.
Jakbym już i tak nie była z definicji chaotyczna, Tenari zresztą też.
- Niech to, przepraszam cię - zwróciłam się do Vaneshki, otrząsając się
z zamyślenia (zaraził mnie?!). - O co chciałaś mnie prosić?
- Chciałabym, żebyś pomogła mi znaleźć Leo i Milanee - pieśniarka
spuściła oczy. - Od dwóch tygodni nie mam z nimi kontaktu, a przecież
wcześniej odzywali się przynajmniej dwa razy na tydzień...
- Nie jesteś przypadkiem nadopiekuńcza? - zapytałam zaczepnie.
- Cóż poradzę, że mi ich brak - westchnęła. - A Carnetia prawie nie bywa w domu, więc siedzę tylko z drzewkiem.
- Właściwie dokąd ich wywiało? Już dawno miałam o to zapytać, ale jakoś... Zapomniałam.
Kiedy Vaneshka zaczęła wyjaśniać, na jej twarzy pojawił się żal przemieszany z rozbawieniem.
- Milanee uparła się, że odnajdzie Haldisa - powiedziała - Nie wiem, co
dokładnie między nimi zaszło, ale gryzła się tym przez naprawdę długi
czas. A Leo uznał, że to szaleństwo puszczać ją samą.
- I do tej pory go nie znaleźli? - przewróciłam oczami. - Półtora miesiąca poza Marzeniem?
- Światy są nieogarnięte - pieśniarka spuściła wzrok. - Może nie dla kogoś takiego jak ty, ale dla nich...
- W porządku, mogę pomóc - pokiwałam głową. - Ale zdajesz sobie sprawę, że pojutrze jedziemy do Pieśni?
- Owszem, owszem - roześmiała się. - Dlatego dam im jeszcze tygodniowy kredyt zaufania.
Czasem myślę, że wolałabym, by światy i dla mnie były nieogarnięte...
Ale też przyznam, że mam ochotę skakać z radości. Skoro ruszam na
Krawędź w towarzystwie Vaneshki, oznacza to, że po raz pierwszy pojadę
przez Melodię! Hura, hura!
I ciekawa jestem, czy w czasie, gdy tam będę, moi tajemniczy korespondenci znów przyślą mi konwalie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz