It only has one face
Even if you die - you've no clue
That man standing by your side
Perhaps he knows the truth
But it may not exist at all
Why pray to the light when darkness conceives it?
You're surrounded by deceit
It has so many sides
Yet you turn your back on that fact
Rooted deep in history
A clever web of lies
No one gets away - no one tries
Why pray to the light when darkness conceives it?
New days dawn - let's start the game...
Hyde
Jak ja lubię zmieniać domenę i tracić przez to kilka dni. Dlaczego nie zyskiwać, dlaczego?!
I co mi to właściwie dało?
Świat, który może powinnam nazywać domem... Świat, gdzie się ziściłam w obecnym życiu, nic się nie zmienił, od kiedy byłam tam po raz ostatni, a było to parę lat temu. To znaczy, dla mnie minęło parę lat, tam, jak już wspomniałam, czas płynie troszkę inaczej. W każdym razie, dobrze pamiętam ile się tam kiedyś działo... Choć może nadal się dzieje; niekoniecznie musi być widoczne. Bogowie nie walczą z demonami na ulicach w biały dzień.
Nie wiem dlaczego wybrałam się akurat na zwiedzanie miasta zwanego stolicą białej magii - z przekory? Nawet zbudowane jest na planie sześcioramiennej gwiazdy, symbolu mającego chronić przed złymi mocami. Pewnie dlatego tak przyciąga demony. Nie ma nic lepszego niż odrobina magii światłości. Pozytywnych wibracji.
Że ja jestem wyjątkiem, którego pozytywne wibracje nie przyprawiają o mdłości, to od dawna wiadomo. Że cała moja najbliższa rodzina - też... Ciekawe, czy jeszcze zdarza im się tu bywać.
Natomiast demon, o którego mi chodziło, siedział w kawiarence i z radosnym uśmiechem spożywał loda. Na ten widok od razu przeszły mnie ciarki, choć przecież tutaj nie panowała zima (właściwie nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek widziała tu porządną zimę, a szkoda...). Chyba trochę zdziwił go mój widok, ale po chwili uśmiechnął się szeroko i pomachał mi.
- Wiedziałaś, gdzie się pojawić o właściwej porze - przywitał mnie. - Siadaj, właśnie tu mają najlepsze lody... I zamówiłem cieplutką herbatę.
- Cieplutka herbata do zimnych lodów? - podjęłam temat jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi i usiadłam przy stoliku.
- Koniecznie, skrajności są najlepsze - pokiwał głową, po czym zamówił jeszcze jedną herbatę.
- Xemedi-san zawsze piła świeżo zaparzoną herbatę do zimnych lodów - podjął po chwili z jakimś takim melancholijnym uśmiechem. - Jak najbardziej gorzką do jak najsłodszych. Nie powinniśmy w taki sposób uczcić jej pamięci?
- Nie zgrywaj się - mruknęłam.
- Gdzieżbym śmiał? - rzucił mi obrażone spojrzenie spod zmrużonych powiek i teatralnie westchnął: - To raczej ty zachowujesz się niestosownie, gdy ktoś wielki odszedł ze światów.
- Jasne... - ucięłam i zaczęłam się zastanawiać, czemu właściwie uważałam, że właśnie od niego się czegoś dowiem. Chyba dałam się złapać na ten nieszkodliwy, trochę pajacowaty image, który publicznie przybierał - i już nie pamiętałam, na co go tak naprawdę stać. Ile może wiedzieć.
Ale tym też mi imponował. Bogowie, jak ja go podziwiałam... A potem spotkałam Xellę-Medinę.
- A więc, co cię tu sprowadza? - zmienił temat, jak gdyby nigdy nic. Nie odpowiedziałam od razu, bo akurat przyniesiono nam herbatę. Faktycznie, potwornie gorzka, ale lubię taką.
- Pewnie już się domyśliłeś - uśmiechnęłam się wreszcie. - Chciałam się dowiedzieć, co napisała w liście do ciebie.
- Dlaczego zakładasz, że do mnie napisała? - od razu wiedział, o co mi chodzi.
- Raely Kay mówił, że byłeś wtedy przy Otchłani Cereithy... Znaczy, wiedziałeś, co się stanie. A ja wiem, że były trzy listy.
- I jeden z nich ty dostałaś? - łyknął odrobinę herbaty. - I myślałaś, że co ci powiem, kiedy zapytasz?
...No tak.
- To, co zawsze - prychnęłam. - Ale powiedzmy, że mi tego brakowało.
Znów się uśmiechnął, ale tym razem inaczej - przeszywając mnie na wylot spojrzeniem fioletowych oczu. Czy już wspominałam, jak go kiedyś podziwiałam? Ech, nieważne. Czuję się jakby to było w innym życiu.
- Równowaga nie wygląda na zachwianą, czyż nie? - zagaił.
- Ty byś to akurat zauważył - żachnęłam się. - Przecież tutaj zachwianie równowagi jest odczuwalne dopiero, gdy zabraknie kogoś ważnego po jednej ze stron...
- Racja, a Xemedi-san zawsze była tak uroczo bezstronna - jego uśmiech znów stał się rozbrajająco chłopięcy. - Na tyle bezstronna, na ile ktoś tak chaotyczny może być bezstronny, oczywiście.
- Może, może. Kiedy wpędzała kogoś w kłopoty, nie patrzyła na stronę, po której ten ktoś stał, tylko na możliwość ciekawego zwrotu akcji.
- Z wprawą zdolnego reżysera - przytaknął. - Czasem sam się czułem jak aktor w jej przedstawieniu, choć przecież nie powinienem... Chyba.
- Teraz już nie będziesz miał konkurencji.
- Ale też nie będę miał z kim normalnie porozmawiać.
Doprawdy... Dużo bym dała, żeby móc usłyszeć "normalną rozmowę" w ich wykonaniu... Znów się złapałam na porównywaniu ich ze sobą. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. I miałam ochotę go poprawić, powiedzieć "na ile ktoś tak bezstronny może być chaotyczny".
- O, mam pomysł - klasnął w dłonie. - Nie powiem ci, co mi napisała, ale pokażę, co mi przysłała! To ci wystarczy?
Zamknął na chwilę dłoń, z tajemniczym uśmiechem iluzjonisty, a kiedy ja ponownie otworzył, widniał w niej mały kamyczek. Ciemny, zupełnie matowy.
- To właściwie nie jest nic nadzwyczajnego - wyjaśnił, widząc moje pytające spojrzenie. - Zwykły przypadkowy symbol, jakich w światach wiele. Ale napisała mi, że kiedy zacznie świecić, mam poszukać jej godnego następcy... Oj, chyba jednak coś zdradziłem - zmartwił się. - Tylko nie mów jej bratu, dobrze?
Nie odpowiedziałam, znów pogrążając się w rozmyślaniach. Znów zastanawiając się, dlaczego... Cóż, chyba już nieważne, dlaczego. Może było ważne, ale zdążyło umknąć.
Wiem, co teraz powinnam zrobić - napisać do Renê. Dziwię się, że jeszcze tego nie zrobiłam, bo powinnam na samym początku. To ona jest osobą najbardziej związaną z Xemedi-san, ona i tylko ona.
I ciekawa jestem, czego właściwie mam nie mówić Kayowi. Tego, kto został wyznaczony, by wybrać nowy Filar Chaosu, czy tego, że jego siostra zdecydowanie n i e zginęła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz